Ustawa „TikTok ban” uchwalona. Miecz Damoklesa nad popularnym portalem

7 miesięcy temu

Dziś przed południem amerykański Senat przegłosował ustawę popularnie określaną jako „TikTok ban”. Miano to mówi wiele (choć nie wszystko) o jej celach i założeniach. Wcześniej, w sobotę, swoją wersję tejże uchwaliła tamtejsza Izba Reprezentantów. Prezydent Joe Biden zapowiedział natomiast, iż podpisze ją, jak tylko dostanie stosowny dokument.

Zgodnie z zapisami ustawy, właściciel portalu TikTok, chiński koncern ByteDance, otrzyma dziewięć miesięcy na jego zbycie. Po tym czasie – jeżeli by tego nie uczynił – portal ma zostać w Ameryce prawnie zakazany i zablokowany. W istocie nie wiadomo, co zrobi firma. Na sprzedaż musiałby się z kolei zgodzić rząd ChRL, który wszelkim ograniczeniom wobec TikTok-a w USA jest – z oczywistych względów – przeciwny.

Uchwalenie tejże ustawy to zwieńczenie czteroletniej batalii politycznej w tej sprawie. Postulaty domagające się, by TikTok został w USA zakazany, wybrzmiewały przy tym po obu stronach spektrum (nader głębokiego) podziału politycznego w Ameryce. Tak też ułożył się podział głosów nad ustawą w Kongresie. Poparła ją większość zarówno Demokratów, jak i Republikanów, co ostatnimi czasy jest wielką rzadkością.

Główną przyczyną wrogości amerykańskich polityków wobec chińskiego TikTok-a oraz jego wspomnianego właściciela, ByteDance, były i są jego praktyki w zakresie „zarządzania danymi”. Mówiąc prościej, portal oskarżany jest o to, iż stanowi gigantyczne przedsięwzięcie szpiegowskie. Sama firma ma być zaś przedłużeniem polityki Chińskiej Partii Komunistycznej.

TikTok ma być zresztą nie tylko odkurzaczem danych dla Pekinu, ale też narzędziem, którym ten miesza w amerykańskim społeczeństwie. Głośną krytykę budzą tutaj algorytmy, które w Ameryce promują pośród nieletnich dziwaczne, infantylne czy żenujące mody i zachowania – podczas gdy w samych Chinach te same grupy demograficzne portal stara się zainteresować treściami naukowymi, technicznymi i kreatywnymi.

Pośród przeciwników ustawy dostrzec można było środowiska pro-biznesowe – którym, co logiczne, zakaz psuje perspektywy zarobkowe. Wybrzmiewały jednak także argumenty zwolenników wolności słowa. Argumentowali oni, iż Kongres (ani żadna instytucja rządowa) zgodnie z amerykańską konstytucją nie ma prawa zakazać całego medium. choćby jeżeli dostarcza ono „dyskusyjnych” treści i uchodzi za działające w interesie obcego mocarstwa.

Idź do oryginalnego materiału