Sprzedaj dom, uwolnij kapitał i żyj bez pracy.

oszczednymilioner.pl 2 tygodni temu

Na Walentynki w tym roku zamierzałem sprawić Wam szczególny prezent – zdradzenie recepty – jak żyć bez etatu, lub przy minimalnym zaangażowaniu etatowym. Zaprezentowany montaż finansowy wynika z własnych doświadczeń i ustaleń z żoną.

Tytuł wyjaśnia wszystko. Głównym składnikiem naszego majątku, zwykle martwym, więc nie liczonym przez dra Stanleya do spełnienia kryterium zamożności, jest nasze główne miejsce zamieszkania. Ostatnie wzrosty cen nieruchomości wypompowały wartość tego przedmiotu na dość wysoki poziom. o ile macie inną nieruchomość nadającą się do zamieszkania (drugi dom, mieszkanie wakacyjne, dom po dziadkach – jak zwał, tak zwał), sprzedając dom uzyskujecie podstawową wolność finansową tj. stan w którym już nie musicie pracować, bo zasadnicze potrzeby zostają zaspokojone z kapitału. Niemożliwe? Patrzcie na wyliczenia.

Dom w średniej wielkości mieście np. taki jak mój da się spieniężyć za 1 mln zł. W Warszawie, Gdańsku czy Krakowie, większy w dobrej lokalizacji, wart jest kilkukrotnie więcej. Część ma kredyt, wtedy spłata go pomniejsza sumę.

Zostańmy przy pierwszej kwocie. Załóżmy stopę zwrotu 8,4% netto, adekwatną dla długoletnich wzrostów rynku akcji, a w tej chwili obligacji korporacyjnych. I nagle mamy „z niczego” 84.000 zł/rok odsetek, czyli 7000 zł. W polskich, wiejskich warunkach, za taką sumę spokojnie może przeżyć trzyosobowa rodzina. I nie musicie mieć wcześniej żadnych oszczędności.

A teraz pointa. W grudniu zeszłego roku uzgodniłem z żoną, iż wykonujemy taki ruch – sprzedajemy miejski dom, wrzucamy kasę w inwestycje, remontujemy posiadany dom na wsi (30 km dalej) i przenosimy się na stałe. Koszty remontu (ok. 200 tys. zł) sfinansujemy z oszczędności. O działaniach i ich skutkach zamierzam Was informować na bieżąco.

Idź do oryginalnego materiału