UE chce zamknąć europejski rynek krypto-aktywów przed światem. Czemu eurokraci boją się offshore’owego krypto?

9 miesięcy temu
  • Unia Europejska chce utrudnić (lub, w miarę możliwości, choćby uniemożliwić) działanie podmiotom z branży krypto-aktywów pochodzącym spoza Unii.
  • Powód nie jest trudny do odgadnięcia – po narzuceniu sektorowi kryptowalutowemu w Europie kagańcowego, kontrolnego reżimu kontrolnego prawnego (MiCA), unijni biurokraci obawiają się, iż mieszkańcy Starego Kontynentu zwrócą się w stronę offshore’owych giełd i dostawców.
  • Ci ostatni nie muszą bowiem przejmować się prawnym i regulacyjnym dyktatem Brukseli. Któż mógłby przewidzieć, iż tzw. zamordyzm spowoduje odpływ zainteresowania w kierunku rynków nim nie obciążonych?

Dzielni eurokraci w powiewających, niebieskich pelerynkach w żółte gwiazdki znów przybywają, aby ochronić obywateli Unii przed nimi samymi i uratować ich przed strasznymi skutkami wolności osobistej. Tym razem na tapecie znalazła się kwestia zamorskich giełd krypto i innych podmiotów z sektora aktywów cybernetycznych.

W zeszłym roku, jak wielu Europejczyków wolałoby prawdopodobnie nie pamiętać, w Unii Europejskiej przeforsowano regulację znaną jako MiCA (Markets in Crypto-Assets). Owo opus magnum eurokratycznej legislacji poczyna obowiązywać właśnie od stycznia bieżącego roku – czyli od „już-teraz”. Przynajmniej w teorii (w praktyce minie jeszcze trochę czasu, nim różnorakie organa wdrożą się do stosowania go w praktyce).

MiCA ante portas

Nie ma jednak się co cieszyć. Przepisy owe – oficjalnie mające „chronić” inwestorów i posiadaczy – w praktyce przynoszą radykalne podkopanie ich niezależności. Nie wnikając w inne biurokratyczne ciężary, które dotyczą firm z tej branży (wymogi licencyjne, przymus regularnego raportowania etc.), MiCA kładzie bowiem fundament pod agresywną inwigilację prywatnych zasobów kryptowalutowych.

Oczywiście jest to uzasadnione chęcią walki z „oszustwami podatkowymi” (jeśli za oszustwo można uznać po prostu chęć zachowania swej własności przed chciwością rządów). Co w takiej sytuacji uczynią zainteresowani tym, by utrzymać swoje krypto-portfele z dala od wzroku europejskich fiskusów? Bingo: będą nimi obracać poza granicami UE, gdzie władza tej ostatniej, w tym i MiCA, nie sięga.

Gdzie wasze łapy nie sięgną

W istocie nie jest to nic nowego. Pomysły wykorzystywania bankowych kont offshore, których nie sięgną wyciągnięte ręce skarbowych urzędników, do przechowywania swych zasobów finansowych są bowiem powszechnie i skutecznie stosowane. W przypadku kryptowalut będzie to zresztą jeszcze łatwiejsze i rokujące możliwość zdalnego korzystania z usług zamorskich firm kryptograficznych bez konieczności wychodzenia z domu.

I to właśnie nie podoba się władzom UE. W końcu nie po to długo forsowały one kagańcowe przepisy kontrolne, żeby obywatele teraz je „olewali” i robili po swojemu. W poniedziałek Europejski Urząd Rynków i Papierów Wartościowych opublikował w związku z tym propozycję stosownych rozwiązań prawnych.

Nie chcesz dać się inwigilować? To ci pomożemy…

Nie mogąc (najpewniej z przyczyn politycznych) wprost tego zakazać, Urząd chce powziąć kroki, by radykalnie utrudnić Europejczykom korzystanie z zamorskich rynków krypto. Zgodnie z propozycją, będą oni sami musieli znaleźć interesujące ich oferty i skontaktować się z oferującymi je podmiotami spoza Unii.

Tym ostatnim zakazane bowiem będzie świadczenie usług kryptograficznych dla mieszkańców UE, chyba iż ci sami się do nich w tej sprawie zwrócą. Urzędnicy ESMA określają to jako „reverse solicitation” i nie ukrywają, iż ma to pogorszyć pozycję podmiotów spoza Unii w stosunku do tych operujących w jej granicach.

Liczą oni, iż zmuszą w ten sposób firmy offshore’owe do zarejestrowania się w UE – co oczywiście wiąże się z całym reżimem prawnym MiCA, koniecznością donoszenia unijnym organom podatkowym na swoich klientów i resztą tego brzemienia.

„Z troski o obywateli”

Zgodnie z unijną tradycją, także i ten akt – jednoznacznie utrudniający życie obywatelom w imię wepchnięcia im do gardeł zwiększonego zakresu kontroli nad nimi – uzasadnia się troską o nich. A konkretnie nieuczciwą konkurencją, która pozostawiona sama sobie, z pewnością sprawi, iż biedni użytkownicy będą poszkodowani… tak tak, z pewnością.

Prócz celów wylicza się także ochronę interesów podmiotów podlegających przepisom MiCA. Jest to z pewnością ujmujące w swej szczerości przyznanie się oficjalnie bezstronnego regulatora do arbitralnego naginania reguł rynkowych na korzyść faworyzowanych przez siebie podmiotów.

Nie sposób zaprzeczyć, iż MiCA stanowi istotne obciążenie dla unijnych firm kryptograficznych. Jednak rozwiązaniem lansowanym przez urzędników ESMA nie jest przywrócenie im konkurencyjności, ale raczej pozbawienie dostępu do rynku ich konkurencyjnych rywali zza mórz.

Z czym do ludzi…

Pytanie naturalnie, czy działania te okażą się skuteczne? Dużo bardziej agresywne reżimy (vide Rosja czy Chiny) usiłowały już kontrolować rynek kryptowalut – i za każdym razem próby te kończyły się porażkami. Tym bardziej upokarzającymi dla przedstawicieli autorytarnych władz, im bardziej przekonani byli o swojej wszechwładzy.

Urzędnicy ESMA zdają się być tego choćby świadomi. Trudno inaczej interpretować fakt, iż wraz z propozycjami tymi od razu opublikowano drugą (która byłaby przecież zbędna, gdyby ta pierwsza przyniosła zamierzony skutek).

W tej ostatniej organa UE chcą oficjalnie zaklasyfikować wszystkie kryptowaluty jako „instrumenty finansowe”. I poddać je same, oraz ich nabywców i sprzedawców, tym samym ciężarom regulacyjnym, co inwestorów w akcje i obligacje.

Ciekawe, czy wszystko to sprawi, iż obywatele Europy posłusznie poddadzą się wymarzonej przez urzędy kontroli? Czy też wprost przeciwnie – offshore’owe giełdy i fundusze krypto będą mogły spodziewać się wzrostu zainteresowania ze strony mieszkańców Starego Kontynentu?

Idź do oryginalnego materiału