Top 5 spółek do inwestowania w 2H 2025! Te typy Cię zaskoczą.

2 godzin temu

W tym materiale nie będzie o Nvidia. Nie będzie o Tesli. Nie będzie ETF-ów. Będą za to spółki, które świadomie omija dziś tłum – a które mogą wysadzić portfel w powietrze, jeżeli tylko ruszy adekwatny katalizator.

Giełdy znów na szczytach. Inwestorzy w euforii. Wszystko wygląda… dobrze. I właśnie dlatego to najgorszy moment na ślepe kupowanie zakupy, ale też najlepszy, jeżeli tylko wiesz, gdzie szukać.

Od Azji po USA, od AI po mobilność – 5 firm i 5 historii, które mogą zdominować drugą połowę 2025. Zapraszam

Top 5 spółek do inwestowania w 2H 2025! Te typy Cię zaskoczą.

Otwórz konto w Saxo Banku i zyskaj 250 euro bonusu: https://bit.ly/saxo-dna-bonus

oraz odbierz bezpłatnie najnowsze wydanie Stockscan!

Nowy oddech rynku, stare pułapki emocji

Jeszcze w kwietniu wydawało się, iż rynek odcięto od tlenu – korekta była szybka, głęboka i dotknęła niemal wszystkich sektorów. Maj przyniósł zwrot, a dziś S&P jest przy nowych historycznych maksimach, Europa wraca do łask, a rynki wschodzące odżywają.

Gdy optymizm leci na inwestorów z każdej strony najłatwiej jest popełnić jakiś błąd. Łatwo pomyśleć, iż „wszystko mi uciekło” i rzucić się w pościg za tym, co już wzrosło, albo jeszcze gorzej… stać z boku czekają nie wiadomo na co. Prawdziwe okazje są tam, gdzie patrzy jeszcze naprawdę niewielu inwestorów.

Novo Nordisk – od euforii do intensywnej terapii

Zaczniemy od Danii, w której to z zespołem mieliśmy okazję niedawno być na miejscu. Lokalny czempion Novo Nordisk, to ikona branży ochrony zdrowia, która… nagle ostro się potknęła. Prawdziwe pytanie brzmi więc czy to tylko chwilowy kryzys, czy początek końca dotychczasowej narracji.

Rok temu takie pytanie nikomu nie przyszłoby na myśl. Novo był nie tylko najdroższą spółką Europy. Był narracją samą w sobie i top pickiem nie tylko Duńczyków, ale też inwestorów wzrostowych, jakościowych, trejderów – wszystkich. Duński lider rynku GLP-1 jako pierwszy gracz na rynku gwałtownie zaczął być uwielbiany przez rynek.

Na początku 2024 roku wszystko grało:
– zyski rosły o 20–30% rocznie,
– popyt nie nadążał za podażą,
– rządy rozważały refundacje,
– każda kolejna rewizja szacunków rynkowych wyglądała jak pościg za pociągiem

W wycenach zrobiło się ciasno. Akcje przebiły 1000 DKK, wskaźnik P/E sięgnął 50. Novo było wyceniane już nie jak spółka farmaceutyczna, ale jak spółka technologiczna. Czyli taka z wysokim ROIC, dynamicznym wzrostem, efektywnym modelem biznesowym, wielkim rynkiem do zdobycia i narracją o „leku, który zmieni świat”. Fundusze ESG, long-only, hedge fundy, emerytalne – wszyscy chcieli mieć Novo w portfelu.

Potem przyszła brutalna rewizja oczekiwań. W grudniu 2024 pojawiły się pierwsze pęknięcia. CagriSema — kombinacja GLP-1 z analogiem amyliny — miała być nowym królem. Kolejną fazą innowacji. Tylko iż dane kliniczne były „tylko dobre”. Redukcja masy ciała na poziomie 23%, a rynek oczekiwał… 25%. Przynajmniej oficjalnie. Naprawdę oczekiwał pewnie pobicia tego na poziomie 26-27%. Niby mała różnica, ale kurs spadł o 27%…. w jeden dzień.

W normalnych warunkach to nie byłby problem. Ale nie dla spółki z P/E 50. Tam każda niedowieziona obietnica oznacza wyciek powietrza z balonu. Akcje Novo Nordisk spadły łącznie o ponad 60% od szczytu. Razem z nimi zniknęła sympatia inwestorów do spółki.

Efekty rozlały się na samą firmę. W maju CEO Novo ogłosił, iż odchodzi. Oficjalny komunikat był stonowany: „czas na nowy etap rozwoju”. Ale prawda była prosta — został po prostu zwolniony. I tu pada najważniejsze pytanie: czy ta zmiana to ofensywa — czy próba ratowania twarzy?

Dziś jeszcze nie wiemy, kto go zastąpi. Wiemy jednak, że stawką jest nie tylko odbudowa zaufania, ale i nowa strategia komercyjna. Coraz więcej wskazuje na to, iż Novo szuka kogoś spoza organizacji. Być może kogoś z USA. Być może z większym doświadczeniem w innowacjach. Tego teraz potrzebuje Novo.

Czy Novo Nordisk ma potencjał?

Czy w takim razie w tym wszystkim pozostało potencjał wzrostu? Zerknijmy na kilka faktów.

Po pierwsze. Do gry weszli aktywiści. Parvus Asset Management to fundusz znany z ostrych interwencji w Ryanairze i Unicredit. Buduje on pozycję w Novo i otwarcie sygnalizuje chęć wpływu na wybór nowego CEO. To może oznaczać, iż nowy lider będzie kimś o wyraźnym profilu rynkowym. Kimś, kto ma atakować, a nie biernie patrzeć.

Po drugie: rynek czeka na dane. I to dosłownie. Wszystko teraz rozgrywa się wokół nowych wyników badań fazy III dla CagriSemy. jeżeli okażą się lepsze niż ostatnie, choćby nieznacznie, to narracja może się odbudować. Analitycy z TD Cowen już sugerują, iż wcześniejsze badania były obciążone błędami metodologicznymi – zbyt krótka obserwacja, zbyt męska grupa. Novo stara się to teraz naprawić. jeżeli się uda – rynek zareaguje natychmiast.

Po trzecie: nadchodzi koniec ery „tanich kopii” leków GLP-1 w USA bowiem FDA ogłosiła, iż markowe preparaty (np. Wegovy, Ozempic) nie są już w niedoborze. W efekcie apteki i firmy telemedyczne nie mogą dalej oferować ich zamienników. Oznacza to, iż tysiące pacjentów stosujących dotąd tańsze wersje będą musiały przejść na oryginalne, droższe leki, co może wpłynąć zarówno na popyt, jak i ceny terapii od Novo Nordisk i Eli Lilly.

To oznacza, iż od II połowy 2025 oficjalni producenci – czyli Novo i Lilly – będą znów kontrolować większą część rynku rynek, a to może oznaczać powrót dynamiki przychodów.

Mamy więc spółkę, która w ciągu roku przeszła drogę od niekwestionowanego ulubieńca rynku do pacjenta pod obserwacją intensywnej terapii, ale to wciąż ta sama maszynka do robienia gotówki.

Jeśli nowe dane kliniczne choć minimalnie poprawią narrację, a nowy CEO wprowadzi rynkową dyscyplinę i ofensywną wizję, odbudowa zaufania może przyjść szybciej, niż wielu dziś zakłada.

NOVO trafia do portfela defensywnego

Novo przy obecnej wycenie i jednocześnie sowim profilu idealnie pasuje do publicznego portfela spółek defensywnych, który prowadzę dla was w Saxo Banku. Na dziś są tam w tej chwili spółki takie jak, Google, Ferrari, TSMC, Nu Holdings, Autodesk oraz argentyński YPF i niemiecki Eventim.

Mamy zaraz nowy miesiąc, co oznacza, iż do portfela wpadnie dopłata rzędu 2500 zł. Sam portfel radzi sobie dobrze i od początku marca 2025, zrobił dla was już… prawie 16% zysku. Żadnej spółki na razie nie chcę się z portfela pozbywać, a ponieważ mam jeszcze miejsce na dobranie nowych (nie chcę przekraczać jedynie 10 pozycji tutaj), to nowa dopłata na 2500 zł przeznaczana jest w 500 zł na dokupienie akcji TSM ponieważ ich udział w portfelu odbiegł od pożądanego przeze mnie, a pozostałe 2000 zł idzie właśnie w akcje Novo Nordisk.

Sami możecie cały taki portfel bez problemu i bez prowizji odzwierciedlić dzięki rachunkowi w Saxo Banku, a do tego możecie dostać też naprawdę MEGA bonus prosto od naszego zespołu.

Otwierając konto z linka otrzymujecie zarówno 250 euro bonusu do wykorzystania na prowizje w Saxo do handlowania sobie przez 3 miesiące bez żadnych kosztów, a DO TEGO możecie odebrać bezpłatnie najbliższe wydanie naszego miesięcznika StockScan, gdzie szczegółowo omawiamy sytuację w ponad 190 spółkach. Top Picksy StockScan również biją szerokie indeksy o solidne kilkadziesiąt procent, a sam produkt jest jedynym takim na całym polskim rynku.

Zobaczcie tylko sami jak to wygląda :). Naprawdę warto, zwłaszcza gdy można sobie go przetestować bezpłatnie, a my z Danii lecimy do Azji.

Grab – azjatycka sprężyna napięta do maksimum

Spółka numer dwa to Grab operujący głównie w Azji Południowo-Wschodniej. Tam wśród motorów, skuterów, dymu z ulicznych garkuchni i rosnącego popytu konsumenckiego wyrósł lokalny gigant, który zrobił coś, czego nie udało się nikomu innemu. Zmusił Ubera do odwrotu.

Grab to superaplikacja, która nie tylko przetrwała bitwę z globalnym konkurentem, ale wygrała ją z taką przewagą, iż dziś sama rozdaje karty. Przewozy, jedzenie, płatności, ubezpieczenia, mikrokredyty. Wszystko w jednej aplikacji, wszystko osadzone lokalnie, w języku, z dostosowaniem do kultury, religii, zwyczajów i tego, co naprawdę działa w Indonezji, Malezji, Tajlandii czy Wietnamie.

Przez lata Grab był przykładem klasycznego „growth za wszelką cenę”. Firmy, która pali gotówkę w błyskawicznym tempie. Tylko coś się w końcu zmieniło. W ostatnim kwartale firma pokazała pierwszy w historii zysk netto. W tej branży, w tym regionie? To niemały sukces.

Dźwignia operacyjna w końcu zaskoczyła i zrobiła to z hukiem. Segment mobilności w Azji Południowo-Wschodniej, który latami był synonimem spalania gotówki, nagle pokazał, iż potrafi być rentowny.

To taki moment, kiedy nagle okazuje się, iż model działa, a zaskoczenie działa na korzyść spółki. Takie przełomy są trudne do przewidzenia, choćby dla analityków. Uber też zaskoczył wszystkich, gdy dźwignia nagle „kliknęła”. Jego wystrzał generowania gotówki zaskoczy wtedy choćby największych optymistów.

W Grabie jednak chodzi o coś więcej. Firma przeprowadziła emisję obligacji konwertowalnych na 1,5 miliarda dolarów. Bez kuponu. Z nadsubskrypcją. Przy 6 miliardach gotówki na koncie. Dziwne co? Po co im więcej gotówki? To nie był ruch ratunkowy.

To było ustawianie szachownicy na kolejne zagranie. CFO spółki, Peter Oey, przyznał, iż popyt był znacznie większy niż oczekiwano. I jasno zasugerował: te środki pójdą na ekspansję. Zarówno organiczną, jak i… no właśnie… nieorganiczną.

W tym samym czasie zaczęły krążyć plotki o możliwej fuzji z GoTo – największym konkurentem Graba w Indonezji. Rynek szeptał, inwestorzy kalkulowali, a analitycy zaczęli zadawać pytania. Na konferencji wynikowej padło jedno z nich, pół-żartem: „Czy Grab randkuje z GoTo?” Odpowiedź CFO? „I can’t say no.”

Krótkie zdanie, które powiedziało wszystko, nie mówiąc niby nic istotnego. Oficjalnie firma twierdzi, iż „obecnie” nie prowadzi rozmów, ale takie sformułowanie zostawia otwarte wszystkie drzwi. Zwłaszcza gdy rozmowy toczą się pod nakazem milczenia z popdisanymi NDA.

Fuzja GRAB i GoTo?

Strategicznie taka fuzja miałaby ogromny sens. Indonezja to największy rynek w regionie, ale przez cały czas niezdobyty do końca. Spółka ma tam mniej niż 50% udziałów. GoTo to lokalny czempion, który kontroluje resztę. Połączenie oznaczałoby nie tylko koniec wojny cenowej, ale choćby monopol: ponad 90% rynku mobilności i dostaw byłoby w rękach jednego gracza. W regionie, który opiera się na skali i efektywności kosztowej, to różnica między dobrym biznesem a hegemonem.

Czy Graba stać na taki ruch? Bez problemu.

Co więcej, pojawiły się sygnały, iż indonezyjski fundusz państwowy Danantara – świeżo utworzony suwerenny wehikuł – rozważa objęcie mniejszościowego pakietu w połączonym podmiocie.

To już w zasadzie polityczna zielona flaga. Władze Indonezji nie chciałyby raczej, żeby narodowy champion przeszedł całkowicie w ręce zagranicznego podmiotu, ale jeżeli nowy podmiot będzie miał lokalnego inwestora instytucjonalnego… opór regulatorów może zniknąć.

Rzekome rozmowy z GoTo miały ciągnąć się od miesięcy, ale blokować ich tempo miały zastrzeżenia antymonopolowe. Zaangażowanie Danantary może być właśnie brakującym ogniwem, które pozwoli je dokończyć.

Ok, ale jeżeli do fuzji jednak nie dojdzie? Historia na tym się nie kończy. Grab wciąż siedzi na górze gotówki, a jeżeli nie wyda jej na przejęcie, to naturalnym krokiem będzie nowy program skupu akcji. Jeden został choćby wcześniej już zatwierdzony w I kwartale i… nic z nim nie zrobiono. Ciekawe, dlaczego co?

Dziś Grab wygląda jak napięta sprężyna. Wszystko się zgadza: gotówka, fundamenty, strategiczne opcje. Ta konfiguracja nie potrwa wiecznie. Coś tutaj się wydarzy i ja chcę być na to „coś” spozycjonowany wcześniej.

Czas kontynuować podróż. Tym razem z Azji lecimy do USA. Dokładniej do… największego banku na świecie. Cóż za zmiana geograficzno-sektorowa, prawda? Każdy znajdzie w tym materiale coś dla siebie.

Polub nas na Facebook!

Znajdziesz tam więcej wartościowych treści o inwestowani, giełdzie i rynkach.

DNA Rynków – merytorycznie o giełdach i gospodarkach

JP Morgan – król czeka na deregulację

Dlaczego JP Morgan? Dlatego, iż w Stanach Zjednoczonych nadchodzi pokoleniowa niemalże zmiana regulacyjna, która może diametralnie poprawić sytuację sektora bankowego.

Administracja Trumpa zapowiada największą od 2008 roku falę deregulacji sektora bankowego. najważniejsze zmiany mają objąć obniżenie wymagań kapitałowych, zmniejszenie kosztów związanych z nadzorem oraz otwarcie drzwi do szerszej działalności w obszarach takich jak kryptowaluty.

Celem tych działań jest uwolnienie kapitału, zwiększenie zdolności banków do udzielania kredytów i poprawa rentowności. Choć reformy te niosą ze sobą pewne ryzyka, stanowią też wielką szansę na poprawę wskaźników zwrotu i w efekcie wzrost wypłat dla akcjonariuszy

Dzięki poluzowaniu przepisów banki zyskają większą swobodę w dysponowaniu kapitałem,a to klucz do szybszego zwiększenia zysków i wypłacania akcjonariuszom środków, zarówno w formie dywidend, jak i buybacków. Zwłaszcza duże instytucje – takie jak JP Morgan – będą w uprzywilejowanej pozycji. Dlaczego? Bo mają większe nadwyżki kapitału.

Od czasów kryzysu finansowego 2007–2008 banki musiały gromadzić większy kapitał i poprawiać jakość bilansów. To znacznie zmniejszyło ryzyko systemowe, poprawiło jakość portfeli kredytowych i obniżyło zmienność wyników. W rezultacie zyski banków są dziś bardziej stabilne, a wypłacane przez nie dywidendy lepiej zabezpieczone.

Wiele banków przygotowało się na bardziej rygorystyczne przepisy, które jednak – według najnowszych sygnałów – nie wejdą w życie w takiej formie. Zbudowane nadwyżki kapitałowe mogą więc zostać zwrócone inwestorom lub zreinwestowane w akcje kredytową. To wszystko sprawia, iż sektor bankowy, szczególnie jego największe podmioty, może być jednym z głównych beneficjentów nowej polityki gospodarczej USA.

Jamie Dimon, szef JP Morgan w swoich ostatnich wypowiedziach nie mówi o tym wprost, ale da się między wierszami wyczytać, iż już ma pewien plan i ten plan nie zakłada biernego siedzenia i obserwowania rynku. Wręcz przeciwnie. jeżeli rzeczywiście dojdzie do zmian regulacyjnych, to JP Morgan może z dnia na dzień przestawić się z trybu defensywnego na pełną ofensywę.

Dlaczego wybierać takiego molocha, a nie mniejszy bank regionalny w takim razie? JP Morgan i inne największe banki (G-SIBs) są najlepiej przygotowane do skorzystania z deregulacji, bo to one przez lata podlegały najsurowszym wymogom. Teraz to właśnie one odczują największą ulgę.

AMD – alternatywa wobec dominacji Nvidii

Zostańmy jeszcze w USA, bo jeżeli AI i półprzewodniki, to tylko USA. Wszystkie znaki pokazują jedno: boom na infrastrukturę AI nie tylko się nie kończy – on dopiero się rozkręca i to wchodząc w najbardziej kapitałochłonną, przemysłową fazę.

TSMC notuje rekordy sprzedaży. Oracle chwali się skokowym wzrostem w chmurze. Amazon, Microsoft, Meta, Google – każdy z nich ogłasza kolejne miliardowe inwestycje w data center, serwery, układy scalone i chłodzenie. Ale to nie tylko prywatna kasa. Do gry dołączają też rządy – Arabia Saudyjska, Francja, USA – które same budują narodowe klastry obliczeniowe. AI przestaje być domeną eksperymentatorów z działów R&D. Staje się fundamentem współczesnej gospodarki. Nową stalą i ropą XXI wieku.

W samym środku tego krajobrazu jest AMD, w którym w drugiej połowie 2025 roku wydarzy się coś, co może zmienić dotychczasowe reguły gry: premiera MI400. Nowa generacja akceleratorów, która może mocno nakręcić sprzedaż.

Widać również coraz bardziej rosnące przekonanie wobec perspektyw AMD wśród inwestorów. Kurs w ostatnim miesiącu urósł ponad 2x bardziej, niż Nvidia.

Wraz z trwałym wzrostem zapotrzebowania na inferencję, coraz bardziej prawdopodobny staje się scenariusz, w którym inwestorzy zaczną wyceniać jeszcze większy udział AMD w rynku GPU w latach 2026–2028. Dla hyperscalerów i państw budujących własną infrastrukturę obliczeniową platforma AMD staje się bowiem dzięki temu coraz bardziej atrakcyjną alternatywą.

Ale sama technologia to jedno. Kluczem jest dystrybucja. I tu AMD zaczyna błyszczeć. Nowe dane z ostatnich miesięcy mówią jasno: segment Data Center to już niemal połowa przychodów firmy. przez cały czas mniej niż u Nvidii, gdzie to aż 89%, ale to właśnie ta różnica pokazuje, jak wiele AMD ma jeszcze do ugrania.

W tle pojawił się kolejny gracz: OpenAI. Nie jako klient. Jako partner projektowy. AMD i OpenAI razem pracują nad MI400 – to oznacza jedno: najważniejsza firma świata AI nie tylko testuje chipy AMD, ona pomaga je tworzyć i ten sojusz zyskuje realny wymiar. W czerwcu AMD oficjalnie zaprezentowało MI400 i system Helios – kompletny rack AI zaprojektowany jako jedna spójna jednostka.

Na scenie obok Lisy Su pojawił się Sam Altman, zapowiadając wykorzystanie tych chipów przez OpenAI. To sygnał dla całego rynku: AMD to już nie tylko alternatywa – to partner pierwszego wyboru dla największych. Szczególnie tam, gdzie rośnie zapotrzebowanie na inferencję, a stosunek ceny do wydajności staje się kluczowy.

Do tego dochodzi trzeci, niedoceniany filar: rządy. AMD właśnie ogłosiło strategiczne partnerstwo z Humain w Arabii Saudyjskiej. Cel? Wspólna inwestycja do 10 mld dolarów w centra danych AI o mocy 500 megawatów.

W tle firma pokazuje jeszcze więcej. Wiarę w swoją niską wycenę. Za niską. Nowy program skupu akcji za 6 mld dolarów w połączeniu z poprzednim daje w sumie prawie 10 mld.

Dlatego właśnie AMD wpada na listę spółek z najmocniejszymi katalizatorami na drugą połowę 2025 roku. Premiera MI400 może być momentem przełomowym. Zarówno dla inwestorów jak i dla całego rynku. To nie będzie tylko test innowacyjności AMD. To będzie test gotowości świata na alternatywę wobec dominacji Nvidia, a wszystko wskazuje na to, iż świat jest gotowy. Ja ze swoim portfelem również.

Zalando – niemiecka konsumpcja znów w grze

Ze podróży do USA wracamy do Europy. Konkretnie do Niemiec. Ostatnim pickiem będzie Zalando. Druga połowa 2025 to nie jest kolejny nudny etap w niemieckiej gospodarce. To punkt zwrotny.

Po dwóch dekadach trzymania się fiskalnej ortodoksji – ograniczania deficytu, nadwyżek eksportowych i niemal religijnej wiary w hamulec zadłużenia – Niemcy ogłosiły program, który oznacza całkowitą zmianę podejścia. 500 miliardów euro w wydatkach publicznych to pewne przełamanie paradygmatu, w którym państwo niemieckie było bardziej księgowym niż inwestorem.

Budżet na 2025 rok, właśnie zatwierdzony przez gabinet Friedricha Merza i zakłada on 82 miliardy euro nowego długu już w tym roku oraz wzrost tej kwoty do 126 miliardów rocznie w 2029. Łącznie ponad 500 miliardów. Cel? Zwiększenie wydatków na obronność do poziomu 3,5% PKB, zgodnie z wymogami NATO, choć pod naciskiem prezydenta Trumpa pojawia się już postulat sięgnięcia choćby 5%.

Barclays w swoim czerwcowym raporcie zresztą pisał, iż to Niemcy, a nie Francja czy Włochy. Niemcy mają dziś największy potencjał względny w Europie. Mają przestrzeń fiskalną, mają zgromadzone przez lata nadwyżki i mają polityczne przyzwolenie na uruchomienie środków, które mają nie tylko złagodzić stagnację, ale strukturalnie przestawić gospodarkę na nowe tory.

To nie jest impuls jednorazowy. Program inwestycyjny został rozpisany na dwanaście lat, a zmiany konstytucyjne, które go umożliwiły, wskazują, iż jest to ruch systemowy, nie doraźny.

Barclays przewiduje, iż już w 2026 roku niemiecki PKB może rosnąć w tempie 2% rocznie, a liderem wzrostu będzie sektor obronny, infrastruktura i przemysł. Wszystko to prawda i wszystko to oczywiste, ale naszym zdaniem również pośrednio mocno zyska na tym… konsumpcja.

Cykliczne spółki konsumenckie w Niemczech, które mają silną infrastrukturę operacyjną, niskie zadłużenie i skalowalny model, powinny być również beneficjentami tej zmiany.

Zalando w tym kontekście jest tylko jednym z przykładów. Spółką przez trzy lata po pandemii dostosowywała się do świata wyższych stóp i niższej konsumpcji. Teraz może wejść w środowisko, które jest dokładnym przeciwieństwem: z tańszym pieniądzem, inwestycjami publicznymi i powracającą skłonnością do wydawania.

Perspektywa na 2025 rok dla Zalando pozostaje dość konserwatywna. Spółka prognozuje wzrost GMV i przychodów o 4–9%. Wydatki inwestycyjne mają spaść do 180–280 mln euro, a kapitał obrotowy znów stanie się ujemny, co powinno przełożyć się na lepsze przepływy pieniężne.

Równolegle rozwijane są dwie najważniejsze osie wzrostu: program lojalnościowy oraz segment B2B. Ten pierwszy obejmuje już 10% klientów i ma zostać rozszerzony na kolejne kraje, wspierając wzrost częstotliwości zakupów przy niższych kosztach marketingu. Segment B2B – czyli usługi logistyczne dla zewnętrznych marek – przez cały czas jest młody i kapitałochłonny, ale w 2025 roku nakłady mają się ustabilizować, co pozwoli lepiej wyeksponować poprawiającą się rentowność biznesu B2C.

Kolejnym kluczowym krokiem ma być przejęcie About You – transakcja warta 1,2 mld euro, czyli aż 67% powyżej kursu spółki sprzed ogłoszenia. Wycena budzi tu kontrowersje, ale szacowane przez spółkę synergie kosztowe na poziomie 100 mln euro rocznie (głównie z obszaru logistyki, marketingu i zakupów) jeżeli się zrealizują, mogą zaskoczyć wielu niedowiarków i gwałtownie uczynić tę inwestycję atrakcyjną z perspektywy przepływów gotówki i EBITDA.

Zalando weszło w 2025 rok z dużo bardziej zbalansowaną strukturą kosztową i jasnym planem na wzrost. jeżeli do tego dojdzie dalsza poprawa otoczenia makro, spółka ma solidne fundamenty, by zaskoczyć pozytywnie.

Otwórz konto w Saxo Banku i zyskaj 250 euro bonusu: https://bit.ly/saxo-dna-bonus

oraz odbierz bezpłatnie najnowsze wydanie Stockscan!

Do zarobienia,
Piotr Cymcyk

Porcja informacji o rynku prosto na Twoją skrzynkę w każdą niedzielę o 19:00
Idź do oryginalnego materiału