– Dla nas jest to widok codzienny, z tego względu, iż konie na naszych pastwiskach mają w większości dostęp do rzeki, a wchodząc do niej radzą sobie z wysoką temperaturą powietrza i owadami, które im dokuczają – mówią Beata i Adrian, właściciele stada „pływających” koni znad Narwi, które w ostatnim czasie robią niemałą furorę w Internecie.
– Nasze konie od wiosny do późnej jesieni są tylko i wyłącznie na pastwiskach, a o ile zachodzi taka potrzeba, to też tam je dokarmiamy, nie spędzamy ich do domu. Tu mają wolność, nie muszą stać w zamknięciu, mogą się wybiegać i dzięki temu prawidłowo rozwijać – twierdzą hodowcy z Zawyki-Fermy (gm. Suraż, woj. podlaskie). – Naprzeciwko wypasa się stado sąsiada i mimo tego, iż jego klacze widzą się z naszymi, to jego stado nie korzysta z rzeki. Tamte konie przychodzą tylko, żeby się napić albo wtedy, kiedy muszą przejść na inne pastwisko. Myślę, iż to nasza najstarsza klacz pokazała reszcie, iż w wodzie jest fajnie, iż jest chłodniej i nic nie gryzie – wyjaśniają.
Hodowla koni zimnokrwistych nad Narwią
Pani Beata Owsiejczuk i pan Adrian Budziński zajmują się hodowlą koni zimnokrwistych. Ich stado w tej chwili liczy 22 sztuki.
– Pastwiska na tym terenie, nad rzeką Narew są słabej jakości, a konie potrafią je bardzo dobrze spożytkować. Zresztą widać po ich gabarytach, iż niczego im nie brakuje. I dlatego zdecydowaliśmy się na powiększenie naszej hodowli, ponieważ tylko takie grunty posiadamy i użytkujemy – zauważają gospodarze.
W rodzinie pani Beaty konie zimnokrwiste były od zawsze.
– Co prawda nigdy nie było ich w takiej ilości, jak teraz. Było ich mniej i wykorzystywane były przede wszystkim do pracy. Miłością do tych zwierząt zaraził mnie mój tata. Później podjęłam edukację w tym kierunku. To przede wszystkim pasja, bo hodowla koni jest bardzo wymagająca. Szczególnie ciężki jest okres wyźrebień, kiedy mamy 2-3 miesiące wytężonej pracy i praktycznie co godzinę jesteśmy w stajni – opowiadają pani Beata i pan Adrian.
Ważny apel hodowców do turystów!
Pływające konie cieszą się niemałym zainteresowaniem. Hodowcy jakiś czas temu zwrócili się jednak do turystów z apelem.
– Problem jest, ponieważ ludzie nie mają na co dzień styczności z końmi, nie znają ich zachowań i boją się, iż coś może im się stać w momencie, kiedy przepływają obok nich. I tutaj uczulam tych, którzy wypożyczają kajaki, iż konie są w pełni zrelaksowane, one nie przejmują się tym, iż ktoś jest obok nich. Należy tylko zachować spokój i rozwagę dla własnego bezpieczeństwa. Część osób ze strachu płoszy stado, wypędza je z tej wody. Zdarza się też, iż ludzie niszczą nam ogrodzenia. Obok jest stado sąsiada i zwyczajnie boimy się, iż te stada się połączą i uciekną. o ile konie się nie znają, to ustalają między sobą hierarchię, kopią się, a nasze klacze są źrebne i boimy się, żeby nie stała się im krzywda. Kolejna kwestia to śmieci. Po turystach zostają butelki, opakowania. Wędkarze sami otwierają sobie bramy wjazdowe na pastwiska i wyjeżdżając nie zamykają ich. Istnieje ryzyko, iż nasze konie gdzieś pójdą a ich poszukiwanie może trwać godzinami. Dlatego powstał nasz apel, żeby zostawiać samochody na drogach dojazdowych, ponieważ łąki są pastwiskami i te bramy są po coś zamknięte. Z drugiej strony cieszy nas, iż rośnie świadomość, iż te konie są tutaj i iż jest to ich środowisko naturalne i to ludzie muszą się dostosować do nich, a nie odwrotnie – mówią mieszkańcy Zawyk Fermy.
Hodowla koni to spełnienie, euforia i satysfakcja
– Cieszy szczególnie, kiedy widzimy, iż urodzone w naszym stadzie źrebię rośnie, rozwija się na naszych oczach. Wtedy mamy poczucie, iż nasza praca przynosi efekty i iż ma sens. To buduje – nie kryją dumy gospodarze.