Iran chce wprowadzić do użytku cyfrową walutę fiducjarną (CBDC). Ten odizolowany gospodarczo kraj miał dotąd schizofreniczny stosunek do aktywów cybernetycznych. Raz zaciekle zwalczając użycie kryptowalut, jako podważających władzę reżimu, to znów zachęcając do niego, jako metody obejścia sankcji. Teraz zaś nawrócił się na „nową” ideę w polityce monetarnej,
Coraz liczniejsze ostatnio grono państw, którym miły jest pomysł totalitarnej kontroli finansowej, niestety znów się poszerza. Tym razem o Iran. W przypadku tego kraju pomysł ów wpisywać się będzie zresztą z w szerszy paradygmat polityki władz, którą te prowadzą od lat.
Iran, w teorii „Republika Islamska”, rządzony jest w autorytarny sposób przez establishment złożony z elity szyickiego duchowieństwa oraz kadry służb bezpieczeństwa (zwłaszcza Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej). Od dawna na kolejne protesty i problemy społeczne reaguje on zacieśniając zakres policyjnej kontroli nad społeczeństwem. Do tego celu CBDC zdaje się, niefortunnie, pasować jak ulał.
I w tym kontekście Bank Centralny Iranu (CBI) ogłosił program pilotażowy, w ramach którego odbędą się testy krajowej CBDC. W obsługę projektu, prócz samego CBI, mają się także zaangażować irańskie banki Mellat oraz Tejarat. Testy będą miały zamknięty (w sensie geograficznym) charakter. Program ograniczy się bowiem do wyspy Kisz.
Wyspa „zupełnie jak nie Iran”
Wyspa ta, leżąca 19 km od wybrzeża, stanowi swego rodzaju ewenement w tym kraju – i to mimo tego, iż znajduje się w dość zapalnym regionie świata. Obowiązują na niej sporo luźniejsze (i niewyobrażalne w pozostałej części terytorium Iranu) zasady obyczajowe.
Ponadto, cudzoziemcy nie potrzebują tam wizy, mogą posiadać na wyłączność firmy czy nieruchomości. A co być może najważniejsze – dotyczą ich tam również gwarancje ochrony prawnej (i fizycznej), na które próżno by liczyć w Iranie kontynentalnym. choćby współczesna architektura miejscami wzoruje się na antycznym stylu perskim, zupełnie obcym ortodoksyjnej mentalności szyickiej.
Słowem, jest to hub turystyczno-inwestycyjny. Którego obecności władze Republiki Islamskiej, przy całym swoim rewolucyjnym zacięciu ideologicznym, zdarzają się dyplomatycznie nie dostrzegać. Stanowi bowiem nieme przyznanie tego, iż Iran potrzebuje inwestycji, napływu kapitału czy wymiany naukowej, przynosząc profity we wszystkich tych dziedzinach.
Właśnie kwestia obecności kapitału była najpewniej przyczyną wybrania wyspy na monetarny poligon. Także bowiem gorset reguł kontrolnych w sektorze bankowym jest na Kisz mocno poluzowany. W efekcie można będzie przetestować interakcje nowej waluty w nieco bardziej liberalnym (i realistycznym) systemie finansowym.
Dokręcać śrubę, dokręcać…
Prace nad irańską CBDC, cyfrowym rialem, miały się jakoby toczyć już od dłuższego czasu – to jest od 2021 roku. Projekt, na podstawie wstępnych studiów, miała wtedy zatwierdzić baśniowo brzmiąca Rada Najwyższa ds. Pieniądza i Kredytu.
Od początku nie ukrywano przy tym specjalnie, o co chodzi w tym rozwoju i całym projekcie. Jak była uprzejma odnotować oficjalna agencja Fars, „wiele państw na świecie pracuje nad CBDC”, a to „z uwagi na globalną ekspansję kryptowalut takich jak Bitcoin”.
Bank centralny zaś, jeszcze dobitniej, stwierdził w oświadczeniu, iż CBDC pozwoli mu „lepiej zarządzać ryzykiem spowodowanym przez rozpowszechnienie się prywatnych pieniędzy”. A tak być nie może, irańska publika bowiem ma być rzekomo „zaniepokojona” rozwijającym się handlem kryptowalutami.
Irańska publika co prawda, głosując portfelami (na Bitcoina), wyraża sentyment zasadniczo odmienny – po cóż psuć jednak nastrój chwili…