Wyobraź sobie firmę, która ma wszystko: rosnącą sprzedaż, zdrowe marże, zadowolonych klientów i świetne prezentacje dla inwestorów. A mimo to… w kasie pustki.
Bank zaczyna dopytywać. Zarząd panikuje. A inwestorzy nie mogą zrozumieć: „Jak to możliwe, iż wszystko wygląda dobrze, a firma nie ma z czego żyć?”
To moment, w którym na scenę wchodzi najbardziej niedoceniony koszt biznesu.
Nie widać go w rachunku wyników. Nie ma go w Excelach. Ale potrafi zjadać gotówkę szybciej niż inflacja zjada pensję. Kapitał obrotowy.
W tym materiale pokażę Ci, jak działa ten cichy zabójca firm:
- Czym naprawdę jest cykl konwersji gotówki,
- Jak rosnąca sprzedaż może zamieniać się w finansowy ciężar,
- I dlaczego czasem nie zyski, a obieg pieniędzy decyduje, czy firma przeżyje kolejny kwartał.
Jeśli chcesz zrozumieć, jak odróżnić firmę, która zarabia na papierze, od tej, która zarabia naprawdę, to ten materiał jest dla Ciebie. Zaczynamy.
Ukryty koszt, który niszczy Twoje spółki i inwestycje! Dlaczego firma zarabia, a w kasie pustki?
Odzyskaj płynność z eFaktor! Zamień swoje faktury na gotówkę choćby w 24 godziny – szybko, prosto i bez biurokracji.
Sprawdź jak to działa: https://efaktor.com.pl/promo/dna-content/
Kapitał obrotowy – gotówka, która krąży
Kapitał obrotowy brzmi jak coś, co powinno pojawiać się tylko w podręcznikach do rachunkowości, ale w praktyce to jedna z najprostszych rzeczy do zrozumienia i do tego TAK WAŻNA, jeżeli chcesz inwestować lepiej. To po prostu gotówka, która jest uwięziona w codziennym funkcjonowaniu firmy. Nie zniknęła, nie została „wydana”. Ona po prostu krąży. Tylko akurat nie tam, gdzie firma najbardziej jej potrzebuje, czyli w kasie.
Najłatwiej zobaczyć to na trzech elementach:
Po pierwsze zapasy, czyli wszystkie produkty, które firma już stworzyła lub kupiła, ale jeszcze ich nie sprzedała. Leżą na półkach i wyglądają niewinnie, ale dla firmy to zamrożone pieniądze.
Po drugie należności, firma wystawiła fakturę, sprzedaż jest zaksięgowana, ale klient wciąż ma czas na zapłatę. Zysk jest na papierze, a gotówka wciąż „w drodze”.
I wreszcie zobowiązania. Tu sytuacja jest odwrotna. To moment, w którym firma sama korzysta z czasu, który dał jej dostawca. Im dłużej może czekać z płatnością, tym więcej gotówki zatrzymuje. To w zasadzie sytuacja odwrotna do należności. Ktoś Tobie wystawił fakturę, ale dopóki termin się nie zbliża to machasz na to ręką i trzymasz gotówkę na swoim koncie.

Kapitał obrotowy to właśnie różnica między tym, co firma musi finansować z własnej kieszeni, a tym, co może chwilowo „pożyczyć” od swoich partnerów biznesowych. Dlatego działa jak ukryty koszt. Im więcej pieniędzy krąży w zapasach i należnościach, a im mniej w zobowiązaniach, tym bardziej firma sama siebie kredytuje, a to, jak każdy kredyt, ma swoją cenę.
Zrozumienie kapitału obrotowego to w praktyce zrozumienie, ile gotówki firma potrzebuje, żeby w ogóle działać. Teraz trzeba odpowiedzieć na proste pytanie: jak długo te pieniądze tam siedzą? To mierzy Cykl Konwersji Gotówki. Brzmi skomplikowanie, ale mechanika jest banalna. To liczba dni, jaką firma potrzebuje, żeby zamienić każdego złotego włożoną w produkcje z powrotem na gotówkę.
W praktyce cykl zaczyna się w momencie, gdy firma płaci za surowce lub towar. Potem te surowce są zamieniane na produkt adekwatny i trafiają do magazynu, leżą tam określoną liczbę dni i dopiero po sprzedaży zaczynają zamieniać się w należności. Należność to coś, co klienci muszą dopiero uregulować. Firma czeka na pieniądze, choć sprzedaż już została wykazana. Dopiero gdy klient faktycznie zapłaci, gotówka wraca do kasy. I tu pojawia się klucz – ile to wszystko trwa.
Cykl Konwersji Gotówki łączy trzy elementy:
- czas, przez jaki pieniądze wiszą w zapasach,
- czas, przez jaki wiszą w należnościach,
- czas, przez jaki firma może odwlekać płatności wobec własnych dostawców.
Jeśli zapasy trzyma się długo, klienci płacą późno, a dostawcy chcą pieniędzy od razu, cykl staje się ciężarem. Firma pracuje dla rynku, a finansuje to z własnej kieszeni. jeżeli jest odwrotnie i pieniądze wracają szybciej niż firma musi je oddać dostawcom, cykl robi się ujemny, a to oznacza, iż biznes działa jak miniaturowa maszyna gotówkowa, na której można dodatkowo zarabiać.
Dlatego Cykl Konwersji Gotówki jest sercem całego tematu. Nie pokazuje, czy firma zarabia na papierze, tylko czy ma pieniądze wtedy, kiedy są jej faktycznie potrzebne. Dopiero rozumiejąc ten obieg, można zobaczyć, dlaczego niektóre firmy toną w zapasach i należnościach, a inne płyną jak po autostradzie. Teraz przejdziemy do tego, jak ten cykl staje się największym ukrytym kosztem w biznesie.

Ukryty koszt kapitału obrotowego i faktoring
Na pierwszy rzut oka kapitał obrotowy wygląda jak zwykła część operacji. Firma kupuje towar, sprzedaje go, czeka na płatność, normalna sprawa. Pod spodem działa mechanizm, który wielu inwestorom umyka. Każdy dzień, w którym zapasy leżą na półkach, a klienci zwlekają z przelewem, to dzień, w którym firma finansuje rynek z własnej kieszeni. To właśnie jest ten niewidoczny koszt.
Nie ma go w rachunku wyników. Nie pojawia się w kategorii „koszty operacyjne”. Mimo to potrafi zjadać marże tak skutecznie, iż choćby świetny produkt nie ratuje sytuacji. Im więcej pieniędzy krąży w zapasach i należnościach, tym mniej zostało w kasie. Firma musi więc organizować gotówkę gdzie indziej. Zwiększa linie kredytowe, korzysta z faktoringu albo po prostu spala to, co wypracowała. Wszystko po to, żeby zasypać dziury, które tworzy wolno obracający się kapitał.
Tym bardziej, iż problem kapitału obrotowego jest potencjalnie tym większy, im szybciej rośnie sama firma. Większa sprzedaż oznacza większe zapasy, większe należności i większą lukę w gotówce do zasypania. To jak bieg, w którym im szybciej przyspieszasz, tym większy ciężar ciągniesz na plecach. I jeżeli zarząd nie ogarnia tematu, to firma może zacząć dusić się przy bardzo dobrych wynikach sprzedażowych.
W praktyce kapitał obrotowy staje się więc ukrytym kosztem finansowania operacji. Firma go nie widzi, bo nie stoi na fakturach. Inwestorzy go nie widzą, bo nie ma osobnej linii w sprawozdaniach. Jednak, kiedy spojrzysz na przepływy pieniężne, nagle wychodzi cała prawda o tym, czy biznes działa na własnych nogach, czy tylko wygląda na zdrowy, dopóki ktoś dostarcza mu tlen. Teraz czas zobaczyć, jak ten koszt potrafi rosnąć wraz z rozwojem firmy.
Gdy wzrost sprzedaży dusi firmę
W teorii rosnąca sprzedaż to najlepsza rzecz, jaka może przytrafić się firmie. Więcej klientów, większy obrót, większy udział w rynku. W praktyce wzrost potrafi być jak szybkie wspinanie się po stromych schodach. jeżeli firma nie ma kondycji finansowej, to każde kolejne piętro boli coraz bardziej.
Największy problem zaczyna się wtedy, gdy tempo wzrostu sprzedaży wyprzedza tempo, w jakim gotówka wraca do firmy. Niby wszystko działa – magazyn pełen towaru, produkcja idzie pełną parą, faktury wysyłają się same. Tyle iż im większy obrót, tym większą ilość pieniędzy firma musi wyłożyć z wyprzedzeniem, a klienci wcale nie zaczynają płacić szybciej tylko dlatego, iż firma rośnie. Wręcz przeciwnie, większa skala często oznacza dłuższe terminy płatności.
Problem widać najlepiej w momencie dynamicznego skalowania. Zapasy muszą rosnąć, bo rośnie popyt. Należności rosną jeszcze szybciej, bo więcej faktur czeka na przelew. Dostawcy nie czekają. Zanim sprzedaż zacznie generować przepływy, firma zdąży już zamrozić gotówkę w całym łańcuchu operacyjnym. W efekcie wzrost, który miał być błogosławieństwem, zaczyna ugniatać firmę.
To paradoks, który wielu inwestorów ignoruje. Firma może rosnąć gwałtownie i jednocześnie mieć coraz większe problemy z gotówką. Nie dlatego, iż jest źle zarządzana, tylko dlatego, iż model operacyjny tak działa. jeżeli popyt rośnie szybciej niż obieg pieniądza w firmie, to każde dodatkowe 10 procent sprzedaży oznacza kolejne dziesiątki tysięcy, a czasem miliony, które trzeba sfinansować z własnej kieszeni.
Wyobraźmy sobie firmę, która działa w bardzo prostym modelu: kupuje towar za 80, sprzedaje za 100 i ma przyzwoitą marżę. Wszystko wygląda świetnie, dopóki firma robi to na niewielką skalę.
Na początku kupuje towar za 80 tys. i sprzedaje go w miesiąc. Klienci płacą w 30 dni, a dostawcy chcą pieniędzy od razu. Firma ma więc 80 tys. zamrożone przez miesiąc, ale to jeszcze ogarnia.
Teraz zaczyna się boom. Firma rośnie dwa razy szybciej niż planowała. Trzeba więc kupić towar nie za 80 tys., tylko za 160 tys. Niby zarobi więcej, ale gotówka musi wypłynąć od razu, a wpływy od klientów wciąż czekają 30 dni. I nagle pojawia się klasyczna luka. Żeby obsłużyć sprzedaż, firma musi wyłożyć więcej pieniędzy, niż ma.
Idźmy krok dalej. W trzecim miesiącu sprzedaż rośnie znowu, tym razem o kolejne 50 procent. Zakupy rosną do 240 tys., a klienci zaczynają się spóźniać, bo taki urok większej skali. Nagle należności wiszą nie 30 dni, tylko 40. Firma liczy zyski na papierze, ale gotówka nie wraca. Na pierwszy rzut oka biznes kwitnie, a pod spodem zaczyna się wyścig z czasem.

I tu pojawia się sedno problemu. Rosnąca sprzedaż wymusza coraz wyższe zapasy i coraz większe należności, a to oznacza, iż każdy dodatkowy sprzedany produkt „pożera” więcej gotówki niż wcześniej. W efekcie firma idzie do banku, żeby zdobyć pieniądze na finansowanie wzrostu i tu koszt niewidzialny zamienia się w koszt widzialny, bo kredyt kosztuje i nagle w firmie pojawią się koszty odsetkowe, które zaniżają marżę, a których wcześniej nie było. To jednak ten pozytywny scenariusz, bo może się okazać, iż bank uzna firmę za zbyt ryzykowną i nie udzieli jej kredytu, albo warunki będą wybitnie niekorzystne.
I tu wychodzi prawda, której nie widać w rachunku wyników. Zysk rośnie, ale gotówka spada. Firma przyspiesza, ale coraz bardziej brakuje jej oddechu. Zanim przejdziemy do tego, dlaczego jedne branże radzą sobie z tym świetnie, a inne toną w kapitałochłonności, warto zrozumieć, iż sam wzrost to za mało. Liczy się to, jak gwałtownie pieniądze wracają do kasy.
Branże, które pożerają gotówkę
To, jak bardzo kapitał obrotowy potrafi dusić firmę, zależy w ogromnym stopniu od branży. Każdy sektor ma swoją własną „grawitację” operacyjną. Jedne modele biznesowe wysysają gotówkę jak gąbka, inne działają jak pompka, która wręcz wciąga pieniądze z rynku do siebie.
Zacznijmy od branż najbardziej kapitałochłonnych. Handel detaliczny (retail) i produkcja to klasyka gatunku. W retailu trzeba ciągle utrzymywać szerokie zapasy, żeby nie zawieść klientów. Magazyn jest pełen towaru, który trzeba kupić wcześniej, zanim ktokolwiek pojawi się przy kasie. No ale przynajmniej nie mamy tutaj problemu z należnościami, bo klient płaci od razu przy kasie. W produkcji pozostało ciekawiej, bo oprócz zapasów gotowych produktów dochodzą surowce i półprodukty, z których firmy wytwarzają gotowe towary. Każdy etap oznacza kolejne warstwy zamrożonej gotówki. Do tego w przemyśle klientami nie są detaliczni konsumenci, ale inne firmy, które mają 30, 60 a czasem choćby 90 dni na uregulowanie swoich zobowiązań. To biznesy, które oddychają tylko wtedy, gdy kapitał obrotowy krąży sprawnie. Kiedy cykl się wydłuża, firma zaczyna się dusić. Tutaj logistyka i dbanie o to, żeby nigdzie nie pojawiały się zatory jest kluczowe.
Spójrzmy zresztą na przykład. Weźmy amerykańską spółkę przemysłową Hubbell, czyli producenta sprzętu elektrycznego i innych komponentów przemysłowych.W tej firmie od 20 lat średni cykl konwersji gotówki zajmuje około 26 dni. Czyli około miesiąca trwa cały proces od wyłożenia pieniędzy na stół, żeby kupić surowce do otrzymania zapłaty od klienta.

26 dni? Może się wydawać, iż niewiele, ale to dlatego, iż spółka sama może sobie pozwolić na długi termin spłacania własnych zobowiązań wobec swoich dostawców. To właśnie ta część układanki, która może działać na naszą korzyść, czyli jak najdłuższe terminy płatności wobec naszych dostawców. Dzięki temu otrzymujemy produkt możemy go już obrabiać, ale realnie płacimy za niego dopiero z pewnym opóźnieniem.
Hubbell na przestrzeni ostatnich 20 lat spłacał średnio swoje zobowiązania w terminie około 100 dni. To naprawdę długo.

Ważne, iż im firma jest większa i ma lepszą pozycję negocjacyjną wobec swoich partnerów handlowych, tym dłuższy termin płatności jest w stanie wynegocjować. Jednocześnie jest w stanie wymuszać na swoich klientach krótsze terminy płatności. W ten sposób choćby niektóre firmy przemysłowe maja ujemny cykl konwersji gotówki.
Jednak wydłużające się cykle spłaty własnych zobowiązań nie zawsze są znakiem pozytywnym. Być może firma nie spłaca po prostu swoich faktur na czas, bo nie ma z czego? Wtedy cykl konwersji gotówki też się skróci, ale czy powody, które za tym stoją powinny cieszyć inwestora? No właśnie.
Branże, które zasysają gotówkę z rynku
Spójrzmy teraz na branże, które korzystają z kapitału obrotowego. Z drugiej strony mamy działalności, które prawie nie potrzebują kapitału obrotowego. Software, platformy internetowe, usługi profesjonalne. Tu praktycznie nie ma zapasów, bo nie ma czego magazynować. Należności często są krótkie, a klienci nierzadko płacą z góry, zwłaszcza w modelach subskrypcyjnych. W takich firmach cykl konwersji gotówki potrafi być silnie ujemny, czyli gotówka pojawia się przed wykonaniem usługi. To jak prowadzenie biznesu z wiatrem w plecy.
Pomiędzy tymi skrajnościami są branże mieszane. E-commerce, który ma zapasy jak retail, ale jednocześnie potrafi szybciej obracać gotówką dzięki dobrym systemom logistycznym. Hurtownie, w których zapasy są duże, ale terminy płatności z dostawcami bywają korzystniejsze. FMCG, gdzie obrót jest ogromny, ale marże małe, więc każdy dodatkowy dzień w zapasach boli podwójnie. Każda z tych branż ma własne „DNA” kapitału obrotowego.
Inwestor patrząc na firmę, powinien zawsze zacząć od zrozumienia branży i modelu biznesowego. Nie ma tu jednego wzorca. To, co jest świetnym wynikiem dla software’u, byłoby tragedią w produkcji. To, co wygląda jak dramat w retailu, może być po prostu standardem dla biznesu, który żyje na bardzo niskich marżach, ale dużej rotacji.
Zrozumienie tego, jak dana branża obchodzi się z gotówką, to klucz do tego, by ocenić, czy firma radzi sobie dobrze, czy tylko udaje, iż ma wszystko pod kontrolą.
Narzędzia walki o skrócenie cyklu
Skoro niektóre modele biznesowe z natury pożerają gotówkę, to naturalne pytanie brzmi: jak firmy radzą sobie z tym w praktyce? Tu zaczyna się cały arsenał sposobów na to, żeby skrócić cykl konwersji gotówki i odzyskać kontrolę nad przepływami. I co ważne -większość z nich dzieje się po cichu. Klienci tego nie widzą, a inwestorzy często nie rozumieją, iż właśnie tam toczy się prawdziwa walka o płynność finansową.
Pierwsza linia obrony to zarządzanie należnościami. Firmy próbują zachęcać klientów do szybszych płatności, oferując rabaty za wcześniejszy przelew albo korzystając z automatycznych systemów fakturowania i monitorowania. Kilka dni szybciej to może nie brzmi jak rewolucja, ale przy dużej skali to różnica między spokojnym finansowaniem operacji a bieganiem od banku do banku, żeby uruchomić nową linię kredytową.
Druga broń to negocjacje z dostawcami. Tu liczy się każdy dodatkowy dzień. Firmy starają się wydłużać terminy płatności, korzystać z odroczonych programów finansowania albo łączyć siły w grupach zakupowych, żeby wywalczyć lepsze warunki. To nic innego jak darmowy kredyt, którego nie trzeba szukać w banku. Ten wątek już poruszałem przed chwilą pisząc o sile negocjacyjnej. Małe firmy zawsze mają pod górkę, więc muszą kombinować.
Trzeci filar to zapasy. Największe pole do popisu i jednocześnie największy ból głowy. Dobrze zarządzane firmy ciągle optymalizują poziomy magazynowe. Korzystają z prognoz popytu, rotacji produktów, algorytmów logistycznych. Cel jest jeden – nie zamrażać gotówki w produktach, które nie ruszają się z półek. Każda zbyt duża dostawa to jak położenie własnej gotówki w magazynie i czekanie, aż zacznie się rozmnażać.
Spoiler: sama nie zacznie. Z drugiej strony, jeżeli firma będzie mieć za mało towaru, to popyt przewyższy podaż i klienci pójdą do konkurencji, w efekcie firma może i wyczyści półki, ale nie zarobi tyle i mogła.
I wreszcie modele biznesowe, które konstrukcyjnie poprawiają kapitał obrotowy. Marketplaces, gdzie firma pośredniczy, więc nie musi finansować zapasów. Subskrypcje, gdzie klient płaci z góry. Przedpłaty, abonamenty i modele „pay-before-delivery”, które wciągają gotówkę jeszcze zanim firma wykona pracę. To rozwiązania, które potrafią zmienić cały bilans.
W praktyce firmy nie używają jednego narzędzia. To raczej zestaw małych przewag, które razem decydują o tym, czy kapitał obrotowy działa z firmą czy przeciwko niej. I dopiero kiedy inwestor zrozumie te mechanizmy, potrafi ocenić, czy biznes kręci gotówkę, czy po cichu ją spala.
Najważniejsze wskaźniki: CCC, DIO, DSO, DPO
To wszystko dla kogoś początkującego brzmi pewnie jak coś, co trzeba analizować tygodniami, ale tu naprawdę chodzi o kilka liczb, które mówią wprost, czy firma ma zdrowy obieg gotówki. Dobrze dobrane wskaźniki potrafią odsłonić więcej niż cały rachunek wyników, bo pokazują, gdzie pieniądze faktycznie „siedzą” i czy firma panuje nad swoim cyklem operacyjnym.
Cyklu Konwersji Gotówki to syntetyczny obraz tego, ile dni mija od wyłożenia pieniędzy na operacje do momentu, gdy wracają one w formie gotówki. Krótko mówiąc, czy firma pracuje na własnej gotówce, czy na gotówce dostawców. Cykl Konwersji Gotówki może być dodatni, zerowy albo ujemny. To ostatnie oznacza, iż firma dostaje pieniądze od klientów szybciej, niż musi płacić dostawcom.

Pod spodem Cyklu Konwersji Gotówki kryją się trzy mniejsze wskaźniki. Pierwszy to DIO, czyli ile dni towar leży w magazynie, zanim zostanie sprzedany. Zbyt wysokie DIO oznacza zamrożoną gotówkę i ryzyko zatorów.

Drugi to DSO, czyli czas oczekiwania na płatność od klientów. Im dłuższy, tym bardziej firma kredytuje rynek.

Trzeci element to DPO, czyli liczba dni, jaką firma ma na zapłatę faktur. Wysokie DPO to sygnał, iż przedsiębiorstwo potrafi wydłużać swoje finansowanie.

Warto jednak pamiętać, iż te wskaźniki same w sobie kilka mówią bez kontekstu. DIO, które jest ok dla producenta elektroniki, wygląda fatalnie w FMCG. DSO, które jest „normalne” w B2B, może być oznaką poważnych problemów w e-commerce. Dlatego ważne jest porównywanie firmy z jej branżowymi odpowiednikami i z nią samą w przeszłości, a nie z losowymi benchmarkami. Najlepiej patrzeć po prostu na trendy w samej firmie, czy poprawia dane wskaźniki na przestrzeni lat, czy raczej je pogarsza?
Marketplace kontra przemysł – różne DNA kapitału
Jeśli więc chcesz zobaczyć, czy firma jest w stanie finansować swój biznes i nie obudzi się pewnego rana bez gotówki na bieżące wydatki, to warto śledzić te wskaźniki. Szczególnie w branżach przemysłowych i bardziej „fizycznych”. To o wiele mniej istotne w branżach software.
Najlepiej jednak widać znaczenie kapitału obrotowego, gdy spojrzymy na realne modele biznesowe. Nie musimy choćby sięgać po konkretne liczby i wskaźniki. Wystarczy zrozumieć, jak te firmy działają, żeby zobaczyć, kto zamienia kapitał obrotowy w przewagę, a kto w problem.
Pierwszy przykład to model marketplace, który przez lata uchodził za wzór efektywności. Sklepy internetowe oparte na marketplace zamiast kupować towar, pozwalają sprzedawcom wystawić go na swojej platformie. Klient płaci platformie od razu, a rozliczenie ze sprzedawcą następuje później. Efekt? Firma dostaje gotówkę wcześniej niż musi ją oddać. Taki układ tworzy cykl konwersji gotówki, o którym inne branże mogą tylko marzyć. W praktyce taki model działa jak pompka. Użytkownicy przychodzą, płacą, a platforma nie musi finansować magazynów ani towaru. To pokazuje, iż można prowadzić duży biznes prawie bez zamrażania gotówki.
Drugi przykład to inna strona medalu. Klasyczny producent, który rośnie szybciej, niż jest w stanie kontrolować zapasy. Każde zwiększenie skali wymaga dokupienia surowców, utrzymania większego magazynu i wystawiania większej liczby faktur. Klienci wciąż mają długie terminy płatności, a dostawcy oczekują przelewów na czas. Z zewnątrz wygląda to jak świetnie rozwijający się biznes. W środku rośnie góra należności i zapasów, które pożerają gotówkę szybciej niż rosną przychody. W pewnym momencie firma może być zmuszona do korzystania z finansowania zewnętrznego tylko dlatego, iż jej model operacyjny nie nadąża za wzrostem.
Warto jednak w tym miejscu pamiętać, iż kapitał obrotowy to też nie wszystko. Taki marketplace być może gwałtownie generuje gotówkę i nie musi utrzymywać zapasów, ale ten model przyciąga dużo konkurencji. Natomiast przemysł jest kapitałochłonny i każdy, kto będzie chciał wejść na ten rynek dwa razy się zastanowi, bo na start wymaga to wyłożenia ogromnej kupy pieniędzy na sfinansowanie zakładów przemysłowych, zakupienia wspomnianych surowców i tak dalej. Każdy z tych biznesów ma swoje słabości w innym miejscu, a naszym zadaniem jako inwestora jest je zlokalizować, uważnie obserwować i ocenić, w której branży słabości jest więcej a w której mniej.
Ostateczny test: zysk na papierze czy gotówka w kasie?
W całej tej historii o kapitał obrotowym nie chodzi o definicje ani księgowe wzory. Chodzi o to, iż firma może wyglądać świetnie na papierze, a jednocześnie powoli dusić się finansowo. Zapasy, należności i zobowiązania tworzą obieg, który albo wspiera biznes, albo go podgryza. I to właśnie ten obieg decyduje, czy przedsiębiorstwo ma swobodę działania, czy jedzie na oparach.
Najważniejszy wniosek jest prosty: kapitał obrotowy to realny koszt, choćby jeżeli nie widać go w rachunku wyników. Każdy dzień, w którym towary leżą w magazynie, a klienci zwlekają z przelewem, to dzień, w którym firma finansuje cudze potrzeby z własnej kieszeni. A jeżeli sprzedaż rośnie szybciej niż wraca gotówka, ten koszt potrafi rosnąć wykładniczo.
Różne branże mają różne „prawa grawitacji”. Jedne modele potrafią wręcz zasysać gotówkę z rynku, inne wymagają jej stałego dokładania. Dlatego inwestor, który ignoruje kapitał obrotowy, widzi tylko połowę obrazu. Zyski i marże mówią, jak firma zarabia. Kapitał obrotowy mówi, czy firma ma z czego żyć.
Właśnie dlatego analiza całego cyklu konwersji gotówki jest tak ważna. Te wskaźniki pokazują, czy biznes faktycznie generuje gotówkę, czy tylko kręci obroty. I czy firma stoi na własnych nogach, czy balansuje na kredycie ukrytym w bilansie.
Na koniec zostaje morał, który jest brutalnie prosty. Firma może mieć świetny produkt, rosnącą sprzedaż, dobre marże i fantastyczne prezentacje dla inwestorów. Ale jeżeli nie ogarnia kapitału obrotowego, to cała ta układanka zaczyna się chwiać. Bo ostatecznie nie zyski płacą faktury. Płaci je gotówka. A kapitał obrotowy decyduje, czy ta gotówka jest tam, gdzie powinna być.
Zyski w sprawozdaniach to jedno. Ale gotówka w firmie to zupełnie inna historia.
I właśnie kapitał obrotowy często decyduje o tym, czy firma działa sprawnie, czy tylko udaje, iż działa. Wysokie należności, rosnące zapasy, wydłużone terminy – to wszystko może wyglądać niewinnie, a w rzeczywistości zamieniać firmę w kredytodawcę własnych klientów.
Dlatego jako inwestor nie patrz tylko na przychody i marże. Patrz, ile firma musi zablokować pieniędzy, żeby te przychody w ogóle dowieźć.
Odzyskaj płynność z eFaktor! Zamień swoje faktury na gotówkę choćby w 24 godziny – szybko, prosto i bez biurokracji.
Sprawdź jak to działa: https://efaktor.com.pl/promo/dna-content/
Do zarobienia!
Piotr Cymcyk

1 godzina temu






