Wielu analityków twierdzi, iż na dłuższą metę perspektywy dolara są spadkowe. Napięcia handlowe wywołane przez prezydenta USA Donalda Trumpa sprawią, iż inwestorzy, głównie europejscy, będą porzucać walutę AmerykanówNa rynku dolara mamy wyprzedaż, której początkiem było zaprzysiężenie Trumpa na prezydenta USA 20 stycznia tego roku. Od tego czasu kurs eurodolara przesunął się w górę o kilkanaście centów z niskiego poziomu 1,03Dolara osłabi obniżanie stóp procentowych przez Fed. Nikt nie spodziewa się złagodzenia polityki monetarnej na posiedzeniu, które odbędzie się w najbliższą środę. Rynki szansę na lipcową obniżkę stóp szacują tylko na 15 proc. Natomiast prawdopodobieństwo wrześniowego cięcia stóp jest około 80-procentoweReklama
Nie ulega wątpliwości, iż po ataku Izraela na instalacje nuklearne Iranu walutą, która najbardziej zasłużyła na miano "bezpiecznej przystani" stał się frank szwajcarski. Już od kilku miesięcy zdobywał on coraz wyższe pozycje na wykresach. W rezultacie, o ile w marcu za franka na polskim rynku płacono mniej niż 4,29 zł, to po piątkowej konfrontacji militarnej na linii Izrael-Iran kurs podskoczył do 4,555 zł. Amerykański dolar też ponosi straty w rywalizacji z walutą Helwetów. Na początku kwietnia dolar kosztował 0,88 franka, teraz jest to tylko 0,81.
Dolar, czyli kolos na glinianych nogach
Zanim świat dowiedział się o izraelskich pociskach spadających na Iran, dolar miał bardzo poważne problemy na światowych rynkach walutowych. Dobrą tego ilustracją są perypetie waluty Amerykanów ze złotym. Jeszcze nie tak dawno, bo 19 maja (nazajutrz po pierwszej turze naszych wyborów prezydenckich) za dolara trzeba było płacić 3,83 zł. W czwartek 12 czerwca kurs spadł do 3,67 zł, czyli poziomu najniższego od 4 lat. W piątek wczesnym popołudniem nowy kryzys bliskowschodni podniósł dolara do 3,72 zł, ale kilka godzin później zobaczyliśmy spadek w kierunku 3,695 zł.
Ścieżka eurodolara była bardzo podobna. W czwartek wspólna waluta kosztowała ponad 1,16 dolara, co był notowaniem najwyższym od prawie 4 lat. W piątek kurs spadł poniżej 1,15, ale przed samym weekendem zatrzymał się na poziomie 1,155. Na kilka godzin przed akcją militarną Izraela w "The Wall Street Journal" można było przeczytać, iż "euro wydaje się być wielkim zwycięzcą historii dedolaryzacji".
Wielu analityków twierdzi bowiem, iż z powodu napięć handlowych wywołanych przez prezydenta USA Donalda Trumpa inwestorzy, głównie europejscy, odchodzą od dolara. Ostatni dni w sprawie amerykańskich taryf celnych znów dostarczyły światu kilka sprzecznych sygnałów.
Sekretarz Skarbu USA Scott Bessent stwierdził, iż "Stany Zjednoczone być może przedłużą okres zawieszenia wyższych ceł wobec swoich partnerów, jeżeli ci będą negocjować z Waszyngtonem w dobrej wierze". Ostrzegł jednak, iż jeżeli stanie się inaczej, to zaporowe cła wzajemne zaczną obowiązywać od 9 lipca. Zaraz potem Donald Trump ogłosił, iż w ciągu kilku tygodni wyśle listy do najważniejszych partnerów handlowych, w których przedstawi nowe, jednostronne stawki taryfowe. Nie uchylił jednak rąbka tajemnicy, czy wybrał wariant złagodzenia, czy zaostrzenia polityki celnej.
Trumpowi może nie zależeć na silnej walucie
Warto tu dodać, iż analitycy BNP Paribas, krótko przed wybuchem konfliktu izraelsko-irańskiego, przedstawili scenariusz dalszego wzmacniania się euro w relacji do dolara, z kursem docelowym na poziomie 1,20. Ich zdaniem, europejska waluta będzie powoli wypychała dolara z pozycji podstawowego pieniądza rezerwowego świata. Niektórzy ekonomiści podejrzewają, iż spadki notowań własnej waluty mogą być po myśli prezydenta Trumpa, który chce w ten sposób pobudzić konkurencyjność amerykańskiego przemysłu.
Najnowszy kryzys na Bliskim Wschodzie nie wywołał paniki na rynkach finansowych. Inwestorzy prawdopodobnie mają w pamięci niedawne akcje zbrojne Izraela w Strefie Gazy, Jemenie i Libanie, które miały ograniczony zakres. "Wydaje się, iż dolar mógłby trwale zyskać na wartości tylko wtedy, kiedy trudne relacje Izraela i Iranu przestałyby być konfliktem wyłącznie regionalnym, a działania militarne nie ograniczałyby się do krótkiej wymiany ciosów" - napisał w piątek Marek Rogalski, główny analityk walutowy DM BOŚ.
Możliwa powtórka z pierwszej kadencji prezydenta
Warto pamiętać, iż na rynku dolara mamy wyprzedaż, której początkiem było w zasadzie zaprzysiężenie Donalda Trumpa na prezydenta USA 20 stycznia tego roku. Od tego czasu kurs eurodolara przesunął się w górę o kilkanaście centów z niskiego poziomu 1,03.
Ekonomiści przypominają, iż dokładnie tak samo było w 2017 roku kiedy zaczynała się pierwsza kadencja obecnego prezydenta. Wówczas w punkcie wyjścia euro kosztowało około 1,05 dolara, ale już pod koniec roku osiągało pułap 1,20. Taki był efekt nie tylko poprawy sytuacji gospodarczej w strefie euro, ale także niepewności politycznej w USA.
Wielu wyborców było przekonanych, iż tamta prezydentura Trumpa zmieni Amerykę. Liczono na reformy podatkowe i wzrost inwestycji infrastrukturalnych. Jednak duża część obietnic wyborczych nigdy nie została zrealizowana. Rynki zaczęły więc tracić wiarę w tzw. “Trump trade", podobnie, jak dzieje się to teraz.
Fed będzie rozdawał karty
Najbliższa przyszłość dolara w dużym stopniu zależy od decyzji, które w nadchodzących miesiącach będzie podejmował amerykański bank centralny. Każde obniżenie stóp procentowych będzie osłabiało dolara. Trudno jednak przewidzieć, jak zachowa się Rezerwa Federalna. Wiadomo, iż w maju inflacja w USA wyniosła 2,4 proc., podczas gdy spodziewano się wyniku na poziomie 2,5 proc. Był to jednak 51. miesiąc z rzędu, w którym dynamika cen konsumenckich przekroczyła 2-procentowy cel Rezerwy Federalnej.
W tej sytuacji nikt nie spodziewa się złagodzenia polityki monetarnej przez Fed na posiedzeniu, które odbędzie się w najbliższą środę. Rynki szansę na lipcową obniżkę stóp szacują tylko na 15 proc. Natomiast prawdopodobieństwo wrześniowego cięcia stóp jest około 80-procentowe. Drugi takich ruch jeszcze przed końcem tego roku też wydaje się możliwy. Amerykańskie stopy ciągle są wysokie - pozostają w przedziale 4,25-4,50 proc.
USA i strefa euro - dwa różne scenariusze
Paul Tudor Jones, legendarny inwestor i założyciel Tudor Investment Corp, prognozuje, iż w ciągu najbliższego roku dolar może stracić choćby 10 proc. wartości względem koszyka głównych walut. Jego zdaniem stanie się tak, gdyż Rezerwa Federalna gwałtownie obniży krótkoterminowe stopy procentowe. Poza tym, po zakończeniu kadencji Jerome’a Powella na stanowisku szefa Fed, Donald Trump powoła "bardzo gołębiego prezesa", który będzie prowadził politykę niskich stóp. Paul Tudor Jones jest też przekonany, iż wysoki deficyt budżetowy w USA, wojny handlowe i globalna dywersyfikacja rezerw sprawiają, iż inwestorzy i banki centralne będą zainteresowane dalszym osłabianiem dolara.
Tymczasem w strefie euro coraz częściej mówi się, iż cykl obniżek stóp Europejskiego Banku Centralnego zbliża się do końca. Po tym jak inflacja spadła z 2,4 proc. w kwietniu do 1,9 proc. w maju EBC przeprowadził ósme z rzędu cięcie stóp. Stopa depozytowa to teraz tylko 2 proc.
W Polsce sytuacja jest inna. W najnowszym wywiadzie dla Interii Ludwik Kotecki z Rady Polityki Pieniężnej opowiedział się za obniżeniem stóp przed końcem tego roku w dwóch krokach w sumie o 50 punktów bazowych, a w 2026 roku o następne 100 punktów. Tak rozwinięty cykl łagodzenia polityki pieniężnej z pewnością nie będzie sprzyjał sile złotego.
Jacek Brzeski
***