Brykiet ze słomy, siana, trzciny czy miskantusa to realna alternatywa nie tylko dla gospodarstw domowych, ale także dla lokalnych grup rolników. Pozornie niepotrzebne resztki rolnicze można z powodzeniem przekształcać w bezpieczne i ekologiczne paliwo. Do kompaktowej postaci agrobiomasowych pozostałości niedrzewnych stosuje się brykieciarki. Technologię tę, wraz z produkcją maszyn, rozwija od 20 lat rodzinna firma Asket z Poznania. Dyrektorem ds. sprzedaży jest inżynier Barbara Pokrzywa, córka właściciela, dla której ekologia ma kluczowe znaczenie w działalności biznesowej.
Absolwentka Politechniki Poznańskiej nie poprzestała na zdobytym dyplomie uczelni. Dlaczego postanowiła Pani dołożyć sobie jeszcze MBA i ESG Management?
Z prostej przyczyny, bo sama technologia już nie wystarcza. Żeby projektować urządzenia, które naprawdę służą ludziom i planecie, a nie tylko działom sprzedaży, trzeba mieć dodatkową wiedzę. Studia na Wydziale Automatyki, Robotyki i Elektrotechniki Politechniki Poznańskiej dały mi świetny fundament. Kiedy jednak zobaczyłam, jak wiele wyzwań stawia przed nami współczesny świat, zwłaszcza w obszarze środowiska i zrównoważonego rozwoju, postanowiłam dołożyć do tego MBA na Politechnice Warszawskiej i ESG Management na Collegium Da Vinci. To nie był kaprys. To była potrzeba – realnego wpływu na świat, aby chronić klimat.
Jak to się przekłada na działalność firmy Asket?
Bezpośrednio. Produkujemy maszyny do brykietowania agrobiomasy – głównie słomy, siana, trzciny, miskantusa. Są to maszyny, które „prasują” lekkie odpady rolnicze do formy kompaktowych brykietów. To ułatwia przechowywanie, transport, ale też zapewnia efektywniejsze spalanie. I to nie jest mrzonka. Nasze urządzenia pracują już w ponad 30 krajach. W Szwecji w projekcie GO-GRASS produkują higieniczną ściółkę dla zwierząt, w Niemczech biowęgiel, a w Azji rozwiązują problem zagospodarowania słomy ryżowej, która bywa po prostu… spalana na polu i przyczynia się do ogromnego zanieczyszczenia powietrza.
Czyli nie tylko Polska korzysta z tych urządzeń?
Polska niestety korzysta z nich w niewielkim zakresie. Za granicą często szybciej dostrzegają potencjał naszej technologii. W krajach azjatyckich wypalanie resztek pożniwnych powoduje katastrofalne smogi. A przecież ta słoma to surowiec, a nie odpad i można ją z pożytkiem wykorzystać, choćby do wytwarzania ciepła czy biogazu. Niestety, edukacja i infrastruktura są tam przez cały czas barierą, choć to się zmienia. Ale my, jako firma, nie patrzymy na granice, tylko na wyzwania.
A jak wygląda sytuacja na rodzimym podwórku? Świadomość rośnie?
To zależy od sytuacji. W Polsce było zainteresowanie agrobiomasą, zwłaszcza kiedy zielone certyfikaty miały swoją wartość. Potem, gdy przestały się opłacać, wiele firm się wycofało. Ale teraz, w czasach napięć geopolitycznych, niepewności energetycznej, wzrastających cen opału, znów widzimy, iż ludzie szukają lokalnych, odnawialnych źródeł energii. Po wybuchu wojny na Ukrainie nasza produkcja brykietów wzrosła o około 300%. Mieliśmy zapasy słomy, pojawili się klienci, bo bali się zimy i braku opału. Wynajem brykieciarek także znacznie wzrósł.

Już jest dziewiąta generacja brykieciarek. Co się zmienia z każdą nową wersją tych urządzeń?
Doskonalimy technologię i automatyzujemy pracę maszyn. Zaczynaliśmy jako większa firma, dziś postawiliśmy na „agile production”, czyli dostosowujemy się do potrzeb. Mamy wersje mobilne, stacjonarne, zautomatyzowane. Nasza brykieciarka jako pierwsza w Europie przeszła weryfikację technologii środowiskowych ETV (ang. Environmental Technology Verification) uzyskując Świadectwo Weryfikacji, które potwierdza jej parametry pracy oraz wspieranie działań prośrodowiskowych. w tej chwili ETV funkcjonuje jako norma ISO14034:2016.
Nie robimy gigantycznych maszyn dla przemysłu. Naszym celem są lokalne, zdecentralizowane systemy. Rolnik z sąsiadem kupują maszynę, przetwarzają własną słomę i mają energetyczny backup na zimę lub dostarczą surowiec lokalnym odbiorcom, najlepiej w okolicy, czyli „wokół komina”, aby ograniczać ślad węglowy.
Czyli „z pola do pieca”, zamiast „z kopalni do komina”?
Dokładnie tak. I to jeszcze z dodatkowymi korzyściami. Nasze brykiety ze słomy mają wartość opałową rzędu 16 MJ/kg, niską zawartość siarki, chloru i popiołu, a ten popiół można potem wykorzystać jako nawóz. Mało kto wie, iż brykietowanie zwiększa gęstość słomy choćby dziesięciokrotnie – z 60 do 650 kg/mł. Oszczędność miejsca, niższe koszty transportu, łatwiejsze przechowywanie, bo słoma nie gnije, większa efektywność spalania. To się po prostu opłaca użytkownikom i środowisku.
A co z zarzutami dotyczącymi zanieczyszczeń ze spalania biomasy?
To nie jest kwestia paliwa, ale technologii spalania. Używaliśmy z powodzeniem przez lata kotła na drewno, teraz mamy automatyczny kocioł na brykiety. Technologia idzie do przodu. Zresztą – lepiej spalić lokalny brykiet niż miał węglowy z importu, prawda?

Jak Pani postrzega rozwój ESG w polskich realiach?
Z dużą dozą realizmu. ESG to zbiór kryteriów, który dotyczy przede wszystkim ogólnie mówiąc dużych firm, pozwalających ocenić wpływ przedsiębiorstwa na środowisko, społeczeństwo i zarzadzanie. Stanowi podstawę do budowania strategii zrównoważonego rozwoju i podejmowania odpowiedzialnych decyzji biznesowych. Pomysł świetny, ale wykonanie przerażające dla małych firm. Dostają formularze od dużych korporacji: „proszę opisać politykę zakupową, łańcuch wartości, ślad węglowy…” A oni nigdy tego nie robili. Trzeba edukować, tłumaczyć, wspierać, bo sama idea jest słuszna, ale nie może być nadmiernie zbiurokratyzowana, bo będzie przytłaczająca. Zarządzanie firmą to nie tylko zyski, ale też wpływ na ludzi i środowisko. Dobrze, jeżeli potrafimy to ze sobą połączyć, bo zrównoważony rozwój ma się firmom opłacać.
Asket to przez cały czas firma rodzinna. Jak zaczynaliście?
Od serwisu aparatury kontrolno-pomiarowej. Tata – energetyk, mama – chemik, ja – automatyk. W 2005 powstała pierwsza brykieciarka. Ale zanim zaczęliśmy produkcję, przez dwa lata prowadziliśmy uprawy zbożowe, żeby zrozumieć, z czym rolnik się mierzy. Dziś oferujemy kompletne linie – od rozdrabniania po brykietowanie, wersje mobilne i stacjonarne. I mamy stałych odbiorców. Produkujemy nie tylko maszyny, ale i same brykiety, które sprzedajemy lokalnie.
Jak widzi Pani przyszłość firmy?
Nie chcemy być wielkim graczem na rynku. Chcemy być firmą zrównoważoną, a przy tym rentowną. Naszą misją jest budowanie niezależności energetycznej poprzez zrównoważone wykorzystywanie surowców w duchu Gospodarki Obiegu Zamkniętego. Realizujemy tę ideę, dbając jednocześnie o korzyści dla społeczności – tworzenie miejsc pracy, wspieranie lokalnych zasobów i minimalizowanie wpływu na środowisko. Nasze rozwiązania właśnie temu służą. W świecie, w którym o innowacjach decyduje często algorytm lub moda, prawdziwa zmiana zaczyna się od racjonalnego podejścia. Od ludzi, którzy wiedzą, iż słoma, agrobiomasa, to nie odpad a surowiec do dalszego wykorzystania na przykład jako paliwo, do produkcji biowęgla, biogazu, a choćby paliw drugiej generacji – choć to „wyższa szkoła jazdy”. Ludzi, którzy działają z głową, bo to jest ta iskra, która może zapalić coś większego niż piec, wpłynąć realnie na zmianę i wzmocnić nasze bezpieczeństwo energetyczne, szczególnie na terenach wiejskich. W świecie ograniczonej ilości dostępnych surowców coraz więcej oczu zwraca się ku biomasie agro. Potrzeba nam jednak systemowego podejścia w tym zakresie oraz stworzenia warunków do zastępowania paliw kopalnych zrównoważonymi rozwiązaniami opartymi na regionalnych zasobach, a także zachęt finansowych wspierających aktywizację działań.
Wiem, iż jest to możliwe.
Rozmawiała Jolanta Czudak