Totalny zakaz palenia w całym kraju jednak uchylony. Krok w tył na drodze do despotycznej ekspertokracji?

8 miesięcy temu
  • Jak wynika z doniesień, pełzający, całkowity zakaz palenia tytoniu w Nowej Zelandii został uchylony. Stosowną decyzję, cofającą ustawę poprzedników, przegłosował tamtejszy parlament.
  • Miała to być „pierwsza w swoim rodzaju” (czy w istocie…?) totalna prohibicja produktu, który, jak wiadomo, jest szkodliwy – a którego ludzie, mimo licznych utyskiwań ekspertów, wciąż używali.

Uchylenie zakazu nie stanowiło zaskoczenia. Był to bowiem wyraźnie obiecany element programu wyborczego centroprawicowej rządu premiera Christophera Luxona i koalicji rządzącej. Złożona z Partii Narodowej, ACT New Zealand oraz New Zealand First, doszła ona w Nowej Zelandii do władzy jesienią tego roku.

Zakaz palenia jako „prezent” dla przyszłych pokoleń

Pełzający zakaz przewidywał, iż w kraju stopniowo, ale ciągle podnoszony będzie wiek, od którego dozwolone jest nabywanie tytoniu. W jego finalnym efekcie osoby, które urodziły się po 2009, miałyby nigdy nie być w stanie kupić papierosów, cygar czy tabaki.

No, przynajmniej legalnie – nowozelandzka przestępczość zorganizowana, która bujnie rozwinęła się za rządów wrażliwej społecznie Partii Pracy, najpewniej miałaby bowiem tutaj coś do powiedzenia.

Zwolennicy tytoniowej prohibicji przytaczali statystyki zdrowotne oraz koszty społeczne (a także rządowe wydatki na służbę zdrowia). Przeciwnicy odpierali, iż niezależnie od intencji, państwo nie ma prawa dyktować obywatelom, jak mają oni kierować swoim życiem.

I to ostatnie podejście prezentuje też rząd premiera Luxona. W miejsce uchylonego zakazu zapowiedział on inne działania zmierzające do ograniczenia palenia, m.in. kampanię informacyjną dot. negatywnych skutków czy skuteczniejszą walkę z nałogami wśród dzieci.

Skutki postępu i sprzątanie po nim

Obecna koalicja zwyciężyła w wyborach przede wszystkim pod hasłami odbiurokratyzowania, zderegulowania i uwolnienia państwa, a także liberalizacji i zdynamizowania gospodarki. Rządy poprzedniej ekipy, lewicującej Partii Pracy, znamienne były bowiem tyleż lansowaniem postępowych postulatów społecznych, co wrażliwym i oświeconym zamordyzmem administracyjnym.

W opiniach krytyków, Partia Pracy zamieniła Nową Zelandię w dyktaturę ekspertów, w ramach której rząd próbował coraz głębiej i agresywniej ingerować w sposób życia obywateli. Oczywiście dla ich dobra i ze stosownie uśmiechniętą, łagodną miną.

Stąd też zakaz palenia był tylko jednym z całej serii aktów, które „przepchnięto” w ramach lewicowego aktywizmu legislacyjnego i administracyjnego za rządów premier Jacindy Ardern i Chrisa Hipkinsa – a które teraz kolejno uchyla Partia Narodowa i koalicjanci.

Wymuszono wówczas m.in. kagańcowy reżim ekologiczny, poddano nadzorowi prywatną własność nieruchomości, pozbawiono obywateli większości prawa do posiadanej przez nich broni czy narzucono prawne preferencje dla Maorysów w stosunku do ludności anglosaskiej.

Idź do oryginalnego materiału