Walczą z "dzikimi lokatorami", pilnują swoich mieszkań. "Musiałem sprowadzić syna"

2 dni temu
Zdjęcie: Polsat News


Wielu Hiszpanów w dalszym ciągu musi pilnować swoich domów w strachu przed "okupas", czyli zjawiskiem nielegalnego zajmowania mieszkań. Obaw nie uspokoiły nowe przepisy, które od 1 kwietnia miały ograniczyć proceder. - Wyjechałem na Gran Canarię, musiałem sprowadzić swojego syna, żeby pilnował mojego mieszkania - mówi Interii Biznes przewodnik po Madrycie. Co budzi największy niepokój na Półwyspie Iberyjskim?


W czwartek 1 kwietnia w Hiszpanii zaczęły obowiązywać nowe przepisy prawa mieszkaniowego, które mają ograniczyć zjawisko nielegalnego zajmowania mieszkań, znanego jako "okupas". Zjawisko nasiliło się zwłaszcza po kryzysie finansowym z 2008 roku, który mocno uderzył w kraj.
Banki przejęły wówczas wiele mieszkań od osób, które nie były w stanie spłacać kredytów hipotecznych. W obronie eksmitowanych lokatorów występowały różne organizacje, a rząd wprowadził przepisy, które miały chronić lokatorów niemających środków na własny dach nad głową. Reklama


Okazało się, iż przepisy w bezwzględny sposób zaczęli wykorzystać oszuści - wielu sądzi, iż za znaczną liczbą takich przypadków stoją zorganizowane grupy przestępcze.


"Okupas" zmorą Hiszpanów. Muszą pilnować swoich mieszkań przed "dzikimi lokatorami"


Nowe przepisy w hiszpańskim prawie mieszkaniowym nie uspokoiły zarówno prawników i rzeczników osób poszkodowanych przez "dzikich lokatorów", jak i zwykłych mieszkańców. Przewodnik po Madrycie z Polski opowiedział Interii Biznes, iż w stolicy Hiszpanii strach przed utratą domu czy mieszkania przez cały czas jest spory.


- Na początku kwietnia (już po wejściu w życie nowych regulacji - red.) wyjechałem na Gran Canarię. Bałem się o swój dobytek, dlatego sprowadziliśmy z żoną do naszego mieszkania syna, żeby go pilnował przez 7 dni - opowiedział nam pan Piotr, od ponad 30 lat mieszkający w Hiszpanii. Na pytanie, kto w tym czasie przebywał w mieszkaniu ich syna, odpowiedział: nikt. - Tamten lokal jest dużo mniej warty niż nasz. Gdyby "okupas" zajęli nasze 'cztery kąty', strata byłaby o wiele większa - wyjaśnił.
Takie historie na Półwyspie Iberyjskim są na porządku dziennym - obawy w Hiszpanii są spore, ponieważ znane są głośne przypadki bezwzględności i brutalności osób zajmujących cudze mieszkania. - Są podejrzenia, iż za całym procederem stoją nie tylko oszuści działający w pojedynkę, ale także zorganizowane grupy przestępcze - zdradził nam przewodnik po Madrycie.
W Interii opisywaliśmy historię 52-letniego Brytyjczyka, który został brutalnie pobity i pokaleczony, kiedy próbował pozbyć się "dzikich lokatorów" z własnego mieszkania w Hiszpanii. Po tym, jak wrócił do swojego wakacyjnego mieszkania zamki w drzwiach były zmienione, a kiedy na miejsce przybyli policjanci, "okupas" przedstawili sfałszowany dokument umowy o wynajem.
Z kolei na początku tego roku grupa 46 turystów z Niemiec, która planowała wypoczynek na Majorce, musiała odwołać swoją rezerwację w popularnym 3-gwiazdkowym hotelu, ponieważ część zarezerwowanych przez nich apartamentów została zajęta przez "dzikich lokatorów".
Inną historię na początku marca opisywały hiszpańskie media. Na południu Teneryfy policja zatrzymała osoby podejrzane o nielegalne zajęcie cudzego lokalu. Właścicielka wracająca rano z nocnej zmiany, zastała w swoim mieszkaniu nieznajomego mężczyznę i kobietę. Kobieta utrzymywała, iż otrzymała klucz od rzekomego właściciela, natomiast mężczyzna twierdził, iż został przez nią zaproszony do - jak to ujął - "jej mieszkania".


Hiszpańskie prawo przez lata chroniło "okupas"?


Walka z "dzikimi lokatorami" do tej pory była niezwykle trudna. Właściciele mieli w praktyce dwie doby na zgłoszenie policji próby zajęcia ich nieruchomości, co często było praktycznie niemożliwe, o ile ktoś wyjechał na kilkudniowy urlop czy wakacje. o ile tego nie zrobili, to po tym czasie sprawa trafiała do sądu, gdzie cała procedura trwała niezwykle długo. I tak, do czasu rozstrzygnięcia procesu tzw. ocupas w mieszkaniu mogli korzystać z bieżących mediów, a rachunkami obciążany był właściciel.
Jak wynika z danych kilku kancelarii prawnych, 80 proc. eksmisji trwała średnio od 4 do 9 miesięcy, a niektóre choćby 23 miesięce. Z kolei z raportu hiszpańskiego MSW wynika, iż w ubiegłym roku najwięcej zgłoszeń nielegalnego zajęcia nieruchomości odnotowano w Katalonii - było ich nieco ponad 7 tys., co stanowiło 42 proc. przypadków w całej Hiszpanii.
- Hiszpańskie prawo odwołuje się do konstytucyjnie zagwarantowanej nienaruszalności mieszkania, ale paradoksalnie do tej pory chroniło "okupas". To niepojęte - opowiada pan Piotr.


W Hiszpanii trwa walka z "dzikimi lokatorami". Czy nowe przepisy rozwiążą problem?


Nowe przepisy prawa mieszkaniowego mają ograniczyć zjawisko nielegalnego zajmowania mieszkań. Od 1 kwietnia rozprawy sądowe mają być szybsze - ich rozpatrzenie ma zająć maksymalnie 15 dni, a nie jak dotychczas - ciągnąć się miesiącami. Na ogłoszenie wyroku sądy będą miały 3 dni od zakończenia rozprawy. Będzie też można w ciągu 48 godzin przeprowadzić eksmisję.
Jednak zdaniem ekspertów nowe przepisą są niewystarczające i nie rozwiążą problemu "dzikich lokatorów" w Hiszpaniii. "To nie jest prawo przeciwko 'okupas', choć tak się o nim mówi, ale po prostu modyfikacja kodeksu postępowania karnego, mająca na celu przyspieszenie procesów związanych z przestępstwem nielegalnego zajmowania mieszkań" - ocenił w rozmowie z PAP Ricardo Bravo, rzecznik Platformy Poszkodowanych przez Okupas.
Z kolei według ekspertki w dziedzinie prawa nieruchomości, "rozszerzenie szybkich procesów daje nadzieję na zmianę, dzięki której takie sytuacje nie będą się przeciągać w nieskończoność". Arantxa Goenaga uważa jednak, iż to tylko krok w "dobrą stronę", a nie rozwiązanie problemu.
Głównym wyzwaniem jest fakt, iż w procedurę szybkich eksmisji będą musiał zaangażować się różne strony - w tym siły bezpieczeństwa i prokuratura. Poważnym problemem jest również przeciążenie sądów, co pod znakiem zapytania stawia egzekucję nowych przepisów.
Sceptyczny jest także pytany przez nas madrycki przewodnik. - Ludzie nie wierzą, iż to coś zmieni. Panuje przekonanie, iż o ile sami nie obronimy naszych mieszkań, to rząd ani instytucje państwowe za nas tego nie zrobią - podsumował.
Sebastian Tałach
Idź do oryginalnego materiału