Komisja Europejska przedstawiła projekt nowego celu klimatycznego na 2040 r. Zakłada on redukcję emisji gazów cieplarnianych o 90 proc. względem poziomu z 1990 r. Choć Komisja obiecuje elastyczne mechanizmy jego realizacji, narastają wątpliwości co do skutków gospodarczych tej strategii. Belgijski ekspert ds. energetyki, prof. Damien Ernst, ostrzega, iż unijna polityka klimatyczna jest oderwana od realiów przemysłu i osłabia konkurencyjność UE.
Komisarz ds. klimatu Wopke Hoekstra przekonywał w środę, iż dekarbonizacja może być impulsem rozwojowym dla europejskiej gospodarki, a transformacja energetyczna to także sposób na ograniczenie strat wynikających ze skutków zmian klimatycznych. Komisja chce umożliwić państwom członkowskim elastyczne podejście do realizacji celów.
W grę wchodzi m.in. rynek międzynarodowych kredytów węglowych – finansowanie projektów pochłaniających emisje w krajach trzecich, takich jak Afryka czy Ameryka Południowa.
Droga donikąd
Zdaniem Damiena Ernsta, profesora z Uniwersytetu w Liege, taki kierunek polityki to droga donikąd.
„Finansowanie projektów w innych krajach nie ma sensu i będzie szczególnie dotkliwe dla uprzemysłowionych państw UE. W efekcie osłabi to unijny przemysł” – stwierdził w komentarzu dla BiznesAlert.pl.
„Kraje powinny się skupić na rozwiązywaniu problemów energetycznych wewnątrz własnych granic. Największe wyzwania to dziś niedostosowane sieci elektroenergetyczne – do baterii, OZE, czy elektromobilności” – dodaje.
Ernst podkreśla, iż dotychczasowa strategia wyznaczania ambitnych celów redukcji emisji jest już anachroniczna.
„Energia odnawialna staje się ekstremalnie tania. Należy pozwolić rynkowi działać, bez ingerencji prawodawców, którzy często nie rozumieją realiów sektora energetycznego. To najtańszy sposób na dekarbonizację Europy” – zaznacza.
Niebezpieczeństwo greenwashingu
Choć Komisja przewiduje limity dla udziału zagranicznych kredytów w redukcji emisji (maksymalnie 3 proc. całkowitej redukcji), pojawia się pytanie o przejrzystość i efektywność takich rozwiązań. Nowe przepisy mają wprowadzić certyfikaty jakości projektów, by uniknąć tzw. greenwashingu, czyli mamieniu klientów przez firmy, które chełpią się swoim swoim rzekomo proekologicznym postępowaniem.
KE zamierza również dopuścić możliwość sprzedaży uprawnień do emisji przez podmioty zajmujące się składowaniem CO2, co w tej chwili nie jest możliwe w systemie EU ETS.
W tle tej debaty są przygotowania do szczytu klimatycznego COP30 w Brazylii. Do września Unia musi określić swój wkład w redukcję emisji do 2035 r. Nowy cel na 2040 r. ma pomóc w osiągnięciu neutralności klimatycznej netto do 2050 r.
Jednak choćby wśród unijnych liderów narastają wątpliwości. Prezydent Francji Emmanuel Macron zaapelował o opóźnienie propozycji, zwracając uwagę na potrzebę refleksji nad kosztami i konsekwencjami polityki klimatycznej.