EUIPO chce wykorzystać rozwiązanie oparte na blockchainie do uszczelnienia systemu kontroli celnej. Ma to stanowić srebrną kulę, która pozwoli nareszcie rozprawić się ze zjawiskiem podrabiania dóbr markowych i ich importu do Unii. Tym razem nareszcie się uda! No chyba iż się nie uda…
Z pewnością stęskniliście się za Unią Europejską i jej usilnymi staraniami, aby uczynić świat lepszym, prawda? W końcu co najmniej od kilku dni nie było słychać o jakiejś nowej idei, która, tak dla odmiany, wprowadzałaby biurokratyczny zamordyzm do kolejnej dziedziny życia i transferowała – ponownie, dla odmiany – więcej władzy do Brukseli. Jakże ekstraordynaryjnie zaskakujące… Co, nie podoba Wam się? Oj tam, Unia chce Waszego dobra, a przecież każdemu eurokracie wiadomo, iż dobro obywatela jest zbyt ważne, aby pozostawić je rzeczonemu obywatelowi.
Autorem pomysłu na tapecie w tym tygodniu jest Biuro Własności Intelektualnej Unii Europejskiej (EUIPO). Gwoli uspokojenia ewentualnych obaw, jeśliby takowe się pojawiły – nie, na razie EUIPO nie wpadło na to, by każdy człowiek był prawnie obowiązany do noszenia kodu na czole, by umożliwić śledzenie go w czasie rzeczywistym i upewnienie się w ten sposób, iż nie ściąga pirackich filmów. Póki co wystarczy im, iż mniej więcej podobny system będzie dotyczył dóbr i systemu logistycznego. Novum polega na tym, iż system ów ma być oparty nie na zwykłych kodach – QR, kreskowych czy innych – ale na blockchainie.
System intelektualnie adekwatny
Jak poinformowało EUIPO, zakończono trwające miesiącami praktyczne testy, przeprowadzone we współpracy z czterema markowymi producentami, dwoma podmiotami logistycznymi oraz nieujawnioną agencją celną. W założeniu ma on działać podobnie, jak w przypadku kryptowaluty – tj. umożliwiać wszelkim możliwym interesariuszom dostęp do zawartej na blockchainie informacji, która przyporządkowana jest do danego tokenu, przypisanego z kolei do konkretnego dobra lub ładunku. W ten sposób marka ma być, w teorii, niemożliwa do podrobienia, zaś przekleństwo naciągniętych konsumentów oraz budżetów firmowych (niekoniecznie w tej kolejności) powinno być wyeliminowane.
Co prawa powinny być wyeliminowane także poprzednim razem, gdy unijne organa wpadły na pomysł utworzenia zunifikowanego, scentralizowanego systemu celnego, no ale jakoś nie były. System wrażano, regulacje spisywano, a podróbki jak były, tak były. Klątwa czy co? Nie może w tym kontekście nie budzić niechętnego podziwu fakt, iż ktoś w EUIPO musiał dojść do mentalnie trudnego do zaakceptowania wniosku: mianowicie, iż a nuż innowacje realizowane w sposób nakazowo-biurokratyczny są nieefektywne? Mając to na względzie, sięgnięto po rozwiązanie open-source’owe. To może być dla urzędników nadzieją, choć należy też pamiętać, iż każdy system jest tak skuteczny, jak obsługujący go ludzie. Czyli może być jeszcze różnie.
Tysiąc cięć
Odstawiając na chwilę na bok tzw. heheszki i analizując problem poważniej – walka z podróbkami jest z pewnością kwestią istotną. Może nie aż tak istotną, jak chcieliby to ukazać przedstawiciele snobistycznych marek, które ponoszą na tym straty finansowe, niemniej ponad wszelką wątpliwość rzeczą etyczną i potrzebną jest walczyć z oszustwem i kradzieżą – a odmianą jednego i drugiego jest produkowanie szeroko rozumianego chłamu i przydawanie mu metki czegoś, czym on nie jest. Szkopuł w tym, iż sposób na walkę z tym, jaki instytucje usiłują sprzedać, owocuje zwiększeniem ich władzy i zarazem w logiczny sposób zmniejszeniem wolności.
Oczywiście, ta utrata wolności (jak do zachrypnięcia będą powtarzać przedstawiciele wspomnianych instytucji) jest „ograniczona” i „wyważona”. Problem jednak w tym, iż podobnych problemów jest więcej, i będą się też one nieuchronnie pojawiać w przyszłości. jeżeli w reakcji na każdy wdrożyć by podobne rozwiązanie (a nie sądź, drogi czytelniku, iż nie pojawią się takie próby), dziesiątki i setki takich pociągnięć – za każdym razem wprowadzane w celu rozwiązania niewątpliwie palącego problemu – złożą się na obraz urzędniczego despotyzmu w sposób podobny, w jaki chińska „śmierć tysiąca cięć” doprowadza do okrutnej agonii poddanej jej ofiary.
Warto zatem mieć na uwadze refleksję, czy kolejna propozycja albo legislacja, jak zawsze uzasadniona tym czy innym zjawiskiem niepożądanym, nie jest właśnie takim cięciem dla idei i praktyki wolności osobistej.