Powrót Trumpa do Białego Domu budzi ogromne emocje – nie tylko w polityce, ale przede wszystkim na rynkach finansowych. Jego polityka, styl rządzenia i kontrowersyjne decyzje mogą mieć ogromny wpływ na konkretne sektory gospodarki i spółki.
O tym, kto może w ciągu najbliższych lat zyskać na powrocie Trumpa do władzy stworzyłem już osobne materiały, na których jak na razie już dało się sporo zarobić, ale zacząłem ostatnio zastanawiać się nad czymś innym. W inwestowaniu warto równie wartościowa wiedza, to nie tylko, co może radzić sobie dobrze, ale także, co może radzić sobie źle.
W tym materiale przeanalizuję więc, jak powrót Trumpa może wpłynąć na najważniejsze sektory, takie jak zielona energia, handel międzynarodowy czy technologia. Przyjrzymy się, dlaczego niektóre firmy mogą spodziewać się trudnych czasów i jak inwestorzy powinni zareagować na możliwe zmiany w polityce gospodarczej USA.
Spółki, Które STRACĄ Na Polityce Trumpa – Masz Je W Portfelu?
Załóż konto na Freedom24 i odbierz od 3 do 20 darmowych akcji o wartości choćby 800 USD każda!
Szczegółowy opis promocji znajdziesz na: https://bit.ly/darmowe-akcje-freedom
Trump zapowiada nowe cła
Zapowiedź nowych ceł przez Donalda Trumpa jeszcze przed oficjalnym objęciem urzędu zdążyła już poruszyć giełdy i korporacje w całych Stanach Zjednoczonych. Firmy przygotowują się na potencjalne 10% cła na wszystkie importowane towary oraz aż 60% na produkty z Chin, co wywołuje istotne zmiany w ich strategiach. Przyspieszone zamówienia, przetasowania w łańcuchach dostaw i nerwowe planowanie – to tylko niektóre reakcje na tę wizję protekcjonistycznej polityki.
Na przykład marka modowa Steve Madden już teraz zwiększa import, aby uprzedzić ewentualne podwyżki kosztów. Podobnie robią inni, jak Home Depot czy Lowes, którzy w swoich ostatnich raportach finansowych jasno pokazali, iż nie czekają z założonymi rękami.
Ekonomiści wskazują, iż te ruchy mogą chwilowo „podkręcić” wzrost PKB, bo firmy zwiększają zapasy, inwestując więcej w krótkim terminie. Ale za tym wzrostem kryje się pewien cień – co się stanie, gdy zapasy zostaną już napełnione, a koszty wzrosną?
To, co teraz widzimy, to nie tylko odpowiedź rynku na możliwość nowych regulacji, ale przede wszystkim dowód na to, jak potężny wpływ może mieć już sama zapowiedź zmian na całą globalną gospodarkę. Kto więc potencjalnie na Prezydencie Trumpie może stracić najbardziej?
Na początek amerykańscy detaliści, choć tutaj wpływ jest skrajnie nierównomierny. Morgan Stanley postanowił to zbadać. Przeanalizował jak zapowiedziane przez Trumpa 10-procentowe cła na import z Chin mogą wpłynąć na amerykański rynek detaliczny. Wyniki?
Znajdziesz tam więcej wartościowych treści o inwestowani, giełdzie i rynkach.
DNA Rynków – merytorycznie o giełdach i gospodarkach
Wpływ na amerykańskich detalistów
Nie wygląda to najlepiej, szczególnie dla firm o cienkich marżach i wysokiej zależności od taniego chińskiego importu. Analiza jasno pokazuje, iż niektóre spółki mogą przetrwać burzę, a inne… cóż, mogą zostać zmiecione z planszy. Kto może być spokojny w obliczu burzy?
AutoZone i O’Reilly Automotive, giganci na rynku części samochodowych, wydają się być dość dobrze przygotowani na nadchodzące turbulencje. Obie firmy świetnie znają swój rynek – sprzedają wszystko, od filtrów oleju po akcesoria tuningowe, zarówno majsterkowiczom, jak i profesjonalnym mechanikom. To solidne biznesy z wysokimi marżami i świetni akcyjni kanibale, co daje im spory margines na radzenie sobie z wyższymi kosztami.
Morgan Stanley przewiduje, iż dla AutoZone wprowadzenie ceł obniży w 2025 roku EPS jedynie o 2,6%, a dla O’Reilly – o 5,2%. Jasne, nie są to dobre wieści, ale te firmy mają z czego ciąć. Co więcej, w kryzysie mogą choćby przejąć klientów od mniej odpornych konkurentów. No właśnie i teraz porozmawiajmy o Advance Auto Parts (AAP). Ta firma wygląda jak Titanic zbliżający się do góry lodowej. Ostatnie lata to regularny upadek na rzecz Autozone i Oreilly i wygląda na to, iż trumpowa polityka mogłaby bardzo nasilić ten trend.
Choć tylko 15% ich kosztów pochodzi z chińskiego importu, to ich bardzo niskie marże operacyjne (zaledwie 0,5%!) sprawiają, iż każda podwyżka kosztów jest dla nich zabójcza. Morgan Stanley przewiduje, iż EPS może spaść w 2025 roku w reakcji o aż 44%. Tak, dobrze czytacie – 44%! To jest katastrofa. W międzyczasie AutoZone i O’Reilly zacierają ręce, bo to dla nich szansa na przejęcie klientów i jeszcze większą dominację w branży.
Nie tylko motoryzacyjni retailerzy zostaną dotknięci. To samo tyczy się elektroniki i AGD. Firmy Best Buy i Wayfair również walczą z cienkimi marżami i wysokim uzależnieniem od importu z Chin. Best Buy, sprzedający elektronikę ma aż 60% kosztów pochodzących z chińskich produktów. Może więc mieć spory problem z utrzymaniem w ogóle rentowności.
Wayfair, znany z tanich mebli i dekoracji, również będzie musiał zmierzyć się z wyższymi kosztami i prawdopodobnie zmienić całą swoją strategię. Oba biznesy są teraz trochę jak domki z kart, które mogą runąć przy pierwszym mocniejszym podmuchu.
Wielkie sieci detaliczne również mogą oberwać. Costco, Target, Walmart i Dollar Tree również odczują skutki taryf. Choć te firmy są mniej zależne od chińskiego importu w procentowym ujęciu, to ich ogromne wolumeny sprzedaży sprawiają, iż choćby niewielki wzrost kosztów może oznaczać milionowe straty. Walmart i Target, które mocno konkurują cenowo, będą miały trudności z przeniesieniem wyższych kosztów na klientów.
Z kolei Dollar Tree, którego model biznesowy opiera się na tanich produktach, może znaleźć się pod ogromną presją, by utrzymać swoje legendarne niskie ceny. Kto się więc utrzyma, a kto wypadnie z gry?
Historia uczy, iż kryzysy na rynku rzadko są sprawiedliwe. Firmy takie jak AutoZone i O’Reilly, które mają solidne marże i efektywne operacje, mogą wyjść z tego jeszcze silniejsze. Ale gracze z cienkimi marginesami, jak wspomniane Advanced AutoParts, Best Buy czy Dollar Tree stoją na bardzo kruchym lodzie. W takich momentach wygrywają ci, którzy mają zapas sił i potrafią gwałtownie dostosować się do nowych warunków. A reszta? Cóż, w branży tak trudnej jak retail… Darwin na pewno miałby sporo do powiedzenia.
Wpływ ceł na amerykańskich detalistów w 2025 roku – analiza ryzyka i zysków
Sektor healthcare pod presją polityki
Po retailerach, kolejnym sektorem, który poczuł zimny powiew politycznych zmian, jest cały healthcare. Nominacja Roberta F. Kennedy’ego Jr. na szefa Departamentu Zdrowia i Usług Społecznych w administracji Trumpa wstrząsnęła rynkiem farmaceutycznym niczym huragan piątej kategorii. RFK Jr., znany ze swoich no dość kontrowersyjnych poglądów na temat szczepionek, wywołał falę obaw, która przetoczyła się przez Wall Street, topiąc wartość największych spółek z branży. Akcje Moderny czy Pfizera lecą od tego czasu w łeb na szyje, a niepewność wokół przyszłości sektora biotechnologicznego również narasta co odbija się na kursie takich gigantów jak Danaher czy Thermo Fisher.
Patrząc na wykres performance sektora opieki zdrowotnej w porównaniu do S&P500 widzimy wyjątkowy w tej chwili rozstrzał. Opieka zdrowotna wykazuje najsłabszą siłę relatywną od 2008 roku.
W efekcie, po wyborach udział sektora opieki zdrowotnej w indeksie S&P 500 spadł do najniższego poziomu od września 2000 roku!
Nie da się ukryć, iż Kennedy Junior to postać budząca skrajne emocje. Z jednej strony mówi o „odchudzeniu” biurokracji w FDA i CDC, co w teorii brzmi jak muzyka dla uszu wielu przedsiębiorców. Z drugiej jednak jego otwarty sceptycyzm wobec szczepionek oraz zapowiedzi przedefiniowania procesów regulacyjnych wprowadzają sporo niepewności.
Moderna, lider w produkcji szczepionek mRNA, od czasu wyborów straciła ponad 30% swojej wartości. Inwestorzy zaczynają się zastanawiać, czy Kennedy nie wprowadzi zmian, które spowolnią zatwierdzanie nowych leków, co mogłoby wywrócić cały biotechnologiczny rynek.
Kennedy ma również własną wizję walki z otyłością i raczej nie wpisują się w nią popularne ostatnio leki, takie jak Wegovy od Novo Nordsik czy Mounjaro od Eli Lilly. Kennedy uważa, iż problem tkwi nie w farmakologii, ale w ultra-przetworzonej żywności i złych nawykach żywieniowych. Taka retoryka uderza w firmy pokroju Novo Nordisk i Eli Lilly, które liczyły na boom w kategorii GLP-1 a tu teraz ktoś im wychodzi naprzeciw i mówi, żeby zamiast brania leków na odchudzanie amerykanie nie jedli syfu i się więcej ruszali.
Cóż, choć może i intencje słuszne, to nie wiem jak RFK chce wykopać amerykańskich piwniczaków z mcdonaldów na siłownie. I choć analitycy wciąż prognozują, iż te leki staną się gigantycznym segmentem terapeutycznym, polityczne naciski i zmiana priorytetów w Departamencie Zdrowia mogą zahamować ich rozwój i w konsekwencji mamy spore spadki na Novo Nordisk i Eli Lilly.
RFK walczy z Big Pharma
Na celowniku są również ceny leków. Kennedy może również zaostrzyć negocjacje cenowe w Medicare i Medicaid, co już zapowiadał zresztą Trump w swojej kampanii, obiecując „lepsze umowy dla Amerykanów”. To stawia dodatkową presję na firmy farmaceutyczne, które mogą być zmuszone do cięcia marż.
Co dalej? Na rynku słychać głosy, iż reakcja może była lekko przesadzona. Niektórzy eksperci uważają, iż RFK Jr. może okazać się bardziej pragmatyczny niż wynikałoby z jego kontrowersyjnych wypowiedzi.
Jednak, póki co, inwestorzy poruszają się we mgle, a burza w sektorze healthcare dopiero się rozpoczyna. Przed farmaceutyką i biotechnologią czas pełen niepewności, w którym każde posunięcie Kennedy’ego może przynieść kolejne rynkowe turbulencje. Wiele bardzo dobrych spółek z sektora, takich jak Thermo Fisher Scientific, które przez lata biły rynek, wyraźnie są w tym roku w tyle za indeksem, a ich wycena po raz pierwszy od dawna jest już choćby niższa niż średnia dla indeksu.
Jeśli więc nie wierzysz w destrukcyjny wpływ Kennedy’ego Juniora na branżę opieki zdrowotnej, to teraz jest jeden z najlepszych momentów do zainteresowania się sektorem od dawna. jeżeli jednak myślisz ze Kennedy kompletnie zaora branżę, to uciekaj w sumie i z healthcare i z spółek consumer staples takich jak Pepsi, Hershey, Coca-Cola czy McDonalds.
Europa jako potencjalna ofiara ceł
Po amerykańskich retailerach i sektorze healthcare, na horyzoncie pojawia się kolejna potencjalna ofiara polityki handlowej Donalda Trumpa – Europa, gdzie aż 16% eksportu spoza strefy euro i około 4% jej PKB zależy od wymiany handlowej z Ameryką.
Tym samym, plany wprowadzenia ceł przez Trumpa stawiają Europę – z Niemcami i Holandią na czele – w trudnej sytuacji, której skutki mogą być dla tych państw kolosalne.
Wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA od razu wstrząsnął europejskimi rynkami finansowymi. Euro odnotowało największy jednodniowy spadek od marca 2020 roku, tracąc 1,8% wobec dolara. Niemiecki sektor motoryzacyjny, z BMW i Mercedes-Benz na czele, również mocno oberwał.
Reakcje rynkowe pokazują, jak silny wpływ może mieć amerykańska polityka handlowa na europejski eksport, szczególnie zależny od rynku transatlantyckiego. Według Commerzbanku Strefa Euro może szczególnie mocno ucierpieć, zważywszy na kluczową rolę handlu z USA w napędzaniu niemieckiej gospodarki. Rentowność dwuletnich niemieckich obligacji spadła o 13 punktów bazowych, a rynki zaczęły wyceniać choćby sześć obniżek stóp procentowych przez Europejski Bank Centralny do końca 2025 roku. To wyraźny sygnał, iż rynki już uwzględniają trudny scenariusz w swoich kalkulacjach.
Niektóre sektory mogą jednak odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości. Spółki obronne, takie jak Rheinmetall czy Leonardo, zyskały w oczekiwaniu na zwiększone wydatki na zbrojenia w Europie, które administracja Trumpa prawdopodobnie wymusi na europejskich sojusznikach.
Podobnie tytoniowi giganci, jak British American Tobacco, odnotowali wzrosty, zyskując na założeniach, iż administracja Trumpa może być bardziej przychylna wobec ich branży. W efekcie akcje europejskie notowane są w tej chwili na historycznie bardzo wysokim dyskoncie do akcji amerykańskich które pod względem mnożnika przyszłego C/Z podchodzi już pod 40% różnicy.
Według ABN AMRO, pełne wdrożenie ceł mogłoby doprowadzić do spadku eksportu Strefy Euro do USA choćby o 30%, co przełożyłoby się na obniżenie wzrostu PKB Strefy Euro o 1,7 punktu procentowego do 2026 roku.
Niemcy i Holandia pod presją
Dla Niemiec, największej gospodarki eksportowej Europy, taki scenariusz to koszmar. Kraj, który już teraz walczy z osłabieniem przemysłu, mógłby znaleźć się po raz kolejny na krawędzi recesji.
Eksport chemikaliów, aut, maszyn i komponentów transportowych – kluczowych sektorów niemieckiej gospodarki – wciąż nie odzyskał siły po kryzysie energetycznym. Wprowadzenie ceł mogłoby jeszcze bardziej pogłębić problemy niemieckiego przemysłu, osłabiając filar całej Strefy Euro. O problemach niemieckiej gospodarki tworzyłem zresztą osobny materiał.
Z kolei Holandia jako kraj wyjątkowo zależny od międzynarodowych łańcuchów dostaw, również znalazłaby się w ogniu potencjalnych problemów. Z danych ABN AMRO wynika, iż holenderska gospodarka mogłaby stracić więcej niż średnia dla Strefy Euro – głównie ze względu na eksport dóbr kapitałochłonnych, takich jak maszyny czy chemikalia, oraz znaczący udział re-eksportów w handlu z USA.
Nie wszystko jednak jest skazane na porażkę. jeżeli Unii Europejskiej udałoby się wynegocjować wyłączenie z ceł – np. w zamian za większy import amerykańskich produktów rolnych lub najprawdopodobniej energii, co sama UE już sugeruje, to sytuacja mogłaby obrać bardziej optymistyczny obrót.
W takim scenariuszu Europa mogłaby zyskać na przekierowaniu handlu z państw objętych cłami do państw strefy euro, co zwiększyłoby konkurencyjność europejskich eksporterów.
Pełne wdrożenie ceł mogłoby jednak wywołać największą różnicę w polityce monetarnej między Europejskim Bankiem Centralnym (EBC) a Rezerwą Federalną (Fed) od czasu wprowadzenia euro. Podczas gdy EBC zmuszony byłby do dalszego cięcia stóp procentowych, choćby do poziomu 0,25%, to Fed mógłby być choćby zmuszony do podwyżek stóp w odpowiedzi na wzrost inflacji spowodowany wyższymi cenami importowanych dóbr.
Taka dywergencja osłabiłaby euro względem dolara, paradoksalnie niwelując część negatywnych skutków ceł dla europejskich eksporterów. Osobiście jednak w aż takie uderzenie celne Trumpa nie wierzę.
Po analizie skutków, jakie administracja Donalda Trumpa mogłaby wywrzeć na amerykański retail i sektor healthcare, pora spojrzeć na kolejne branże, takie jak OZE i EV, które również poza Teslą, której sytuację tłumaczyłem w osobnym materiale.
Jeszcze niedawno rynek EV w USA przeżywał prawdziwy boom, napędzany przez ustawę o redukcji inflacji (IRA) wprowadzoną przez Joe Bidena. Budowa fabryk akumulatorów i pojazdów elektrycznych rosła w zawrotnym tempie, a ulgi podatkowe w wysokości 7 500 dolarów na zakup EV przekonywały coraz więcej Amerykanów do porzucenia aut spalinowych. Teraz jednak, pod rządami Trumpa, ten rozdział może zostać zamknięty.
OZE i samochody elektryczne – zmiany pod rządami Trumpa
Zapowiedź drastycznego ograniczenia wymagań dotyczących emisji i wycofania ulg podatkowych na EV spowodowała, iż prognozy penetracji rynku EV w USA do 2030 roku spadły z 33% do 28%, według GlobalData. Firmy takie jak Ford już ograniczają produkcję swoich flagowych modeli EV, a Volkswagen rozważa przekształcenie swoich zakładów w fabryki produkujące hybrydy.
Sama groźba zmian w polityce Trumpa wystarczyła, by wstrzymać rozwój wielu projektów. Trochę taka samospełniająca się przepowiednia. Infrastruktura ładowania, najważniejszy element rozwoju EV, również spowalnia. Firmy, takie jak InCharge, zamiast inwestować w nowe ładowarki, skupiają się na utrzymaniu istniejącej sieci, zakładając zmniejszenie popytu na EV w najbliższych latach.
W tej burzy Tesla wydaje się najbardziej przygotowana na przetrwanie. Dzięki swojemu doświadczeniu, skali produkcji i umiejętności operowania bez dotacji, które mogą zostać ograniczone, może zyskać jeszcze większą przewagę nad rywalami. Firmy takie jak Rivian czy Lucid, bardziej zależne od ulg podatkowych, mogą znaleźć się pod dużą presją. Ponadto, bliska relacja Elona Muska z Donaldem Trumpem mówi sama za siebie.
Podobne obawy dotykają sektor odnawialnych źródeł energii. Wybór Trumpa na prezydenta natychmiast odbił się na europejskich rynkach czystej energii – akcje Orsted, Vestas czy Nordex, zanotowały gwałtowne spadki. Orsted, lider w morskiej energetyce wiatrowej, stracił aż 14%. To efekt zapowiedzi wycofania przez Trumpa USA z Porozumienia Paryskiego oraz ograniczenia wsparcia wynikającego z Inflation Reduction Act.
Rynek amerykański był fundamentem strategii rozwoju wielu europejskich firm, takich jak Orsted czy portugalskie EDP Renováveis. Polityka Trumpa może jednak oznaczać opóźnienia w realizacji nowych projektów i wstrzymanie decyzji inwestycyjnych. Szczególnie zagrożone są kosztowne i czasochłonne projekty offshore, które już teraz borykają się z problemami kapitałowymi. Dodatkowe taryfy na komponenty, takie jak stal czy panele słoneczne, mogłyby jeszcze bardziej zwiększyć koszty i obniżyć rentowność tych przedsięwzięć.
Choć OZE i EV stoją przed ogromnymi wyzwaniami, ich długoterminowy potencjał nie pozostawia, przynajmniej dla mnie, żadnych wątpliwości. Rosnące zapotrzebowanie na czystą energię i globalne naciski na redukcję emisji CO2 oznaczają wprost, iż te sektory raczej będą się dalej rozwijać, choć tempo zmian może ulec chwilowemu spowolnieniu. Czy wszystkie te czarne scenariusze się spełnią? Pewnie nie, ale warto być ich świadomym.
Załóż konto na Freedom24 i odbierz od 3 do 20 darmowych akcji o wartości choćby 800 USD każda!
Szczegółowy opis promocji znajdziesz na: https://bit.ly/darmowe-akcje-freedom
Do zarobienia,
Piotr Cymcyk