Upadek reżimu Assada w Syrii, upadek rządu we Francji, niepokoje po ogłoszeniu stanu wojennego w Korei. Wydawałoby się, iż na scenie geopolitycznej nie dzieje się dobrze, jednak rynki przyjmują to niesamowicie spokojnie. Co więcej, na razie nic nie jest w stanie zaburzyć euforii. Złoty na tym korzysta.
Bez reakcji na geopolitykę
Wydarzenia geopolityczne mają to do siebie, iż albo rynek reaguje na nie panicznie, albo nie reaguje na nie wcale. Teraz mamy do czynienia z tą drugą sytuacją. Każde z tych wydarzeń w izolacji może i nie ma aż tak dużego znaczenia dla rynków globalnych. Krótkotrwały stan wojenny można traktować jako wewnętrzną rozgrywkę w Korei. Le Pen nie jest nową osobą na scenie politycznej we Francji. Na Bliskim Wschodzie w zasadzie zawsze coś się dzieje. Rynek na razie nie łączy tych kropek w jakiś szczególny sposób. Nie widać obaw o to, iż ewidentne zaangażowanie Korei Płn. w wojnę na Ukrainie może rozpalić na nowo koreański konflikt.
Nie ma na razie istotnych obaw o to, iż niestabilność polityczna we Francji może rozsadzić od środka strefę euro. Wreszcie nie ma obaw o to, iż przejęcie Damaszku przez rebeliantów uruchomi nową rundę konfliktów na Bliskim Wschodzie. Być może to jest dobre podejście i te problemy „rozejdą się po kościach”. Ostatecznie w polityce non stop coś się dzieje. Jednak fakty są takie, iż na moment obecny są to jakieś ryzyka, których rynki nie wyceniają.
Wszystko sprzyja złotemu
Atmosfera na globalnych rynkach pozostaje szampańska. Dane makroekonomiczne z USA pozostają solidne, a jednocześnie ostatnie wypowiedzi z Fed wskazują, iż dojdzie do cięcia stóp na grudniowym posiedzeniu. To podwójnie sprzyja złotemu. Po pierwsze globalne cięcia stóp przekładają się na hossę na rynkach akcji i pozytywne podejście do ryzykownych aktywów, a to zawsze służy złotemu. Po drugie, wobec jastrzębiej postawy RPP, która znów przesunęła oczekiwania na cięcia stóp procentowych w Polsce (wskazując, iż być może w przyszłym roku w ogóle do nich nie dojdzie) złoty staje się jeszcze bardziej atrakcyjny. W efekcie nie tylko nie doszło do wyjścia pary EUR/PLN górą z przedziału 4,24-4,37, ale przesunęliśmy się w jego dolne rejony.
W tym tygodniu szczególnie należy zwrócić uwagę na dane o listopadowej inflacji z USA. jeżeli coś ma zmącić rynkowe nastroje, to właśnie ten raport. Ostatnie raporty o inflacji z USA były nieco gorsze, wskazując na możliwe bardziej uporczywą presję inflacyjną, zaś inflacja bazowa pozostaje na poziomie 3,3%. Kolejny taki raport mógłby postawić grudniową obniżkę stóp pod świeżym znakiem zapytania.
W poniedziałek o 9:10 euro kosztuje 4,26 złotego, dolar 4,04 złotego, frank 4,59 złotego, zaś funt 5,15 złotego.
Źródło: dr Przemysław Kwiecień CFA, XTB