Sytuacja na giełdzie – komentarz – 23.04.2025

2 tygodni temu

Od dnia inauguracji prezydenta Trumpa bilans notowań był jeszcze do niedawna najgorszy dla jakiejkolwiek prezydentury w historii danych sięgających 1928 roku – według danych Bespoke Investment. Co gorsza, przy zaledwie kilku sesjach pozostałych do końca kwietnia, S&P 500 miał szansę zakończyć pierwsze cztery miesiące roku najgorszym startem w całej swojej historii – jeżeli zamknie miesiąc ze stratą powyżej 5%, czego rynek doświadczył zaledwie kilka razy w minionym stuleciu. Ostatnie dwie sesje jednak pokazały dość wyrażne odbicie i poprawę sentymentu, głównie za sprawą kolejnej, znacznie bardziej łagodnej komunikacji w kwestii ceł.

Informacja o możliwym obniżeniu ceł na chińskie towary przez administrację Trumpa wywołała euforie na rynkach w środę. Plan zakłada potencjalnie choćby 50% redukcji taryf, w ramach systemu warstwowego: niższe cła (35%) dla produktów niestrategicznych i ponad 100% dla towarów istotnych dla bezpieczeństwa narodowego, wdrażane stopniowo. Ponadto, według WSJ Lutnick i Bessent przekonali Trumpa do złagodzenia krytyki wobec Jerome Powella Choć sytuacja jest dynamiczna, sam sygnał gotowości do ustępstw został odebrany jako próba deeskalacji napięć.

W efekcie dziś indeks S&P500 wystrzelił na otwarciu ponad 3%, przebijając swoją 21-EMA. Przebicie 21-EMA w górę przy dynamicznym wzroście rynku o ponad 3% i wysokim wolumenie to silny sygnał powrotu kupujących i zmiany krótkoterminowego momentum. Wskazuje na potencjalne odwrócenie trendu lub rozpoczęcie nowej fali wzrostowej, zwłaszcza jeżeli wcześniej kurs utrzymywał się poniżej tej średniej.

Zamknięte drzwi, miękki ton, głośne konsekwencje – tak można podsumować ostatnie wystąpienie sekretarza skarbu Scotta Bessenta podczas spotkania inwestorów organizowanego przez JPMorgan w Waszyngtonie. Choć wydarzenie odbywało się bez kamer i fleszy, to jego przekaz gwałtownie przedostał się do rynku: USA muszą zacząć myśleć o obniżeniu napięć handlowych z Chinami, bo obecny stan rzeczy jest – jak to ujął Bessent – po prostu nie do utrzymania. Porozumienie? przez cały czas możliwe. Negocjacje? Formalnie nie ruszyły, ale – jak podkreślali uczestnicy spotkania – Bessent dał jasno do zrozumienia, iż szansa na dogadanie się przez cały czas istnieje, choćby jeżeli dziś jeszcze nie widać tego na nagłówkach.

Kilka godzin później Donald Trump dorzucił swoje trzy grosze, tonując jeden z najbardziej zapalnych tematów ostatnich dni – o rzekomych cłach sięgających 145% na chińskie produkty. „145% to bardzo dużo – nie będzie tak wysoko” – powiedział wprost, przecinając medialny szum. Zaznaczył, iż tak wysoki próg był wynikiem rozmów na temat fentanylu, gdzie różne elementy taryfowe się kumulowały. „Nie będzie choćby blisko tego poziomu” – dodał, próbując uspokoić rynek, który nieprzypadkowo stał się bardziej nerwowy po pojawieniu się tych liczb. Trump zasygnalizował też, iż stawki zostaną obniżone – znacząco – ale nie do zera, bo, jak sam zaznaczył, „kiedyś było zero, a Chiny nas niszczyły”. Jasne przesłanie: Administracja nie chce się w pełni wycofać, ale też nie zamierza iść na pełne zwarcie.

Co ciekawe, Trump – mimo typowego dla siebie ostrego tonu – zachował zaskakująco koncyliacyjną postawę wobec samego Pekinu. „Mamy świetne relacje z prezydentem Xi” – powiedział, dodając, iż choć kiedyś Chiny zarabiały „miliardy i miliardy” dzięki USA i przeznaczały je na rozbudowę armii, to dziś takiego scenariusza już nie będzie. Z drugiej strony, podkreślił: „Poradzą sobie. Będą zadowoleni. My też. Myślę, iż będziemy żyć w zgodzie.” Brzmi jak ktoś, kto wie, iż wybory coraz bliżej, a eskalacja wojny handlowej to niekoniecznie karta, którą chce zagrywać w kluczowym momencie kampanii.

Na drugi dzień głos zabrała druga strona tej rozgrywki – Chiny, które wysłały sygnał gotowości do wznowienia rozmów, ale na własnych warunkach. „Nie chcemy walczyć, ale się nie boimy. jeżeli walczymy – to do końca; jeżeli rozmawiamy – drzwi są szeroko otwarte” – powiedział rzecznik chińskiego MSZ Guo Jiakun, cytowany przez Wall Street Journal. Jego słowa padły tuż po deklaracjach Trumpa i Bessenta, więc nieprzypadkowo odczytano je jako odpowiedź dyplomatyczną: Pekin pokazuje, iż jest otwarty, ale nie zamierza negocjować pod presją.

Reakcja rynków? Szybka i czytelna – indeksy wystrzeliły w górę, inwestorzy zaczęli dyskontować bowiem scenariusz deeskalacji. Ale mimo optymizmu w notowaniach, nikt nie mówi o natychmiastowym przełomie. Zaufanie między stronami jest niskie, a Pekin nie zamierza negocjować z pozycji słabszego, oczekując jednocześnie rezygnacji z gróźb i powrotu do języka wzajemnego szacunku. Trudno się dziwić – przez ostatnie lata relacje handlowe USA–Chiny przypominały bardziej taktyczne szachy niż otwartą rozmowę.

Od kilku tygodni Donald Trump intensyfikował również ataki na Jerome’a Powella, przewodniczącego Rezerwy Federalnej. Pretekstem jest rzekome opóźnianie decyzji o obniżkach stóp procentowych w czasie, gdy – zdaniem prezydenta – gospodarka USA ich pilnie potrzebuje. W serii wpisów w mediach społecznościowych Trump nazwał Powella „Mr. Too Late” oraz „totalnym przegrywem” i zasugerował, iż Fed obniżył stopy w 2024 roku wyłącznie po to, by pomóc Joe Bidenowi, a później Kamali Harris, w reelekcji. Choć formalnie nie może usunąć Powella, groźby osłabiły dolara i giełdy, podniosły rentowności i pogorszyły nastroje inwestorów, stawiając pod znakiem zapytania przyszłą niezależność Rezerwy Federalnej – która jest bardzo bardzo ważna. Wczoraj jednak Trump nieco złagodził ton, mówiąc, iż nie zamierza wywierać presji na jego dymisję – mimo iż i tak nie miałby ku temu podstaw prawnych. Inwestorzy więc odetchneli z ulgą.

Brak Powella oznaczałby brak kozła ofiarnego, a kozioł ofiarny jest niezbędny, kiedy psuć się może tak wiele. Jego kadencja kończy się zresztą relatywnie niedługo, koszt polityczny takiego działania jest nieproporcjonalnie wysoki w stosunku do przeczekania i krytykowania na każdym kroku.

Ponadto, to jak bardzo rzadko zdarzają się takie sytuacje na rynku, jak ostatnio, doskonale obrazuje poniższy wykres. Po raz pierwszy od 1981 roku obserwowaliśmy jednoczesny spadek indeksu dolara o ponad 5%, spadek indeksu S&P 500 o ponad 5% oraz wzrost rentowności 10-letnich obligacji skarbowych o 10 punktów bazowych — wszystko to w ciągu zaledwie jednego miesiąca. Taka kombinacja nie miała miejsca od czasów podwójnej recesji na początku lat 80.

Wszystkiemu temu towarzyszyło oczywiście bardzo konserwatywne pozycjonowanie funduszy, co widać na wykresie z badania BofA Global Fund Manager Survey. Wskaźnik łączący oczekiwania wzrostu, poziom gotówki i alokację w akcje spadł do historycznie niskich poziomów – porównywalnych z momentami silnego pesymizmu, jak po 9/11, kryzysie zadłużeniowym 2011, wybuchu pandemii czy upadku SVB.

W efekcie pojawienie się pozytywnego newsflow’u przyniosło na rynek silne odreagowanie.

Co jeszcze interesującego działo się na rynku?

Spis Treści

  • Szerszy komentarz do obecnej sytuacji
  • Pare słów o złocie i dolarze
  • Makro w USA
  • Problemy w Chinach
  • Ciekawe dane rynkowe
  • Argentyna dalej się podnosi
  • Foodpanda żegna się z Tajlandią po 13 latach strat – co to znaczy dla Graba?
  • Atak na Google
  • Omówienie wyników Netflixa
  • Co słychać w Spotify?
  • Zamieszanie wokół Amazona i AWS
  • Autonomiczna jazda na wstrzymaniu w Chinach

Zapraszam!

Czytaj wszystkie treści BEZ OGRANICZEŃ!


Premium

Dołącz do Strefy Premium DNA.

Już od 69 zł miesięcznie!

Sprawdź wszystkie korzyści

Kliknij tutaj i dołącz do nas.

Jesteś już subskrybentem? Zaloguj się!

Nazwa użytkownika:
Hasło:
Wykup dostęp
Zapomniałeś/aś hasła?
67
5
Idź do oryginalnego materiału