Spółka TXSE Group planuje otworzyć ogólnokrajową giełdę akcji i papierów wartościowych. Jak abrewiacja w nazwie wskazuje, jej siedzibą będzie Teksas (dokładniej Dallas). Decyzja wynika z długofalowych, ale fundamentalnych zmian w amerykańskim krajobrazie gospodarczym i finansowym.
Zgodnie z planem, Texas Stock Exchange miałaby rozpocząć obsługę transakcji w 2025 r. Rok później natomiast, w 2026 r. dołączyłyby do tego pierwsze notowania giełdowe. Nowa teksańska giełda byłaby trzecią taką instytucją w USA, obok ostatnio nieco niestabilnej New York Stock Exchange (NYSE) i Nasdaq, i stanowiłaby dla nich bezpośrednią konkurencję.
Inne amerykańskie giełdy, jak bostońska, filadelfijska czy chicagowska (Boston- , Philadelphia- i Chicago Stock Exchange) miały dotychczas znaczenie raczej lokalne lub regionalne. W ciągu ostatnich dwóch dekad, z czasem doczekały się fuzji z dwoma dominującymi giełdami nowojorskimi i zostały przezeń efektywnie wchłonięte. W tym przypadku może być jednak inaczej.
Wall Street inwestuje w konkurencję
Jak poinformował James Lee, prezes spółki, w swoim poście na LinkedInie, TXSE Group planuje złożenie wniosku o rejestrację w SEC. Zebrała na swój rozwój 120 milionów dolarów, co, jak twierdzi Lee, czyni ją najlepiej dokapitalizowaną giełdą, która złożyła dotąd podobny wniosek.
Intrygujące jest, skąd pochodzą owe pieniądze. Otóż w gronie inwestorów znalazły się przede wszystkim… duże podmioty z Wall Street. Tej samej Wall Street, z którą giełda w Dallas ma expressis verbis rywalizować.
Jeszcze ciekawsze mogą być nazwy niektórych zainteresowanych inwestorów. Są to w pierwszym rzędzie dwa ogromne fundusze, Citadel Securities oraz BlackRock. Można to uznać za o tyle niecodzienne, iż zwłaszcza drugi z podmiotów miał dotąd nader napięte stosunki z władzami stanowymi w Austin.
Teksas na wojennej ścieżce
Dość przypomnieć, iż Teksas był jednym z pierwszych stanów, który uchwalił prawa wymierzone w tzw. praktyki DEI (diversity, equity, inclusion). Uważane za lewicujące i niepopularne w konserwatywnych stanach USA, mocno kojarzą się zarazem właśnie z polityką BlackRock.
Prócz tego promulgowano tam także inne przepisy, które np. odcinały grono bankowych i finansowych gigantów od teksańskiego rynku obligacji lokalnych i municypalnych. Sam BlackRock trafił na cel tamtejszych polityków z uwagi na swój nieprzyjazny stosunek wobec branży paliw kopalnych oraz producentów broni na rynek cywilny.
Zaledwie niedawno teksański fundusz emerytalny szkolnictwa z powodów politycznych zerwał współpracę z BlackRock. I dokonał dywestycji 8,5 miliarda dolarów z zasobów zarządzanych przez firmę.
Mapa przemian
Nieprzyjemności we wzajemnych stosunkach zdają się jednak nie przysłaniać największemu zarządcy kapitałowemu na świecie, jakim jest BlackRock, perspektywy zysków. A te są trudne do podważenia. Teksas w ostatnich latach dynamicznie rozwijał się gospodarczo – dalece prześcigając w tej kwestii stany wschodniego wybrzeża. W tym zwłaszcza Nowy Jork.
Niskie podatki i przyjazne biznesowo otoczenie sprawiły, iż Teksas przyciągnął do siebie liczne firmy ogólnokrajowe i międzynarodowe. W tym, przykładowo, AT&T and American Airlines, Exxon Mobil czy Teslę. W efekcie tegoż jest on oficjalną siedzibą większej liczby spółek z listy Fortune 500 niż Nowy Jork.
Także same giełdy mają tu znaczenie. Zarówno inwestorzy, jak i firmy narzekały w ostatnich latach na rosnące koszty i opłaty na NYSE i Nasdaq. Co być może jeszcze bardziej istotne, giełdy te nakładają na notowane przez siebie podmioty coraz bardziej arbitralne ciężary i obowiązki. Takie jak np. pozamerytoryczne, ingerujące w wewnętrzne sprawy firm wymogi dot. „różnorodności.
W tym świetle nowa giełda w Dallas może jawić się jako atrakcyjna – i w dodatku bliższa geograficznie i mentalnie – alternatywa w stosunku do Nowego Jorku. Którego dotychczasowy duopol giełdowy coraz mocniej nie koresponduje z długofalowymi trendami na gospodarczej mapie USA.