Visa i Mastercard stracą monopol? USA robi rewolucję finansową, a do portfela trafia nowa spółka!

5 godzin temu

Rynki finansowe wchodzą w nową fazę zmian. USA regulują stablecoiny co uderza w tradycyjne instytucje finansowe a pomaga takim firmom jak Coinbase. Fed nie zmienia stóp ale inflacja rośnie. Szwajcaria tnie stopy do zera frank się umacnia a LVMH traci pozycję lidera w Europie. W USA firmy technologiczne ograniczają zatrudnienie i inwestują w sztuczną inteligencję. Nvidia wspiera energetykę jądrową Billa Gatesa a Chiny ograniczają eksport surowców strategicznych. Świat finansów technologii i geopolityki zderza się w jednym momencie.

Najważniejsze wydarzenia tygodnia dla giełd i gospodarekPowiązane wpisy
Stablecoiny na legaluhttps://dnarynkow.pl/kryptowaluty-z-sensem-przygotuj-swoj-portfel-na-rewolucje-stablecoin/
Fed czeka, Trump wściekahttps://dnarynkow.pl/trump-wywoluje-krach-ale-na-tych-rynkach-widac-okazje-sprawdz-co-kupuje/
Frank w odwrocie?https://dnarynkow.pl/zanim-kupisz-akcje-jak-ocenic-czy-warto-w-cos-inwestowac-oto-na-co-ja-patrze/
Luksus w tarapatachhttps://dnarynkow.pl/uwazaj-na-naglowki-jak-media-steruja-twoimi-decyzjami-na-gieldzie/
Nowy model korpohttps://dnarynkow.pl/analiza-benefit-systems-lider-branzy-gym-as-a-service/

Visa i Mastercard stracą monopol? USA robi rewolucję finansową, a do portfela trafia nowa spółka!

Załóż konto na Freedom24 i odbierz od 3 do 20 darmowych akcji o wartości choćby 800 USD każda!

Szczegółowy opis promocji znajdziesz na: https://freedom24.club/dnarynkow_welcome

Stablecoiny na legalu! Przełomowa ustawa w USA – Trump i krypto wygrywają

Zaczynamy od wielkiej zmiany w amerykańskim sektorze finansowym! Amerykański senat przyjął ustawę o stablecoinach regulującą kryptowaluty powiązane z dolarem. To kolosalny krok dla branży krypto i spore zwycięstwo polityczne Donalda Trumpa. Choć Senat jest mocno podzielony, tym razem udało się osiągnąć ponadpartyjne porozumienie.

Ustawa określa, iż emitenci stablecoinów będą musieli posiadać rezerwy w dolarach lub krótkoterminowych obligacjach państwowych. Ma to zapewnić bezpieczeństwo użytkownikom i stabilność systemu. Zwolennicy ustawy liczą, iż nowe przepisy pomogą stablecoinom stać się popularną formą płatności – tańszą i szybszą niż karty kredytowe czy czeki. To z kolei ma szereg potencjalnych konsekwencji dla innych segmentów rynku.

Projekt ustawy zyskał spore poparcie głównie od detalistów i dużych firm technologicznych, które same mogłyby w przyszłości emitować własne stablecoiny. Dla sektora finansowego to jednak potencjalne zagrożenie. Zwłaszcza dla mniejszych banków, które obawiają się odpływu depozytów. Większe instytucje rozważają z kolei stworzenie własnych cyfrowych walut, by czerpać zyski z odsetek od rezerw.

Mimo iż na to nie wygląda, to jest potencjalne trzęsienie ziemi dla klasycznych finansów i wygląda na to, iż część planu Scotta Bessenta odnośnie do zapowiadanej na koniec tego roku deregulacji sektora bankowego. Więcej mówiłem o tym w materiale odnośnie do swoich prognoz dla rynku USA na kolejne kwartały.

Na fali tych informacji już ucierpiały takie spółki, jak Visa, czy MasterCard. Obie firmy generują istotną część dochodu z opłat od sprzedawców. jeżeli sieć stablecoinów się rozwinie, a sprzedawcy zaczną wykorzystywać je częściowo zamiast kart, to dotychczasowy oligopol zostanie zachwiany. Stąd nie powinna dziwić spadkowa reakcja tych spółek. Obie straciły około 8% w ubiegłym tygodniu.

Całkowicie odmiennie zareagowała za to spółka Coinbase – jedna z największych na świecie platform służących do kupowania, sprzedawania i przechowywania kryptowalut.

Dla firm z tej branży nowe regulacje to ogromna szansa. Inwestorzy postrzegają to jako zielone światło dla dalszego rozwoju rynku krypto w USA.

Coinbase zarabia na:

  • przechowywaniu stablecoinów
  • opłatach transakcyjnych od ich wymiany,
  • usługach dla instytucji finansowych korzystających z blockchaina.

Tylko w ubiegłym tygodniu spółka pozwoliła zarobić 18%!

Żeby ustawa weszła w życie musi jeszcze przejść przez Izbę reprezentantów, która pracuje nad jej własną wersją, która to z kolei obejmuje jeszcze szersze regulacje całego rynku kryptowalut. Regulacje sektora krypto to początek kolejnej wielkiej zmiany tego segmentu aktywów i będą trwać dalej, a stablecoiny będą pierwszymi tego zwycięzcami, a razem z nimi… sieci najbliżej z nimi powiązane. Jakie to? To już opowiadałem w jednym z innych materiałów.

Fed czeka, Trump się wścieka – stopy procentowe bez zmian, inflacja w górę

Zostając jeszcze chwilę przy amerykańskim finansach. Amerykański bank centralny (Fed) nie zmienił stóp procentowych podczas swojego posiedzenia w ostatnią środę i przez cały czas zakłada, iż w 2025 roku obniży je dwukrotnie.

Podczas konferencji prasowej Powell zaznaczył, iż gospodarka znajduje się w niepewnym momencie i stąd wynika głównie wahanie Fedu odnośnie do dalszych kroków.

Prognozy Fedu na razie potwierdzają scenariusz niepewności. Zgodnie z nowymi danymi:

  • inflacja bazowa (PCE) ma wynieść 3,1% w 2025 roku (wcześniej prognozowano 2,8%),
  • wzrost gospodarczy ma nieco spowolnić,
  • bezrobocie lekko wzrosnąć.

Taki układ może w teorii przypominać stagflację, czyli sytuację, w której gospodarka hamuje, a ceny rosną. Taka interpretacja jest jednak przesadzona, bo owe „spowolnienie” gospodarki, to dalej jej solidny wzrost.

Trump z kolei niezmiennie stara się wywrzeć presję na Powella, żeby przyśpieszyć obniżki stóp, ale wychodzi na to, iż przez swoje tańce z cłami, tylko… oddalił obniżki w czasie.

Na razie sytuacja gospodarcza daje Fed czas do namysłu. Bezrobocie jest niskie (4,2%), realne płace rosną, a popyt konsumencki i inwestycje firm są przez cały czas silne.

W efekcie Fed czeka i obserwuje, a Trump ponownie się piekli.

„On [Powell] jest po prostu głupi, niczego się po nim nie spodziewam. Może obniży trochę, ale powinien obniżyć o dwa i pół punktu” – powiedział podczas swojej konferencji. Widzicie, a narzekacie na polskie relacje szefa NBP z rządem

Dołącz do nas na Twitterze oraz YouTube i bądź na bieżąco!

Freedom24 wyprzedza indeksy! Zmiany w portfelu i nowa porcja ryzyka

Z obniżkami czy bez, portfel publiczny Freedom24 radzi sobie wspaniale i dalej powiększa swoją przewagę nad indeksami.

Dla przypomnienie – publiczny portfel Freedom24, to portfel mający agresywnie inwestować w indywidualne spółki zagranicznie i pokazywać, iż da się tym samym bić szerokie indeksy w długim terminie.

To jeden z trzech publicznie prowadzonych dla was portfeli. Jednym jest publiczny portfel kwartalny oparty o funduszach ETF. Tutaj najnowsza aktualizacja będzie już 6 lipca. Do tego jest defensywny portfel publiczny, gdzie inwestujemy w pojedyncze spółki, ale jednak trochę… mniej szalone.

No i jest portfel Freedom24, gdzie jedziemy po bandzie i chcemy zarabiać jak najwięcej. Uzbierało się tam na razie 11 400 euro czystego kapitału. Kolejna dopłata będzie już na początku lipca. W ostatniej aktualizacji tydzień temu informowałem, iż nic nie zmieniłem w portfelu i wszystko mi się w nim podobało. A w tym tygodniu?

W tym tygodniu doszedłem do wniosku, iż trzeba podkręcić agresję portfela. W całości sprzedano akcje Google notując mały kilkuprocentowy zysk. Za uwolniony kapitał… kupiłem za 800 euro akcje Lemonade, a pozostałe 800 euro wleciało odpowiednio w 200 euro w AMD, 200 euro w Novo Nordisk i 400 euro w Block.

Pełen portfel możecie za każdym razem na bieżąco obserwować na portalu myfund. Link jest w opisie nagrania, ale przestrzegam, iż to ogólnie portfel BARDZO ryzykowny i jeżeli ktoś ma niską tolerancję na ryzyko, to absolutnie nie powinno się nim w żadnym stopniu inspirować.

Na pewno jednak możecie go w całości odzwierciedlić na koncie we Freedom24, a niektóre z tamtejszych akcji możecie choćby dostać bezpłatnie!

Zakładając konto we Freedom24 z linka w opisie dostajecie do choćby 20 darmowych akcji o wartości do 800 dolarów każda. Jedną akcję możecie dostać już za depozyt zaledwie 1000 euro.

Żeby odebrać darmowe akcje trzeba założyć konto z linka w opisie, wpłacić odpowiedni depozyt i podać kod promocyjny i już. Odebrać można 1, 4, 10 albo choćby 20 akcji. Wszystko zależy, ile wpłacicie. Wystarczy już tylko wpłata 1000 euro, żeby odebrać pierwszą akcję. Oczywiście możecie ją potem od razu sprzedać i zrobić z kasą co tylko chcecie.

Frank w odwrocie? SNB obniża stopy, by osłabić walutę

Tylko nie lokujcie jej w Szwajcarii, bo Narodowy Bank Szwajcarii (SNB) obniżył główną stopę procentową z 0,25% do 0%. To już szósta obniżka z rzędu – jeszcze w marcu 2024 roku stopa wynosiła 1,75%. Głównym celem tego ruchu jest osłabienie franka szwajcarskiego, który w ostatnich miesiącach znacznie się umocnił wobec dolara – aż o ponad 11% od początku roku.

Frank uznawany jest za bezpieczną walutę w czasach globalnych napięć. Inwestorzy chętnie kupują go, gdy rosną obawy o sytuację gospodarczą czy polityczną – m.in. po ogłoszeniu ceł przez administrację Trumpa czy ostatnich wydarzeniach na Bliskim Wschodzie. Efektem jest wzrost wartości franka, co wpływa zarówno na gospodarkę, jak i na inflację.

Silna waluta obniża też ceny importowanych towarów i usług. W maju inflacja w Szwajcarii spadła poniżej zera – pierwszy raz od 2021 roku. SNB zakłada, iż ceny powinny rosnąć, ale nie szybciej niż o 2% rocznie, dlatego obecna sytuacja budzi niepokój.

Deflacja (czyli właśnie ujemna inflacja, co oznacza spadek cen) chociaż intuicyjnie wydaje się pożądana z perspektywy konsumenta może doprowadzić w wyjątkowych sytuacjach do zahamowania konsumpcji, bo ludzie zamiast kupować, będą odkładać zakupy na potem w celu wyczekania niższych cen, co w konsekwencji może doprowadzić do recesji.

Mocny frank to także problem dla szwajcarskich eksporterów, np. producentów zegarków. Ich produkty stają się droższe za granicą, co może ograniczyć sprzedaż.

Bank nie wyklucza choćby powrotu do ujemnych poziomów stóp procentowych – obowiązywały one w Szwajcarii wcześniej przez prawie osiem lat do 2022 roku. Na pewno jest jednak jedna grupa, której się to spodoba – polscy frankowicze!

Dołącz do nas na Twitterze oraz YouTube i bądź na bieżąco!

Upadek imperium luksusu? LVMH traci miliardy, Arnault… kupuje dalej

Za zaoszczędzone pieniądze może kupią sobie coś ładnego na przykład wspomagając sprzedaż konglomeratu Cena akcji LVMH znalazła się w czwartek 19 czerwca na najniższym poziomie od 2020 roku i 50% poniżej swojego szczytu z maja 2023.

Od początku roku spółka zaliczyła już minus 25%. To najgorszy wynik spółki od kryzysu finansowego w 2008 roku. Wartość rynkowa LVMH zmniejszyła się do około 239 miliardów euro, co sprawiło, iż ustąpiła miejsca Nestlé wśród pięciu największych spółek giełdowych w Europie.

Na słabe wyniki wpływa przede wszystkim spadek popytu w Chinach oraz obawy, iż potencjalne cła wprowadzone przez Donalda Trumpa zaszkodzą wydatkom konsumenckim w USA. LVMH sygnalizuje też ostrożność co do wyników za drugi kwartał.

Spółka, która jeszcze w 2023 roku była wśród dziesięciu największych na świecie i dorównywała rozmiarem takim firmom jak Meta (właściciel Facebooka), stopniowo traci na wartości. Inwestorzy obawiają się, iż poprawa wyników może się opóźnić.

Analitycy prognozują, iż dział mody i galanterii skórzanej – najważniejszy dla LVMH – może nie powrócić do wzrostu w tym roku. W związku z tym niektórzy obniżają swoje rekomendacje dla spółki. Ogólnie rzecz biorąc, dalsza poprawa sytuacji w branży może zająć więcej czasu niż wcześniej oczekiwano.

Przez wiele lat LVMH notowało wzrosty dzięki dużemu popytowi na dobra luksusowe w Chinach – jednym z największych rynków zbytu. Jednak przedłużający się kryzys gospodarczy w tym kraju sprawia, iż zainteresowanie luksusem zaczyna słabnąć.

Dodatkowym wyzwaniem dla firmy jest zbyt duża liczba marek, które przejęła na przestrzeni lat. w tej chwili ma ich w portfolio ponad 70, co utrudnia skuteczne zarządzanie i prowadzi do błędów oraz utraty klientów.

Problemem okazuje się też segment alkoholi. Wiele należących do LVMH marek działa właśnie w tej branży, która traci na popularności wraz ze wzrostem zainteresowania trzeźwym stylem życia. Czy to oznaka końca największego giganta luksusu na świecie? Nie sądzę i chyba Bernard Arnault też nie, bo szef LVMH dalej kupuje akcje i nie przestaje.

Nowy model korporacji: mniej ludzi, więcej technologii – choćby w czasie zysków

Ciekawy trend zaczyna się jednak po drugiej stronie oceanu, gdzie największe amerykańskie firmy redukują zatrudnienie w wybranych segmentach.

Według danych firmy Live Data Technologies, w ciągu ostatnich trzech lat amerykańskie spółki giełdowe zmniejszyły zatrudnienie wśród pracowników biurowych o 3,5%. W ciągu dekady co piąta firma z indeksu S&P 500 zmniejszyła swoje zasoby kadrowe. Wzrost liczby pracowników nie świadczy już o sile firmy, ale może być uznany za sygnał problemów z efektywnością.

Najmocniej obrywa się… menadżerom, których od 2022 roku ubyło aż o 6% w spółkach notowanych na giełdzie. Wychodzi na to, iż łatwo czasem zastąpić chodzenie i pytanie „jak tam?”.

Nowe technologie, szczególnie sztuczna inteligencja, pozwalają firmom osiągać więcej przy mniejszych zespołach.

Procter & Gamble zapowiedziało niedawno zwolnienie 7 tysięcy osób, czyli około 15% zatrudnionych poza produkcją, aby stworzyć mniejsze i bardziej elastyczne zespoły. Podobne decyzje podjęły Estée Lauder i Match Group, które zredukowały poziom menedżerów o około 20%. Microsoft planuje zwolnienia tysięcy osób w działach sprzedaży i innych obszarach.

W Hewlett Packard Enterprise również zmniejszono liczbę pracowników. Firma zatrudnia teraz mniej niż 59 tys. osób – to najmniej od momentu, gdy stała się niezależną spółką 10 lat temu. Hasło „mniej znaczy szybciej” zyskuje na popularności. Tradycyjny cykl zatrudniania w czasie koniunktury i zwalniania w kryzysie ustępuje nowemu podejściu – firmy redukują zatrudnienie choćby mimo rosnących przychodów i rekordowych zysków.

W Moderna, producencie szczepionek, prezes postawił zespołowi wyzwanie: jak wprowadzić 10 nowych produktów bez zwiększania liczby pracowników.

Według analiz, co piąta firma z indeksu S&P 500 ma dziś mniej pracowników niż 10 lat temu – i nie wynika to tylko ze sprzedaży części działalności. Przykładem są Walmart, General Motors i Bank of America, które mimo mniejszej liczby pracowników osiągają dziś wyższe przychody niż dekadę temu.

W skali całych Stanów Zjednoczonych zatrudnienie ogółem przez cały czas rośnie, jednak trend w dużych korporacjach jest odwrotny. Czy to w takim razie oznacza, iż AI zastąpi ludzi? Nie sądzę. Tak jak Interent ich nie zastąpił. Na pewno jednak wymusi zmiany kompetencji.

Big Tech idzie w atom – AI potrzebuje własnej elektrowni

A my przechodzimy do ciekawostek! Nvidia inwestuje w start-up jądrowy założony przez Billa Gatesa i daje kolejny sygnał, iż branża technologiczna coraz mocniej interesuje się energetyką jądrową jako źródłem zasilania dla centrów danych obsługujących sztuczną inteligencję.

Inwestycji dokonał fundusz NVentures, będący częścią Nvidii. Firma dołączyła do rundy finansowania TerraPower – spółki, która pracuje nad nowym typem niewielkiego reaktora jądrowego. Ma on dostarczać energię do domów, fabryk, a także centrów danych. TerraPower pozyskała w tej rundzie 650 milionów dolarów, m.in. od Nvidii, koncernu HD Hyundai i Billa Gatesa, który przez cały czas pełni funkcję prezesa firmy. Łącznie spółka zebrała już ponad 1,4 miliarda dolarów.

Od kilku lat duże firmy technologiczne intensywnie inwestują w sektor energii jądrowej. Chcą zapewnić sobie niezależne, stabilne i niskoemisyjne źródła energii. Przykładowo, Sam Altman, szef OpenAI, zainwestował w firmę Oklo, Amazon wsparł finansowo X-Energy i zobowiązał się do zakupu energii od niej, a Google (Alphabet) podpisał umowę na dostawy energii z Kairos Energy.

Nowoczesne firmy jądrowe, takie jak TerraPower czy Oklo, rozwijają zupełnie nowe technologie, różniące się od tradycyjnych reaktorów działających w USA. w tej chwili funkcjonujące w kraju reaktory są duże i wykorzystują technologie opracowane dziesiątki lat temu, oparte głównie na wodzie jako chłodziwie.

TerraPower pracuje nad tzw. „szybkim reaktorem sodowym” o mocy 345 megawatów – to około jedna trzecia wielkości klasycznego reaktora. Wytworzona energia ma być magazynowana w postaci roztopionej soli. Firma twierdzi, iż dzięki tej technologii koszty związane z bezpieczeństwem mogą być znacznie niższe. Tego typu małe reaktory teoretycznie można budować szybciej i taniej niż duże elektrownie jądrowe, ale nie zostało to jeszcze potwierdzone w praktyce – żaden taki reaktor nie został jeszcze uruchomiony w USA. Nieliczne projekty tego typu w Chinach i Rosji przekroczyły zakładane budżety. Budowa i uzyskanie zezwoleń na działanie reaktora jądrowego to proces, który może trwać choćby dekadę. TerraPower powstała w 2008 roku i wciąż czeka na licencję na budowę. Firma otrzymała wsparcie od amerykańskiego Departamentu Energii – rząd pokryje połowę kosztów pierwszej elektrowni w Wyoming. Prace budowlane już się rozpoczęły, a zakończenie inwestycji planowane jest na 2030 rok. Uzyskanie licencji ma nastąpić w przyszłym roku.

Ziemie rzadkie nie takie rzadkie – Chiny blefują?

A na sam koniec wrócimy jeszcze do trwających ciągle napięć handlowych na linii USA – Chiny, które rozlewają się na kolejne obszary.

W maju eksport magnesów ziem rzadkich z Chin spadł aż o 74% w porównaniu z rokiem poprzednim. To największy spadek od co najmniej 2012 roku. Szczególnie mocno ucierpiały dostawy do Stanów Zjednoczonych, gdzie odnotowano 93% spadek eksportu tych komponentów. To efekt wprowadzenia przez Pekin nowych przepisów wymagających licencji na eksport niektórych metali i produktów z ziem rzadkich.

Magnesy te są najważniejsze dla produkcji samochodów elektrycznych, nowoczesnej elektroniki i sprzętu wojskowego. W szczególności wykorzystuje się je w silnikach, turbinach, czujnikach czy systemach naprowadzania. Chiny mają niemal monopol na ich produkcję — wydobywają ok. 2/3 światowych zasobów ziem rzadkich i przetwarzają aż 90% globalnych dostaw.

Choć nowe przepisy dotyczą eksportu do wszystkich krajów, zostały wprowadzone w czasie, gdy napięcia handlowe między Chinami a USA znów się nasiliły. Obie strony spotkały się w maju w Genewie, gdzie zawarto krótkoterminowe porozumienie o obniżeniu ceł. Jednak mimo ustaleń, eksport magnesów pozostał na bardzo niskim poziomie. Amerykańskie firmy zaczęły ostrzegać, iż mogą stanąć linie produkcyjne.

USA zarzuciły Chinom opóźnianie wydawania licencji eksportowych. Z kolei Pekin oskarżył Waszyngton o łamanie genewskiego porozumienia. Obie strony spotkały się ponownie w Londynie, gdzie uzgodniły wstępne warunki przywrócenia umowy. Zakładają one, iż Chiny utrzymają system kontroli eksportu, ale będą wydawać licencje ważne przez sześć miesięcy. W zamian USA ma poluzować niektóre ograniczenia dotyczące eksportu do Chin.

Zastanówmy się jednak, czy metale ziem rzadkich to aż tak silna karta przetargowa, jak może się wydawać na pierwszy rzut oka?

Metale ziem rzadkich wcale nie są aż tak rzadkie – występują na wszystkich kontynentach, choć w niskich stężeniach. Chiny zyskały przewagę nie dzięki złożom, ale dzięki dofinansowaniu produkcji, która sama w sobie jest mało opłacalna. Inne kraje, jak USA, Australia czy państwa UE, już pracują nad alternatywnymi źródłami i strategiami uniezależnienia się od Chin pod tym względem. Co więcej, wiele z tych metali ma dostępne substytuty.

W efekcie Chiny mogą grać ta kartą, ale raczej tylko do pewnego czasu i nie jest to broń, która na USA wymusi ogromne ustępstwa.

Do zarobienia!
Piotr Cymcyk

Załóż konto na Freedom24 i odbierz od 3 do 20 darmowych akcji o wartości choćby 800 USD każda!

Szczegółowy opis promocji znajdziesz na: https://freedom24.club/dnarynkow_welcome

Porcja informacji o rynku prosto na Twoją skrzynkę w każdą niedzielę o 19:00
67
5
Idź do oryginalnego materiału