„Sneakflacja”: Jak cła Trumpa stopniowo podnoszą koszty dla amerykańskich konsumentów

3 godzin temu

Według prezydenta Donalda Trumpa, koszty ponoszą kraje zagraniczne i zagraniczne firmy. Jednak dowody wskazują, iż amerykańscy konsumenci i firmy płacą za cła, które administracja wprowadziła jako swój główny środek nacisku. „Udowodniono, iż choćby na tym późnym etapie cła nie spowodowały inflacji ani żadnych innych problemów dla Ameryki, poza ogromnymi ilościami gotówki napływającymi do skarbu państwa” – napisał Trump na początku miesiąca na swoim portalu społecznościowym Truth Social. „Co więcej, okazało się, iż w większości przypadków konsumenci choćby nie płacą tych ceł, a głównie firmy i rządy, w tym wiele zagranicznych, pokrywają koszty”. W swoim wpisie Trump nie podał żadnego uzasadnienia swoich twierdzeń.

Coraz więcej dowodów wskazuje na coś wręcz przeciwnego: dane ekonomiczne, badania naukowe, wydatki przedsiębiorstw i doświadczenia ludzi pokazują, iż to amerykańskie firmy i konsumenci ponoszą coraz wyższe koszty z powodu taryf. Oczekuje się, iż ciężar ten będzie się tylko zwiększał w nadchodzących miesiącach — a potencjalnie latach — w miarę wprowadzania kolejnych ceł i coraz głębszego osadzania się innych w łańcuchach dostaw.

Co pokazują najnowsze dane

Jeśli zagraniczni eksporterzy pokrywają koszty taryfowe, można to zaobserwować na podstawie danych ekonomicznych USA, sprawdzając, czy obniżają ceny eksportowe przed wprowadzeniem taryf.

Jeśli tak jest, będzie to widoczne w postaci niższych lub spadających cen importu do USA. Dane z ostatnich miesięcy pokazały jednak, iż ceny importowe (nie wliczając kosztów ceł, ubezpieczenia i transportu) pozostały na stabilnym poziomie. Wzrosły o 0,5% od wyborów w listopadzie i o 0,2% od marca, po którym ogłoszono większość nowych ceł, zgodnie z niedawną notatką Pantheon Macroeconomics.

„Jednym z argumentów, który do niedawna wydawał się wiarygodny, było to, iż ceny importu były wspierane przez gromadzenie zapasów przed wprowadzeniem ceł [pod koniec 2024 roku i w pierwszych trzech miesiącach 2025 roku], co spowodowało gwałtowny wzrost importu towarów do rekordowych poziomów” – napisali ekonomiści Pantheon, Samuel Tombs i Oliver Allen, w nocie z 19 sierpnia. „To sprawiło, iż zagraniczni eksporterzy byli natłoczeni zamówieniami, co nie zachęcało do obniżania cen przed wprowadzeniem ceł, aby utrzymać konkurencyjność. Jednak ceny importu pozostały odporne pomimo bardzo gwałtownego spadku importu towarów w [drugim kwartale], co sugeruje, iż gwałtowny spadek cen w przyszłości jest mało prawdopodobny”.

Bardziej szczegółowa analiza danych dotyczących cen importowych wskazuje na niewielki spadek cen importowych z Chin. Jednak w przypadku zdecydowanej większości państw ceny te pozostały praktycznie bez zmian, powiedział Olu Sonola, szef działu badań ekonomicznych USA w Fitch Ratings, w wywiadzie dla CNN.

„To oznacza, iż ​​wszystko to płacą importerzy” – powiedział. „Teraz pojawia się pytanie, czy to producent, detaliści, czy małe firmy, które to sprowadzają? Muszą teraz ustalić, ile z tego mogę wziąć na siebie, a ile przekazać dalej?”. „Bardzo prawdopodobne, iż przekażą większość dalej” – dodał. Do tej pory konsumenci byli w większości chronieni przed znacznie wyższymi cenami.

Do czerwca amerykańscy konsumenci pokryli 22% kosztów taryfowych, ale według szacunków ekonomistów Goldman Sachs z 10 sierpnia, udział ten miał wzrosnąć do 67% do października. Ta ocena doprowadziła do żądania Trumpa , aby gigant inwestycyjny zwolnił swojego głównego ekonomistę.

Ekonomiści Goldman Sachs twierdzą, iż spodziewają się, iż około 70% bezpośrednich kosztów taryf ostatecznie spadnie na konsumentów, a jeżeli uwzględnimy skutki uboczne podnoszenia cen przez krajowych producentów (co już się stało i prawdopodobnie będzie się przez cały czas działo — więcej na ten temat poniżej), suma ta może wzrosnąć do 100%.

Istnieje długa lista powodów, dla których wzrost cen wywołany cłami przebiega powoli: firmy zapełniły swoje magazyny towarami objętymi już cłami; wyższe koszty zostały rozłożone na podmioty w całym łańcuchu dostaw, co złagodziło straty dla sklepów detalicznych; a podejście Trumpa do ceł wprowadzanych okresowo sprawiło, iż większość z nich nie weszła w życie przez wiele miesięcy, a wiele towarów jest wyłączonych z cła (przynajmniej na razie).

Jednocześnie inflacja pozostała stosunkowo niska, z dobrych i złych powodów: z powodu utrzymujących się trendów deflacyjnych w kluczowych obszarach, świadczących o ciągłym wychodzeniu z niedoborów i skoków cen spowodowanych pandemią; spadających cen benzyny (spadły o 9,5% w porównaniu z lipcem ubiegłego roku) na tle globalnej niepewności gospodarczej; a także z powodu zmniejszonego popytu konsumenckiego w takich obszarach jak turystyka.

Mimo to ostatnie raporty dotyczące inflacji (CPI) ujawniają wzrost kosztów niektórych towarów importowanych, od których Stany Zjednoczone są w dużym stopniu uzależnione, w tym wyposażenia gospodarstwa domowego, pościeli, narzędzi, zabawek i sprzętu sportowego.

Powolna, napędzana cłami „ukryta inflacja”

Według najnowszego badania profesora Alberto Cavallo z Harvard Business School i jego współpracowników, od 8 sierpnia towary importowane są o 5% droższe od przewidywań sprzed wprowadzenia ceł, a towary produkowane w kraju są droższe o 3%.

Cavallo powiedział w wywiadzie dla CNN, iż spodziewa się, iż dystrybucja będzie kontynuowana w stałym tempie, ale w niektórych przypadkach może być ograniczona w zależności od konkurencyjności kategorii produktów i branży. „Myślę, iż może minąć ponad rok, zanim zobaczymy efekty tych taryf” – powiedział. „Ale za rok, może za dwa, zauważymy, iż konsumenci ostatecznie zapłacili znaczną część taryf, choćby jeżeli nie odczuli podwyżek od razu”.

Nowe badania przeprowadzone w zeszłym tygodniu przez Federal Reserve Bank w Atlancie wykazały, iż przedsiębiorstwa — zarówno te bezpośrednio narażone na cła, jak i te, które ich nie dotyczą — spodziewają się podwyżek cen w tym roku. Pod koniec 2024 roku ankietowane firmy przewidywały wzrost cen o 2,5% w nadchodzącym roku. Do połowy maja szacunki te wzrosły do ​​3,5%, według Fed z Atlanty , który stwierdził, iż istniała niewielka różnica w oczekiwaniach dotyczących wzrostu cen między firmami z ekspozycją zagraniczną a firmami bez ekspozycji na ten rynek.

Jednakże badanie wykazało, iż w sektorze usług spodziewane są większe podwyżki, co wywołało pytania, czy te podwyżki cen mogą wywołać impuls inflacyjny, taki jak ten sprzed trzech lat.

„Głównym zmartwieniem związanym z wpływem ceł jest to, czy doświadczymy tego samego zjawiska, którego byliśmy świadkami podczas pandemii. To znaczy, czy presja cenowa rozszerzy się poza ceny bezpośrednio dotknięte podwyżkami ceł importowych?” – napisali w raporcie analitycy z Rezerwy Federalnej w Atlancie. Matt Bush, amerykański ekonomista z Guggenheim Investments, powiedział w wywiadzie dla CNN, iż w nadchodzących miesiącach oczekuje się stopniowego i rozciągniętego w czasie wdrażania taryf.

„Firmy twierdzą, iż współpracują zarówno z dostawcami, jak i konsumentami, aby podzielić się częścią obciążeń finansowych” – powiedział Bush. „Stwierdzają, iż na razie są skłonne ponieść część kosztów. Myślę jednak, iż wraz z uświadomieniem sobie, iż cła nie zostaną obniżone, zaczną przenosić więcej kosztów na konsumentów”.

Największy na świecie sprzedawca detaliczny potwierdził to w czwartek: dyrektor generalny Walmartu, Doug McMillon, stwierdził, iż koszty firmy rosną co tydzień z powodu taryf, ale będzie starał się utrzymać niskie ceny „tak długo, jak to możliwe”. Niewielkie podwyżki w dłuższej perspektywie mogłyby ułatwić życie niektórym konsumentom, ale dla innych — zwłaszcza tych, którzy mają niewielkie pole manewru w swoim budżecie — takie powolne tempo wzrostu wydatków może wydawać się powolnym ubytkiem.

„Amerykanie o niższych dochodach niestety zręcznie żonglują swoimi wydatkami i starają się wykorzystać każdy grosz” – napisała Heather Long, główna ekonomistka Navy Federal Credit Union, w e-mailu do CNN. „W jednym tygodniu mogą obejść się bez mięsa i kawy, żeby kupić buty dla dzieci. W następnym tygodniu mogą zrezygnować z raty za samochód, żeby pokryć rachunek za prąd i wydatki medyczne. To ciągła żonglerka, w której przeznaczają pieniądze na najpilniejsze potrzeby w danym momencie”.

Sprzedawcy detaliczni i duże marki wiedzą, iż wielu Amerykanów żyje od wypłaty do wypłaty, dlatego stosują tak zwaną „sneakflację”, aby przerzucić cła na małe kwoty w nadziei, iż konsumenci tego nie zauważą lub będą w stanie lepiej to zaakceptować – dodał Long.

Idź do oryginalnego materiału