Apple chce być zwolniony z nowych taryf celnych. Dla firmy z Cupertino to sprawa życia i śmierci, bo około 85 proc. jej iPhone’ów jest produkowanych w Chinach, a pozostałe 15 proc. w Indiach.Daniel Ives z firmy Wedbush ostrzega, iż jeżeli produkcja Apple’a przeniesie się do USA, to konsumenci pożegnają się z iPhone’ami za tysiąc dolarów. Za urządzenie wyprodukowane w New Jersey lub Teksasie trzeba będzie zapłacić choćby 3,5 tysiąca dolarów.
Elon Musk oświadczył, iż wprowadzane przez Biały Dom 25-procentowe cła na importowane samochody i ich części znacząco zwiększą koszty produkcji Tesli.Reklama
Efekt polityki handlowej Białego Domu był piorunujący. Indeksy S&P500 i technologiczny Nasdaq zanotowały największy tygodniowy regres od czasu pandemii Covid-19 w 2020 roku. Dramatycznie potaniały nie tylko Apple czy Tesla, dla których nowe cła się problemem, ale także Nvidia. Gigant z branży półprzewodników też został przeceniony o kilkanaście procent, choć Biały Dom poinformował, iż taryfy nałożone na Tajwan nie będą obejmować chipów.
Analitycy JPMorgan nie mają złudzeń, iż wprowadzenie podwyższonych ceł na towary importowane z większości państw świata zaszkodzi gospodarce amerykańskiej i światowej. - Ta polityka doprowadzi do recesji jeszcze w tym roku - oznajmili eksperci cytowani przez CNN. Już na początku tego roku największe spółki technologiczne z grupy “Siedmiu Wspaniałych" ogłaszały, iż nie będzie im po drodze z wysokimi cłami dla Chin, Kanady i Meksyku. Potentaci tacy jak Nvidia, Apple i Tesla liczyli się z możliwymi zakłóceniami w łańcuchach dostaw oraz wzrostem kosztów operacyjnych.
Cła uderzają w gigantów. Apple próbuje obłaskawić Trumpa
W lutym dyrektor generalny Apple Tim Cook ogłosił w Białym Domu plan zainwestowania 500 miliardów dolarów w USA w ciągu najbliższych czterech lat. Te pieniądze mają przyczynić się do rozwoju fabryki chipów TSMC w Arizonie i stworzenia 20 tysięcy miejsc pracy. Jednocześnie firma zamierza uruchomić w Michigan akademię kształcącą następną generację amerykańskich pracowników sektora przemysłowego, a także zintensyfikować badania i rozwój w kluczowych obszarach, takich jak inżynieria układów scalonych.
Donald Trump pochwalił te przedsięwzięcia, ale Apple w żaden sposób nie został ochroniony przed nowymi cłami. Spadek ceny akcji spółki z Cupertino tylko w czwartek 3 kwietnia spowodował utratę ponad 300 miliardów dolarów kapitalizacji rynkowej. Tim Cook liczy na to, iż powtórzy manewr z 2018 roku, kiedy przekonał prezydenta Donalda Trumpa do zwolnienia jego firmy z ceł.
Dla Apple to sprawa życia i śmierci, bo około 85 proc. jego iPhone’ów jest produkowanych w Chinach, a pozostałe 15 proc. w Indiach. Główne zakłady montażowe, w tym Foxconn i Pegatron, znajdują się w chińskich miastach Shenzhen i Zhengzhou. Tajwan dostarcza firmie Cooka chipy, z Japonii pochodzą sensory do kamer, a Korea Południowa produkuje ekrany OLED. Cupertino w Stanach Zjednoczonych jest miejscem projektowania i rozwoju technologii oraz produkcji niektórych komponentów. Te wszystkie ośrodki współpracują ze sobą, tworząc złożony łańcuch dostaw dla iPhone’ów.
Cena iPhone'a może poszybować w górę. Cła Trumpa dotkną każdego
Analitycy firmy Jefferies ostrzegają, iż proponowane amerykańskie cła na import z Chin mogą znacząco i bardzo negatywnie wpłynąć na rentowność Apple. Ich zdaniem, spadek zysku netto w roku fiskalnym 2025 wyniósłby 14 proc. Z kolei, Barton Crockett, analityk Rosenblatt, jest przekonany, iż jeżeli prezydent Trump nie zapewni spółce Tima Cooka preferencji w handlu zagranicznym, to może to "zniszczyć Apple’a". Szacuje bowiem, iż Apple musiałby się zmierzyć z kosztami celnymi w wysokości 39,5 miliarda dolarów. Firma mogłaby rozważyć podniesienie cen, by zrekompensować spadek zysków. Jednak dla zrównoważenia kosztów ceł urządzenia musiałyby podrożeć o około 40 proc., a to mogłoby zrujnować popyt.
Daniel Ives z firmy Wedbush szacuje, iż przeniesienie choćby tylko 10 proc. łańcucha dostaw z Azji do Stanów Zjednoczonych zajęłoby firmie 3 lata i kosztowałoby 30 miliardów dolarów. Jak twierdzi, jeżeli produkcja Apple’a ostatecznie przeniesie się do USA, konsumenci mogą pożegnać się z iPhone’ami za tysiąc dolarów. - Bardziej realistyczna byłaby cena w granicach 3,5 tysiąca dolarów za iPhone’a wyprodukowanego w New Jersey lub Teksasie.
Tesla w opałach po cłach Trumpa. Ale jest też dobra wiadomość dla Elona Muska
Problemy podobne do tych, jakie ma Apple są udziałem także Tesli, producenta samochodów elektrycznych. Elon Musk, dyrektor generalny spółki, oświadczył bez ogródek, iż wprowadzane przez administrację prezydenta Donalda Trumpa 25-procentowe cła na importowane samochody i ich części będą miały istotny wpływ na firmę. Ostrzegł, iż nowe taryfy znacząco zwiększą koszty produkcji Tesli, ponieważ obejmą również zagraniczne komponenty.
Tesla produkuje auta w Stanach Zjednoczonych, ale wiele podzespołów otrzymuje z Kanady i Meksyku. Według raportu firmy, pojedyncza część może przekroczyć granice USA, Kanady i Meksyku choćby osiem razy, zanim trafi do finalnego pojazdu. - Nałożenie taryf oraz wszelkie działania odwetowe ze strony państw dotkniętych tymi decyzjami będą miały wpływ na naszą działalność i zyski - ostrzegał kilka tygodni temu dyrektor finansowy Tesli, Vaibhav Taneja, cytowany przez magazyn "Fortune".
Dobrą wiadomością dla Elona Muska jest postanowienie Białego Domu o doraźnym zwolnieniu z ceł części samochodowych spełniających warunki umowy USA-Meksyk-Kanada (USMCA). Z czasem jednak ma dojść do ustalenia zasad ich opodatkowania przez sekretarza handlu we współpracy z amerykańskim urzędem celnym i służbami granicznymi.
Jakimś pocieszeniem może być też fakt, iż spółka Elona Muska prawdopodobnie skorzysta na ograniczeniu konkurencji w segmencie pojazdów elektrycznych po wprowadzeniu ceł na import z Chin. Z kolei negatywnym czynnikiem będzie bardzo prawdopodobne zniesienie w Stanach Zjednoczonych ulgi podatkowej na auta elektryczne, gdyż prezydent Trump alergicznie reaguje na wszelkie przejawy faworyzowania "zielonego ładu". Z tych wszystkich powodów Ryan Brinkman z JP Morgan doszedł do konkluzji, iż "Tesla wydaje się mieć najwięcej do stracenia w zmieniającym się otoczeniu regulacyjnym pod rządami Donalda Trumpa".
Jacek Brzeski