Etiopia zawarła traktat z Somalilandem, na mocy którego pozbawiony własnego wybrzeża kraj uzyska dostęp do portu. W rewanżu, prócz korzyści ekonomicznych, oficjalnie uzna separatystyczny region za niepodległy. Sprzeciwia się temu Somalia, do której w teorii (i tylko w teorii) ów należy. Stanowi to potencjalne zarzewie kolejnego konfliktu w regionie – który i bez tego w ciągu ostatniego ćwierćwiecza wręcz obfitował w wojny.
Temat afrykańskich portów jest ostatnio dość żywy, biorąc pod uwagę perturbacje na Morzu Czerwonym. Także Etiopia jako kraj przeżywa ostatnio burzliwe dzieje. W tym kontekście nie powinno zaskakiwać najnowsze wydarzenie, łączące te dwa tematy. I potencjalnie grożące kolejnym konfliktem w regionie, w którym nic nie wydaje się być proste.
Ad rem – wczoraj, pierwszego dnia roku, Etiopia zawarła porozumienie z Somalilandem (nie mylić z Somalią) dotyczące użytkowania portu Berbera, nad Zatoką Adeńską. Umowa przewiduje udostępnienie portu wraz z infrastrukturą dla floty oraz morskiego ruchu handlowego Etiopii. Memorandum of Understanding w tej kwestii podpisali premier tej ostatniej, Abiy Ahmed, oraz prezydent Somalilandu, Muse Bihi Abdi.
Dotychczas – odkąd w 1991 roku od Etiopii oddzieliła się Erytrea (obydwa kraje stoczyły następnie zażartą wojnę) – kraj ten stracił dostęp do morza. Korzystał w związku z tym z portów sąsiedniego sułtanatu Dżibuti. Ostatnie wydarzenia, w tym niedawna rebelia prowincji Tigraj, pokazały jednak, jak bardzo wrażliwy jest to szlak. Rebeliantom i ich sojusznikom udało się bowiem tymczasowo zablokować drogę i linię kolejową z Addis Abeby do Dżibuti.
Czyje są klucze do portu?
Stąd logicznym wyjściem wydaje się z tej perspektywy umowa z Somalilandem. Ten ostatni – niegdyś Somali Brytyjskie, a w tej chwili północna część Somalii – nie jest oficjalnie uznawany za odrębne państwo. To zresztą ma się zmienić, bowiem Etiopia w ramach umowy zobowiązała się do formalnego uznania jego niepodległości. Faktycznie jednak już od początku lat 90′ rządzi się on niezależnie. Cieszy się przy tym dużo większą stabilnością i dobrobytem niż reszta Somalii.
Mimo to rząd tej ostatniej uważa Somaliland za własną prowincję. Stanowczo sprzeciwia się w związku z tym zarówno korzystaniu z portu Berbera bez swojej zgody, jak i zwłaszcza uznaniu niepodległości Somalilandu. W oświadczeniu opublikowanym we wtorek, somalijski rząd stwierdził, iż porozumienie nie ma mocy prawnej. Odwołał także swojego ambasadora z Addis Abeby.
Co prawda mało prawdopodobne jest, aby Somalia próbowała interweniować zbrojnie – w przeciwieństwie do lat 70′, gdy próbowała podbić etiopską prowincję Ogaden. Kraj ten wciąż nie podniósł się po latach bycia upadłym państwem. Cechują go słabość wewnętrzna, niestabilność oraz ciągle żywa rebelia islamistyczna. Właśnie ta słabość wewnętrzna sprawia jednak, iż nie sposób wykluczyć rozlania się wciąż tlącego się w Somalii konfliktu na resztę regionu. Sama Etiopia też jest zresztą spłatana wewnętrznymi tarciami.
Somaliland z kolei do tej pory oparł się próbom podporządkowania go (podobnie jak sąsiedni Puntland – inny region separatystyczny). Nie oznacza to niestety, iż stabilność w tym kraju – którą dalece przerasta większość państw regionu – na pewno się utrzyma. Nierozwiązywalny konflikt interesów – jak również gardłowa istotność dostępu do portów dla Etiopii – grozi zaś potencjalnym wybuchem wrogości w przyszłości. Najpewniej wtedy, gdy tylko zdarzy się ku temu okazja.