Rolnicy protestujący na przejściu granicznym w Dorohusku ujawnili proceder przeładunku toksycznego zboża z Ukrainy na wagony kolejowe. Z wykorzystaniem tych miały one ominąć blokadę strajkujących. Nie wiadomo, dokąd owo zboże miało trafić – ale jeżeli doświadczenia z ostatnich miesięcy są jakąś wskazówką, to niestety niewykluczone, iż właśnie na polski rynek.
Zaledwie wczoraj Michał Kołodziejczak, wiceminister rolnictwa, ogłosił, iż stworzono listę firm, które importowały zboże z Ukrainy. Obiecał, iż rząd będzie „szukał podstaw prawnych”, aby rzeczoną opublikować.
Import ów – rujnujący rodzime rolnictwo – stał się przedmiotem trwającego strajku rolników. Twierdzą oni, iż sytuacja, w której nie spełniającym unijnych norm towarom ukraińskim przyznano nieskrępowany i bezcłowy dostęp do rynku unijnego jest nie tylko niesprawiedliwa, ale też skrajnie szkodliwa.
Jak argumentują, konieczność spełnienia norm narzuca im koszty, które uniemożliwiają im konkurencję z tanimi, masowymi i niskojakościowymi produktami z Ukrainy (sprzedawanymi najczęściej jako unijne). Te do wybuchu wojny były eksportowane głównie do państw Azji i Afryki. Po zablokowaniu przez Rosję trasy morskiej przez Morze Czarne alternatywą w teorii miał się stać szlak lądowy do portów bałtyckich.
Tyle iż – jak się coraz wyraźniej okazywało w ciągu ubiegłego roku – ukraińscy eksporterzy (nader często są to ogromne agro-konglomeraty, kontrolowane przez oligarchów lub zagranicznych inwestorów) wolą sprzedać towar w UE niż eksportować go za morza. Im bliżej (np. w Polsce), tym dla nich zyskowniej.
Czy to zboże truje?
Tymczasem postępowanie równie szkodliwe co zwykły import ma w dalszym ciągu miejsce na granicy. Tak przynajmniej twierdzą protestujący rolnicy, którzy pokazali rażące fotografie i nagrania.
Uczestnicy protestu ujawnili proceder przeładunku ukraińskich płodów rolnych – w tym zboża i rzepaku – na składy kolejowe PKP Cargo. Co ciekawe, przeładunek ten odbywał się (dla niepoznaki?) z wykorzystaniem terminala gazowego. O Składy te w dyplomatyczny sposób ominęłyby następnie drogowe trasy do granicy, blokowane przez protestujących.
Towary te mają przy tym urągać podstawowym normom jakościowym – co nie jest jedynie teoretycznym problemem i prowadzi do dystrybucji w Polsce niejednokrotnie toksycznej żywności. Podejrzenie to niestety potwierdza raport Najwyższej Izby Kontroli z jesieni ubiegłego roku.
Żywność tę w istocie ciężko odróżnić z zewnątrz, ani bowiem oznaczenia nie sugerują pochodzenia spoza UE, ani też ceny nie są niższe od tych, które kosztować powinny produkty zachowujące unijne standardy. Różnica składa się oczywiście na profit importerów.
Co więcej, dochodzić ma do prób zastraszania protestujących, zarówno groźbami o charakterze prawnym, jak i fizycznym.
Alternatywna kopia powyższego nagrania dostępna jest także tutaj.
W ramach przypomnienia, już w czasie protestów branży transportowej na przełomie listopada i grudnia 2024 roku dochodziło do starć pomiędzy protestującymi a osobami, które uznawano za związane z ukraińską branżą transportową. Ochrona zapewniana przez Policję pozostawiała „nieco” do życzenia (pojawiały się choćby oskarżenia o faworyzowanie strony ukraińskiej i szykanowanie protestujących).
Czyj interes jest w Polsce ważniejszy
Ogólnym problemem – nierozwiązanym dotąd ani przez poprzedni, ani obecny rząd (o Komisji Europejskiej nie wspominając) jest fakt ciągłego sprowadzania do Polski produktów niespełniających podstawowych norm żywnościowych. Tych samych norm, które organa unijne agresywnie egzekwują wobec polskich rolników.
W teorii, ukraińskie produkty rolne mogą do Polski wjechać tranzytem po drodze do portów, na eksport do państw trzecich. Przedstawiciele Ukrainy twierdzą, iż szlak ten jest kroplówką dla ich gospodarki, załamującej się pod ciężarem rosyjskiej agresji.
Problem w tym, iż ów tranzyt nader często jest jedynie pretekstem, by transporty wpuścić na teren RP – a następnie, pomimo deklaracji celnych, są one sprzedawane na miejscu.
Obserwowane są też inne odmiany nadużyć tego systemu – np. ukraińskie zboże wjeżdża do Polski „tranzytem” i „na eksport”, przykładowo do Niemiec (niemieckie holdingi wykupiły ogromne grunty na Ukrainie), a następnie… wracają do Polski, formalnie już jako unijne.
Oczywiście tylko formalnie, jego jakość jest wciąż taka, jaka była. Także zboże zaklasyfikowane jako „techniczne” częstokroć wjeżdża do na teren RP, gdzie w magiczny sposób zmienia swoją klasyfikację i sprzedawane jest już jako spożywcze.