Autor: FWG

Politycy, mówiąc o gospodarce, często odwołują się do mitów sprzecznych z teorią ekonomii. Mity te z różnych powodów są popularne w społeczeństwie. Politycy czasami w nie wierzą, częściej nie, ale uważają, iż zaprzeczanie im, byłoby źle odbierane przez elektorat. Niektóre ekonomiczne mity służą określonym grupom interesu, inne, wynikają z tradycyjnego myślenia i wywodzą się z epoki przednowoczesnej. Pół biedy, gdy politycy odwołują się do nich tylko w celach propagandowych. Niestety często wpływają one na politykę gospodarczą, obniżając efektywność gospodarki i średni poziom życia. Oto najpopularniejsze mity ekonomiczne:
1. Dokonując wyborów zarówno na poziomie makro-, jak i mikroekonomicznym należy kierować się patriotyzmem gospodarczym.
Patriotyzm gospodarczy to raczej slogan polityczny niż realna propozycja. Na czym miałby polegać? Na kupowaniu polskich towarów przez polskich konsumentów, korzystaniu z polskich sklepów, a nie zagranicznych sieci, preferowaniu polskich firm przy publicznych przetargach? To nie takie proste. Większość produktów jest międzynarodowa. Powstają one we współpracy firm z różnych państw lub też wytwarzane są przez firmy z międzynarodowym kapitałem. Międzynarodowe sieci handlowe dbają o to, by w asortymencie mieć polskie towary, to znaczy wytwarzane w Polsce, choć niekoniecznie przez firmy z polskim kapitałem. Gdybyśmy przyjęli zasadę, iż w publicznych przetargach wygrywają tylko polskie firmy, nie tylko złamalibyśmy unijne prawo, ale uczynilibyśmy też krzywdę polskiemu podatnikowi i polskim firmom. Przetarg, jeżeli jest adekwatnie przeprowadzony, ma wyłonić wykonawcę usługi lub produkt najlepszy i jednocześnie relatywnie tani. Ograniczenie się tylko do polskich firm w oczywisty sposób podniosłoby koszty publicznych inwestycji.
Jeśli będziemy odrzucać zagraniczne firmy i produkty, to samo uczynią Niemcy, Francuzi, Czesi, Holendrzy. Konsekwentna polityka „patriotyzmu gospodarczego” oznaczałaby zamknięcie się gospodarek narodowych we własnych granicach. Dla stosunkowo niewielkiego kraju, jakim jest Polska, byłaby to katastrofa. Program gospodarczy, który doprowadzi do zamknięcia polskiej gospodarki i wypchnięcia polskich przedsiębiorstw z międzynarodowych rynków, a tym samym do zubożenia Polaków, nie jest patriotyczny.
2. Przedsiębiorstwa o strategicznym znaczeniu nie powinny być nigdy sprywatyzowane
Polska ma drugie miejsce po Turcji wśród państw OECD (to 38 zamożnych państw o gospodarce rynkowej) pod względem obszaru gospodarki kontrolowanej przez państwo. Prywatyzacja została praktycznie zatrzymana w pierwszej dekadzie XXI wieku i w rękach państwa pozostały nie tylko duże firmy, uznawane za strategiczne, ale też setki małych. Do strategicznych politycy zaliczają zwykle duże firmy energetyczne, transportowe i logistyczne. Ale w większości państw OECD przedsiębiorstwa takie są prywatne i nie przeszkadza to państwu w prowadzeniu dobrej polityki gospodarczej. Państwo ma rozmaite instrumenty dla realizacji swej polityki. Jego zadaniem jest stanowienie prawa i regulacji. Łączenie funkcji regulacyjnej z właścicielską zakłóca funkcjonowanie gospodarki, gdyż istnieje pokusa ustalania regulacji na korzyść własnej spółki, a nie wszystkich podmiotów. Z polskiej praktyki wiemy też, iż tzw. strategiczne spółki stanowią zaplecze finansowe dla polityków, którzy aktualnie sprawują władzę.
3. Państwo musi prowadzić aktywną politykę gospodarczą, określać, w jakie obszary należy inwestować, a także wspierać najważniejsze i największe firmy, tzw. narodowe czempiony.
Rząd nie ma instrumentów, by alokować kapitał bardziej efektywnie, niż czyni to rynek. Podejmuje i realizuje decyzje wolniej niż inwestorzy prywatni, więc choćby o ile jego wstępne analizy opłacalności inwestycji są prawidłowe, to zmieniająca się sytuacja sprawia, iż przestają być aktualne. Rząd przy decyzjach inwestycyjnych często kieruje się innymi motywami niż długookresowa efektywność, ulega naciskom grup interesu (np. lokalnych polityków, którym na inwestycji zależy). Koncepcja „narodowych czempionów” popularna była przez wiele lat we Francji, zwłaszcza w czasie rządów socjalistycznych, które wydały wiele miliardów franków na komputerową firmę Bull. Miała ona konkurować z amerykańskimi korporacjami informatycznymi, ale mimo ogromnego wsparcia państwa przynosiła straty i ostatecznie została przejęta przez korporację Atos. Wspieranie „narodowych czempionów” sprowadza się do wyznaczania przez polityków zwycięzcy na starcie wyścigu, z oczywistą szkodą dla firm konkurujących, które mogą okazać się bardziej efektywne i lepiej zarządzane.
4. O bogactwie kraju decyduje nadwyżka w wymianie handlowej z zagranicą.
Taki pogląd w ekonomii nazywa się merkantylizmem. Wyznawał go między innymi żyjący w XVII wieku Jean-Baptiste Colbert, kontroler generalny finansów państwowych francuskiego króla Ludwika XIV. W pewnym uproszczeniu można ten pogląd sprowadzić do tego, iż podczas wymiany handlowej to, co jedna strona zyskuje, druga traci.
Zwolennikiem merkantylizmu jest Donald Trump, który twierdzi, iż Unia Europejska, a także Kanada, Meksyk i Chiny są finansowane przez Stany Zjednoczone, gdyż sprzedają na amerykański rynek więcej towarów, niż kupują. Podobny pogląd wyznają także niektórzy politycy PiS, którzy przedstawili kiedyś wyliczenia, z których wynikało, iż przepływy finansowe między Polską i Unią Europejską są na naszą niekorzyść, gdyż co prawda otrzymujemy unijne fundusze, ale za to firmy z Unii sprzedają w Polsce więcej, niż kupują. Jak wykazali ekonomiści klasyczni, żyjący 200 lat po czasach Colberta, w wolnej wymianie handlowej, niedotowanej przez któryś kraj, zyskują obie strony. Utrzymujące się przez długi czas ujemne saldo w bilansie handlowym może być dla gospodarki niekorzystne, ale maksymalizacja nadwyżki handlowej nie powinna być celem polityki gospodarczej.
5. Kraj musi być samowystarczalny żywnościowo, więc państwo musi otoczyć rolnictwo szczególną opieką.
Rolnictwo przez wieki było najważniejszym działem gospodarki, decydującym o poziomie zamożności kraju. Ale w większości państw rozwiniętych już na początku XX wieku najważniejszym działem stał się przemysł przetwórczy. Dziś rolnictwo tworzy mniej niż 5 proc. PKB, a zatrudnienie w nim znajduje niewielka, ale zwykle wpływowa grupa rolników. Odwołują się oni do mitu z okresu przednowoczesnego o wyjątkowej roli ziemi, na której uprawiane jest zboże i która żywi naród. To mit, który ma dużą siłę propagandową, dzięki czemu żądania małej grupy rolników są wspierane przez dużą część społeczeństwa, wbrew własnym interesom. Polscy rolnicy są przeciwni porozumieniu handlowemu Unii Europejskiej z krajami Mercosour i rząd zapowiedział, iż będzie dążył do jego zablokowania, co podoba się większości wyborców. Gdyby porozumienie weszło w życie, doprowadziłoby do obniżenia cen żywności w Europie i oczywiście w Polsce. To byłoby korzystne dla 37 mln Polek i Polaków i być może niekorzystne dla kilkuset tysięcy polskich producentów rolnych.
6. Bogate są tylko kraje posiadające cenne złoża surowców.
Dwa najbogatsze kraje europejskie to Szwajcaria i Luksemburg, które nie posiadają znaczących bogactw naturalnych, a wzbogaciły się głównie na usługach finansowych. Trudno natomiast uznać za bogate takie kraje jak Kongo, Nigeria, czy Angola, które mają ogromne pokłady cennych surowców. Trzeba pamiętać, iż wydobycie i transport surowców wymagają dużych nakładów kapitałowych, a ich eksploatacja jest kosztowna. To, czy jest opłacalna, czyli przynosi zysk i w efekcie wzbogaca kraj, zależy od kosztów wydobycia i ceny sprzedaży, która zwykle kształtuje się na światowych rynkach. Śląskie kopalnie na każdej tonie węgla wydobywanego w roku 2020 miały 54 zł straty. W niektórych strata sięgała 300 zł na tonie. Twierdzenie, iż węgiel jest największym bogactwem Polski, jest zatem dalekie od prawdy.
7. Gromadzenie złota w banku centralnym umacnia i stabilizuje walutę.
Ten mit szerzy prezes NBP Adam Glapiński w propagandowych spotach. Wykorzystuje fascynację ludzi żółtym kruszcem. Prezes chwali się, iż zasoby złota w posiadaniu polskiego banku są już niemal takie, jakie posiada Europejski Bank Centralny i to sprawia, iż złoty jest mocny. To oczywiście wprowadzanie w błąd opinii publicznej. Rezerwy złota w bankach centralnych nie oznaczają, iż krajowe waluty mają w kruszcu pokrycie. O stabilności polskiego pieniądza świadczą wskaźniki inflacji, które są w Polsce wyższe niż w większości państw Unii Europejskiej. Złoto stanowi część rezerw, które w NBP gromadzone są m.in. dzięki napływowi zagranicznego kapitału oraz unijnych funduszy, a nie dzięki wytężonej pracy prezesa NBP. Warto też przypomnieć, iż w roku 2023 NBP miał gigantyczną stratę 20,8 mld zł.
Walka z mitami ekonomicznymi jest trudna, a politycy (oraz prezes NBP) w tej walce nie pomagają, choćby o ile wiedzą, iż polityka gospodarcza oparta na mitach przynosi fatalne skutki.
Witold Gadomski – dziennikarz, publicysta „Gazety Wyborczej”
Artykuł jest częścią cyklu Fundacji Wolności Gospodarczej „Okiem Liberała” i ukazał się również na stronie Wyborcza.pl.