Voyager 1 przywrócony do życia

4 godzin temu

Po dwóch dekadach udało się uruchomić silniki główne na Voyagerze 1 uznawane za niesprawne. Sonda będzie jeszcze działać i nadsyłać wiarygodne informacje spoza układu słonecznego. Tymczasem w środowiskach naukowych NASA i ESA dyskutuje się o ich następcach wyposażonych w nowe rozwiązania, prosty interfejs i możliwość jak najdłuższego działania.

Tak ogromne odległości od Ziemi, jakie przebył wystrzelony w 1977 roku Voyager, już 48 lat podróżujący po Kosmosie czynią każdą zdalną naprawę sondy skrajnie trudną. Tym razem zespół z Jet Propulsion Laboratory NASA odpowiedzialny za utrzymanie Voyagera 1 w ruchu i dostarczanie wiarygodnych danych próbnika miał do rozwiązania problem pozycjonowania sondy, który okazał się skrajnie trudny.

W środku systemu pozycjonowania powinna znajdować się gwiazda przewodnia. Pozwala to na utrzymanie głównej anteny próbnika dokładnie w takim położeniu, by mogła przesyłać dane na Ziemię znajdującą się w tej chwili w odległości 167,34 jednostek astronomicznych AU, czyli 25 mld km od sondy. Można to było zrobić silnikami korekcyjnymi, ale w tych pozostałości paliwa osadziły się w przewodach i nie wiadomo było czy w ogóle odpalą i czy zrobią to prawidłowo. jeżeli byłoby inaczej Voyager 1 wpadłby w ruch wirowy i byłby stracony. Najlepsze do tej operacji byłyby silniki główne także służące do korekcji, ale w 2004 roku ich wewnętrzne nagrzewnice straciły zasilanie, a silniki uznano za martwe i niemożliwe do uruchomienia.

Bez utrzymywania stałej korekcji kursu, poza utratą danych, nie można byłoby przesyłać poleceń do sondy. Jedyna antena, która może tego dokonać – DSS-43 w Australii o średnicy 70,1 metra – właśnie przechodzi konserwację powierzchni i systemu sterującego do lutego 2026 r. i ma tylko dwa okna operacyjne w sierpniu i grudniu br.

Przy stałej korekcji bardzo wiele anten na Ziemi może odbierać sygnały Voyagera 1 i można też przesyłać do niego polecenia. Tymczasem sonda coraz bardziej oddala się od Ziemi.

W efekcie inżynierowie z Jet Propulsion Laboratory zaczęli się zastanawiać czy wyłącznik zasilania nie przełączył się z powodu małego spięcia i czy nie dałoby się go włączyć. Spróbowano tego, potem pozwolono statkowi zdryfować na tyle daleko od gwiazdy przewodniej, by automatyczny system korekcji uruchomił silniki główne, by znalazła się ona znowu w krzyżu celownika systemu położenia. Po 23 godzinach, bo tyle zajmuje dotarcie sygnału do sondy, okazało się, iż nagrzewnice się uruchomiły i silniki główne działają prawidłowo.

„Te silniki uznano za martwe. I był to uzasadniony wniosek. Po prostu jeden z naszych inżynierów wpadł na pomysł, iż być może istnieje inna możliwa przyczyna i można ją naprawić. To był kolejny cud, oprócz (cudu) samego Voyagera” – stwierdził w raporcie JPL lider ds. napędu misji Voyager Todd Barber.

Voyager 1 już wcześniej miał problem, kiedy błąd systemu wysyłki spowodował generowanie błędnych danych. Ponadto działa kilka instrumentów naukowych z racji wypadnięcia mocy. Jednak w tej chwili sonda wypozycjonowana jest prawidłowo, a silniki działają i jeszcze jakiś czas Voyager 1 będzie podróżował przez Wszechświat. Być może uda się jeszcze otrzymywać z niego dane po 2030 roku, który miał być datą końcową.

W kręgach naukowych NASA i ESA mówi się o jego następcach – parze próbników międzygwiezdnych, które można by wystrzelić około 2030 roku. Większe od obu Voyagerów, posiadałyby główne, choćby 150-letnie zasilanie z pokładowych reaktorów, systemy do czyszczenia z kosmicznego pyłu paneli słonecznych, więcej instrumentów naukowych, ale też i mniejsze potrzeby energetyczne oraz prosty, sprawdzony system komputerowy obsługi. Nie jest jednak jasne, kiedy zostaną zbudowane, a obecne wydarzenia na świecie raczej nie służą współpracy międzynarodowej w takich dziedzinach jak badania dalekiego Kosmosu.

Idź do oryginalnego materiału