Lubimy stare ciągniki, a historia tego ciągnika jest niezwykła, bo to jedyny w każdym rodzaju prototypowy Ursus U-710. Jest świadectwem potęgi polskiego umysłu. I tego, iż dziś choćby młode pokolenie nosi w sobie dumę i chęć, by przywrócić go do stanu niemal fabrycznego. Dokonuje tego grupa studentów z Olsztyna, a my dostaliśmy kilka zdjęć z początku prac remontowych nad tym ciągnikiem.
Ta opowieść będzie o maszynie, która znów ma bicie serca. I o tych, którzy tego dokonali. O młodych ludziach – studentach Uniwersytetu Warmińsko – Mazurskiego, którym nie jest obca pasja i miłość do starego Ursusa. Podjęli się prawie niewykonalnego – odrestaurowania ponad 50-letniego prototypu, do którego nie ma części zamiennych.
Przez kilkadziesiąt lat w garażu przy Katedrze Pojazdów i Maszyn Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego stało coś, co na pierwszy rzut oka przypominało zmęczonego życiem Ursusa. Był pokryty kurzem, w miejscach przetarty aż do blachy, z wyblakłym lakierem, który niegdyś pysznił się w fabrycznych kolorach czerwieni i szarości.
A jednak, gdy się człowiek dobrze przyjrzy, widzi więcej. Bo to nie jest zwykły Ursus. To U-710 Trimat – ostatni z linii polskiej myśli technicznej, który miał zrewolucjonizować naszą wieś. I który miał… ale nie zdążył.

Wielka przegrana U-710
W historii ciągników rolniczych było kilka takich maszyn, które mogły zmienić wszystko. U-710 Trimat był jedną z nich. Opracowywany w latach 1968–1972 przez Zakłady Mechaniczne Ursus, z 75-konnym dieslem S-44 i nowatorską, trójstopniową przekładnią planetarną, pozwalającą zmieniać biegi pod obciążeniem, wyprzedzał swój czas o dekadę.
Prototypowy, ale jak najbardziej pełnosprawny Ursus U-710 posiadał planetarne zwolnice, hydrauliczne sterowanie WOM i rozwiązania, które w polskich warunkach były czymś zupełnie nowym. Był w owych czasach jak z innej planety. Był jak dzisiejszy nowoczesny telefon w czasach Nokii 3310. Był nadzieją, przyszłością i sięgał wyżej, niż cokolwiek w Ursusie stworzono. Ale przegrał.
Przegrał, poniósł klęskę na którą nie zasługiwał. Przegrał nie z techniką i nie z rolnikami. Przegrał z decyzją polityczną, podjętą gdzieś wśród partyjnych korytarzy w Warszawie – iż lepiej będzie kupić gotową technologię niż rozwijać swoją własną. Przegrał, bo podpisano umowę licencyjną z Massey’em Fergusonem i partyjnym nakazem zamknięto rozdział o nazwie “polski prototyp”.

Większość sprawnych U-710 Trimatów została zezłomowana, część rozebrano na części, o innych słuch zaginął. Do dziś przetrwał – najpewniej – tylko jeden. Ten z Olsztyna.
Studencka pasja zamiast instrukcji serwisowej
Przez całe lata na ten ciągnik tylko się patrzono. Może jako eksponat, może jako ciekawostkę. Aż przyszedł moment, gdy grupa studentów z Koła Naukowego Inżynierii Eksploatacji pod opieką dr inż. Michała Janulina, koordynatora projektu, postanowiła: “zrobimy z niego znów maszynę do pracy”.
Z pasją zabrali się do pracy. Bez dokumentacji. Bez części zamiennych. Często bez pewności, co w ogóle się psuje w nietypowej maszynie. Ale z sercem. I… to wystarczyło.
Grupa studentów zaczęła skromnie, ale od podstaw: nowe płyny i smary, wspomaganie kierownicy, nowe pompy hamulcowe i uszczelki w cylinderkach – i oto po raz pierwszy od lat ciągnik zahamował. Pierwszy sukces.
Własnym sumptem uszczelnili WOM, długo walczyli z elektryką, która ma swoje lata i tajemnice oraz humory. I – co najpiękniejsze – nie szukali wymówek. Powoli, krok za krokiem i po godzinach swoich studenckich zajęć.

Kiedy nie pasowały seryjne części, szukali zamienników z ówczesnej epoki. Tak odnaleźli dźwigienkę kierunkowskazów z Fiata 125p, kluczyk od stacyjki z włoskiego Fiata 1300… Bo tak właśnie budowano prototypowego Ursusa U-710 – ze sprytem, z wykorzystaniem tego, co było dostępne, ale podlanego własną inwencją inżynierów z Warszawy. Dziś historia zatacza koło i to przyszli inżynierowie idą tropem swoich kolegów sprzed pół wieku.
Duma w cieniu przeszłości
Dziś, gdy rozmawiamy ze studentami z Olsztyna, nie mówią o U-710 “eksponat”. Mówią “nasz Ursus”, “Trimat”, a choćby “on”. Jakby był kimś, kto posiada duszę, a nie czymś. Jest żywą lekcją mechaniki, historii i uporu polskich projektantów z Ursusa.
Dziś po 50-latach trzeba mieć dużo cierpliwości, aby manualnie dorabiać cięgna napędu WOM-u, kiedy nikt nie wie, jak one miały oryginalnie wyglądać. Ale młodzi pasjonaci to robią, bo wiedzą, iż ta maszyna ma swoją niezwykłą mechaniczną duszę.
Ursus U-710 – ostatni z rodu
Pracownicy uczelni także dokładają swoje cegiełki – przez kontakty, znajomości, telefony do ludzi, którzy “może coś pamiętają”. I kto wie – może za rok, może za dwa – olsztyński U-710 Trimat znów zalśni pełnym blaskiem. Może na pokazie, może na defiladzie technicznej, ale zrobi to na własnych kołach i taki, jak opuścił fabrykę. A ci, którzy przy nim pracowali, będą mogli powiedzieć: “uratowaliśmy ostatniego z rodu”.

Ursus U-710 Trimat – więcej niż ciągnik, to historia geniuszu polskiej myśli technicznej
W świecie, gdzie coraz mniej mówi się o historii polskiej techniki, ten jeden egzemplarz staje się symbolem. Symboliczną odpowiedzią na pytanie: czy warto było tworzyć własne maszyny? Wystarczy spojrzeć na pasję tych młodych ludzi, by odpowiedzieć: tak. Bo U-710 Trimat to nie tylko ciągnik. To fragment polskiego snu o niezależności, który teraz – dzięki studentom z Olsztyna pod opieką doktora Janulina – znów nabiera kolorów i życia.
Zima minęła, wiosna przyszła – a z nią kolejne prace. W planach jest lakierowanie, uszczelnianie osi ramion podnośnika, kolejne próby z WOM-em. Pracy mnóstwo, ale i euforii jeszcze więcej.

Bo – jak mawiał jeden z dawnych konstruktorów Ursusa – „ciągnik, to nie tylko maszyna. To kawałek serca tego, kto go stworzył”.I chyba właśnie takie serce bije dziś znów w Olsztynie. W starym prototypowym Ursusie. I w młodych ludziach z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego…
W przyszłości, która ma swoje korzenie w przeszłości.