Japonia pożegna się z użyciem starych, dobrych dyskietek. O jakie dyskietki chodzi, można zapytać, skoro kraj ten powszechnie kojarzy się jako technologiczna potęga? Otóż kraj jako taki być może się rozwijał, ale rządowa biurokracja twardo się temu procesowi opierała. I aż do teraz konsekwentnie używała dyskietek
Urządzenia te, dziś kojarzące się raczej z rzewnymi wspomnieniami lat 90′ oraz festiwalami retro-technologii, do niedawna dalej stanowiły tam codzienność dla administracji rządowej. Jest to wprost ciężkie do uwierzenia, biorąc pod uwagę pozycję, jaką Japonia – kraj specyficzny pod wieloma względami – mimo wszystko zajmuje w dziedzinie technologii, a zwłaszcza elektroniki. Zarazem nie byłby to pierwszy przypadek, w którym biurokracja państwowa żyje w swoim własnym świecie.
Zwycięstwo na miarę swoich czasów
Jako iż wszystko ma swój kres, minister ds. cyfrowych rządu Cesarstwa, Taro Kono, w tonie wspaniałego tryumfu oznajmił niedawno, iż Japonia „wygrała wojnę z dyskietkami”. Po długich bojach i morzu przelanej krwi dyskietki nareszcie doczekają się wycofania! No faktycznie, jest z czego być dumnym, w końcu przeciwnik taki groźny… Niewątpliwie przodkowie-samurajowie są z pana ministra bardzo dumni.
Do połowy czerwca rządowa Agencja ds. Cyfrowych zdołała uchylić prawie wszystkie z 1034 regulacji i rozporządzeń, które dyktowały sposób zastosowania dyskietek w pracy biurokracji państwowej. „Prawie wszystkie” – ponieważ jest jeden wyjątek (niczym symboliczna jedna galijska wioska, która wciąż opiera się rzymskiemu najeźdźcy). Administrowanie przepisów dot. wymagań środowiskowych związanych z recyklingiem samochodów dalej przewiduje bowiem skorzystanie z dyskietek.
Czyli zwycięstwo jednak nie tak do końca miażdżące…
Japonia w ogniu dziejowych zmian
Nie ma co jednak silić się na złośliwości. Minister Taro Kono, światły człowiek postępu i technologii, ma na swym koncie szereg innych dokonań. Prowadzi na przykład bohaterską kampanię w celu wyeliminowania z rządowej praktyki maszyn fax i temu podobnych zaszłości techniki. Także wycofanie samych, sympatycznych dyskietek wymagało wytężonej kampanii i walki z lewiatanem biurokratycznego bezwładu.
To wszystko zaskarbiło mu popularność oraz 2,5 miliona obserwujących na X/Twitterze. Ciężko jednak stwierdzić, czy owi obserwujący faktycznie widzą w ministrze swego technologicznego idola, czy też raczej to fani retro-technologii, której nie sposób uświadczyć nigdzie poza muzeum oraz administracją państwową.
Ciekawość – czy gdyby nie podobne kampanie ze strony rządowych liderów, rządowa biurokracja przez cały czas pisałaby na bambusach i zwojach papieru ryżowego? Aż strach tylko pomyśleć, co by było, gdyby Japonia i jej rząd swoją bohaterską wojnę z dyskietkami jednak przegrał. Ani chybi cały gabinet musiałby popełnić seppuku?