Transformacja energetyczna topi Niemcy. Raport wstrząsnął Berlinem

1 dzień temu

„Liczby nie pozostawiają wątpliwości – przy obecnej polityce transformacja energetyczna nie jest możliwa do zrealizowania” – powiedział wprost prezes Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej (DIHK), Peter Adrian. To jego komentarz do zleconego przez Izbę badania na temat zielonych przemian w Niemczech. Wyniki badania wskazują, iż do 2049 r. koszty ponoszone przez przedsiębiorstwa, gospodarstwa domowe i cały system energetyczny wyniosą gigantyczne 5,4 biliona euro. Problemy Niemiec uderzają rykoszetem w Polskę i inne kraje UE.

DIHK jest jedną z najważniejszych instytucji reprezentujących interesy niemieckiego biznesu – zarówno przemysłu, jak i handlu oraz usług – na poziomie krajowym, europejskim i międzynarodowym.

Raport opracowany przez firmę konsultingową Frontier Economics pod tytułem „Nowe drogi dla transformacji energetycznej (plan B)” pokazuje, iż prywatne inwestycje w energię, przemysł, budynki i transport musiałyby wzrosnąć ponad dwukrotnie, gdyby chcieć zrealizować zieloną agendę. Podczas gdy w latach 2020–2024 średnio około 82 mld euro rocznie trafiało do tych sektorów, w 2035 r. kwota ta wyniosłaby co najmniej 113–316 mld euro.

Dla porównania: suma wszystkich prywatnych inwestycji w Niemczech wyniosła w 2024 r. około 770 mld euro. Transformacja energetyczna wymagałaby wzrostu choćby o 41 procent.

Coraz większe obciążenie firm i zwykłych ludzi

Peter Adrian podkreśla dyplomatycznie, iż kwotom tym często nie towarzyszy bezpośredni zysk.

Obciążenie przedsiębiorstw i ludności osiąga poziom, który zagraża naszej pozycji gospodarczej, naszemu dobrobytowi, a tym samym akceptacji transformacji energetycznej” – wskazuje.

W tłumaczeniu oznacza to, iż system energetyczny oparty na odnawialnych źródłach energii jest zarówno technicznie, jak i finansowo niewykonalny – wymaga stałej, potężnej kroplówki dotacji (w politycznie poprawnym języku niemieckiej polityki: „inwestycji, którym nie towarzyszy zysk”). Przy złej koniunkturze gospodarczej, z którą zmagają się w tej chwili Niemcy pieniędzy na dotacje po prostu nie ma komu zabrać.

Na tym jednak nie koniec, według badania koszty systemu energetycznego w Niemczech w nadchodzących dziesięcioleciach dramatycznie wzrosną. Oprócz inwestycji w krajową produkcję energii i infrastrukturę sieciową trzeba uwzględnić bieżące koszty funkcjonowania sieci, elektrowni i importu.

Sam import energii w latach 2025-2049 będzie kosztował choćby 2,3 biliona euro. Kolejne pozycje: 1,2 biliona euro na koszty funkcjonowania sieci, 1,1 do 1,5 biliona euro na inwestycje w produkcję i około 500 miliardów euro na eksploatację instalacji.

Nierealistyczne wytyczne

„Zbyt duża presja transformacyjna w postaci nierealistycznych wytycznych prowadzi do ekstremalnie wysokich i wciąż rosnących kosztów, niewłaściwej alokacji środków i nieefektywności” – powiedział szef DIHK.

Jak podkreślił, konsekwencje widać gołym okiem: „Coraz częściej przedsiębiorstwa energochłonne przenoszą swoją produkcję, a tym samym miejsca pracy, za granicę”.

Jego wniosek jest jednoznaczny: „Jeśli będziemy kontynuować obecną politykę energetyczną zgodnie z tymi wytycznymi, nie tylko zagrozimy pozycji Niemiec jako centrum gospodarczego, ale także wyrządzimy szkodę niezbędnemu celowi, jakim jest neutralność klimatyczna”. DIHK wezwało do zmiany podejścia w polityce energetycznej.

Niemieckie problemy wpływają też na UE

Niemcy, jako największa gospodarka Unii Europejskiej siłą rzeczy mają też wpływ na sytuację innych państw Wspólnoty. Według prognoz, niemiecki PKB spadnie w tym roku o 0,1 proc., co oznacza trzeci rok recesji z rzędu.

Dla porównania: strefa euro ma zanotować wzrost na poziomie 1,1 proc., a światowa gospodarka 3,2 proc. Gospodarka Polski jest ściśle powiązana z niemiecką – około 28 proc. naszego eksportu trafia do sąsiada. Spowolnienie w RFN oznacza zatem mniej zamówień dla polskich firm (zwłaszcza w motoryzacji, AGD, elektronice), spadek produkcji poddostawców i wstrzymanie się inwestorów zagranicznych z lokowaniem pieniędzy w naszym kraju.

Przenoszenie produkcji z Niemiec za granicę – mimo natychmiastowej ulgi dla przedsiębiorstwa w postaci niższych cen energii – ma też ciemną stronę, bo destabilizuje łańcuchy dostaw.

Mimo widocznej gołym okiem porażki Energiewende uświadamianej sobie przez coraz liczniejszych niemieckich podatników Berlin wciąż pozwala sobie na krytykę Polski za jej politykę energetyczną.

Według analizy Fundacji Instytut Bezpieczeństwa Narodowego, niemieckie władze i media prowadzą systematyczną kampanię nacisku na Polskę, by ta porzuciła węgiel i dostosowała się do niemieckiej wizji transformacji energetycznej. Krytykowane są także polskie plany budowy elektrowni jądrowych, które nie wpisują się w niemiecką politykę energetyczną.

Tymczasem z najnowszych danych niemieckiego Federalnego Urzędu Statystycznego wynika, iż udział paliw kopalnych w miksie energetycznym Niemiec wzrasta (w pierwszej połowie br. o 3,8 punktu procentowego do 42,2 proc. – w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku).

Idź do oryginalnego materiału