Ustawa „TikTok ban” uchwalona. Miecz Damoklesa nad popularnym portalem

11 miesięcy temu

Dziś przed południem amerykański Senat przegłosował ustawę popularnie określaną jako „TikTok ban”. Miano to mówi wiele (choć nie wszystko) o jej celach i założeniach. Wcześniej, w sobotę, swoją wersję tejże uchwaliła tamtejsza Izba Reprezentantów. Prezydent Joe Biden zapowiedział natomiast, iż podpisze ją, jak tylko dostanie stosowny dokument.

Zgodnie z zapisami ustawy, właściciel portalu TikTok, chiński koncern ByteDance, otrzyma dziewięć miesięcy na jego zbycie. Po tym czasie – jeżeli by tego nie uczynił – portal ma zostać w Ameryce prawnie zakazany i zablokowany. W istocie nie wiadomo, co zrobi firma. Na sprzedaż musiałby się z kolei zgodzić rząd ChRL, który wszelkim ograniczeniom wobec TikTok-a w USA jest – z oczywistych względów – przeciwny.

Uchwalenie tejże ustawy to zwieńczenie czteroletniej batalii politycznej w tej sprawie. Postulaty domagające się, by TikTok został w USA zakazany, wybrzmiewały przy tym po obu stronach spektrum (nader głębokiego) podziału politycznego w Ameryce. Tak też ułożył się podział głosów nad ustawą w Kongresie. Poparła ją większość zarówno Demokratów, jak i Republikanów, co ostatnimi czasy jest wielką rzadkością.

Główną przyczyną wrogości amerykańskich polityków wobec chińskiego TikTok-a oraz jego wspomnianego właściciela, ByteDance, były i są jego praktyki w zakresie „zarządzania danymi”. Mówiąc prościej, portal oskarżany jest o to, iż stanowi gigantyczne przedsięwzięcie szpiegowskie. Sama firma ma być zaś przedłużeniem polityki Chińskiej Partii Komunistycznej.

TikTok ma być zresztą nie tylko odkurzaczem danych dla Pekinu, ale też narzędziem, którym ten miesza w amerykańskim społeczeństwie. Głośną krytykę budzą tutaj algorytmy, które w Ameryce promują pośród nieletnich dziwaczne, infantylne czy żenujące mody i zachowania – podczas gdy w samych Chinach te same grupy demograficzne portal stara się zainteresować treściami naukowymi, technicznymi i kreatywnymi.

Pośród przeciwników ustawy dostrzec można było środowiska pro-biznesowe – którym, co logiczne, zakaz psuje perspektywy zarobkowe. Wybrzmiewały jednak także argumenty zwolenników wolności słowa. Argumentowali oni, iż Kongres (ani żadna instytucja rządowa) zgodnie z amerykańską konstytucją nie ma prawa zakazać całego medium. choćby jeżeli dostarcza ono „dyskusyjnych” treści i uchodzi za działające w interesie obcego mocarstwa.

Idź do oryginalnego materiału