Kallas, która wypowiadała się na corocznej konferencji Europejskiej Agencji Obrony (EDA), wskazała, iż rosyjska gospodarka pracuje w "trybie wojennym", zaś wydatki na zbrojenia ponoszone przez Kreml wynoszą jedną trzecią swojego budżetu, a więc trzy razy więcej niż przed wojną. Przyznała, iż "nie widać, żeby to się miało skończyć", ale jednocześnie "Rosja nie jest niezwyciężona, a czas nie działa na jej korzyść". Ostrzegła jednak, iż UE musi zwiększyć swoje wydatki na obronę, aby "przygotować się na najgorsze" i być w stanie bronić się "sama, jeżeli zajdzie taka potrzeba" przed Rosją.Reklama
- Wiele naszych krajowych agencji wywiadowczych przekazuje nam informacje, iż Rosja może przetestować gotowość UE do obrony w ciągu trzech do pięciu lat - powiedziała w Brukseli.
Kallas przyznaje rację Trumpowi ws. wydatków na obronność
Podkreśliła, iż Rosja może w ciągu trzech miesięcy wyprodukować więcej broni i amunicji niż łącznie 27 państw wspólnoty w ciągu roku. - Prezydent Trump ma rację, mówiąc, iż nie wydajemy wystarczająco dużo (na obronność - red.) - przyznała.
Szefowa unijnej dyplomacji podkreśliła, iż podczas gdy państwa członkowskie wydały w ubiegłym roku średnio 1,9 proc. PKB na ten cel, Rosja przeznaczyła 9 proc. Zdaniem Kallas, w ciągu najbliższych 10 lat UE, aby zachować konkurencyjność w kwestii obronności, potrzebuje na ten cel wydać minimum 500 mld euro. Tymczasem budżet na lata 2021-27 zakłada wydatki na poziomie 13 mld euro; plany te były zatwierdzane na kilka lat przed inwazją Rosji w Ukrainie.
- Potrzebujemy inwestycji ze strony państw członkowskich i sektora prywatnego, ale także ze wspólnego budżetu europejskiego - podkreśliła.
Rozbieżności wśród państw wspólnoty są spore. Podczas gdy Litwa ogłosiła, iż zamierza zwiększyć wydatki na obronę do 5-6 proc. PKB w przyszłym roku, minister obrony Włoch Guido Crosetto oświadczył, iż jego kraj przez cały czas pozostaje przy poziomie ustalonym przez NATO.
- Nie udało nam się jeszcze osiągnąć 2 proc. Na razie naszym celem jest 2 proc., oficjalnie ustalony przez NATO - stwierdził w odpowiedzi na wezwanie prezydenta USA do zwiększenia wydatków do poziomu 5 proc. PKB. Dodał, iż podczas czerwcowego szczytu NATO okaże się, czy minimalny pułap zostanie podwyższony.
Kallas jest zdania, iż UE nie potrzebuje jednej wspólnej armii, a "27 europejskich armii, które są zdolne i mogą skutecznie współpracować, aby odstraszać rywali i bronić Europy, najlepiej z naszymi sojusznikami i partnerami, ale w razie potrzeby samemu". - Przesłanie UE dla USA jest jasne. Musimy zrobić więcej dla naszej własnej obrony i wziąć na siebie sprawiedliwą część odpowiedzialności za bezpieczeństwo Europy - podkreśliła.
Szef NATO ostrzega przed warunkami pokoju
W podobnym tonie wypowiedział się w Davos sekretarz generalny NATO Mark Rutte, który poparł dążenie Trumpa do zwiększenia budżetów obronnych. Ostrzegł, iż rosyjskie zwycięstwo na Ukrainie zaszkodzi wiarygodności NATO, wzywając Zachód do dalszego wspierania Ukrainy.
- Myślę, iż Donald Trump ma rację, iż nie wydajemy wystarczająco dużo (na obronność - red.) - powiedział szef NATO, dodając, iż w przypadku rosyjskiego zwycięstwa nad Ukrainą koszty ponoszone na obronność wzrosną do bilionów euro
- jeżeli Ukraina przegra, to NATO zapłaci o wiele więcej niż to, co rozważamy w tej chwili, jeżeli chodzi o zwiększenie naszych wydatków i zwiększenie produkcji przemysłowej - powiedział Rutte.
Dodał, iż w Europie rosną jednak obawy o to, iż Trump może zakończyć wojnę na warunkach niekorzystnych dla Ukrainy.
- jeżeli dojdzie do złej umowy, będzie to oznaczało tylko, iż zobaczymy prezydenta Rosji przybijającego piątki z przywódcami Korei Północnej, Iranu i Chin, a tego nie możemy zaakceptować. To byłby geopolitycznie wielki, wielki błąd - podkreślił.