Z roku na rok przybywa sadowników, którzy decydują się na bardzo wczesne rozpoczęcie cięcia. Wielu z nich daje sobie około dwutygodniowy czas na odpoczynek po zbiorach i następnie przystępuje do „zimowego” cięcia sadów (choć należałoby już mówić raczej o jesiennym cięciu. Wiele dawnych, niepisanych zasad, jak choćby zwlekanie z cięciem do nowego roku, odchodzi dziś w całkowite zapomnienie). Dlaczego coraz więcej sadowników zaczyna tak wcześnie? Powodów jest kilka. Oto one.
Chcemy zaoszczędzić
Najważniejszy powód dotyczy oczywiście ekonomii. Każdy nowy sezon cięcia przynosi podwyżki dniówek dla ekip. Sadownicy, którzy zwlekają z cięciem albo nie planują wykonać go samodzielnie, muszą liczyć się z bardzo dużym wydatkiem. Samodzielne cięcie z pomocą członków rodziny lub, w zależności od wielkości gospodarstwa, kilku przyuczonych pracowników, daje naprawdę ogromną oszczędność. Im wcześniej sadownicy rozpoczną prace, tym szybciej je zakończą, co również ma znaczenie z różnych względów, o których mowa w kolejnych akapitach.
Umiesz liczyć? Licz na siebie
Gdy sadownicy korzystają z usług zewnętrznej ekipy, mogą również spotkać się z nieprzewidzianymi okolicznościami. W zagłębiach sadowniczych działają brygady solidne, które cenią się wysoko, ale pracę wykonują fachowo. Trafiają się jednak także takie zespoły, które chociaż nie mają niższych stawek, nie zapewnią oczekiwanej jakości cięcia. Bywa i tak, iż mimo ustalonego wcześniej terminu, cięcie coraz bardziej się odwleka. Sad nie obcięty, a należałoby już wyjeżdżać z opryskiwaczem…
Zimy nie są już tak mroźne
Nawet mało wnikliwy obserwator pogody przyzna, iż natura lubi zaskakiwać w najmniej oczekiwanym momencie. Jednak ostatnie zimy przebiegały zdecydowanie łagodnie. Złośliwi twierdzą nawet, iż przypominają bardziej jesień niż zimę, którą pamiętamy sprzed lat. Łagodne zimy to również mniejsze ryzyko przemarznięcia. Można na wszelki wypadek zachować bufor bezpieczeństwa. Zacząć cięcie od odmian bardziej odpornych na mróz, takich jak Jonagoldy czy Idared, a Galę pozostawić na późniejszy termin.
Zapewnienie ciągłości pracy
Część sadowników dzięki wczesnemu cięciu zapewnia też pracownikom ciągłość zatrudnienia. Większe gospodarstwa mogą zapewnić pracę dla kilku osób przez niemal cały rok. Gdy zbiór jabłek się kończy, po krótkiej przerwie ta sama ekipa może przystąpić do cięcia. – W moim gospodarstwie ci sami pracownicy tną sady już kilka sezonów. Dawniej zaczynaliśmy w styczniu, ale wiosna nieraz zaskakiwała i zastawała nas z nieobciętymi drzewami. Zdarzało się kończyć cięcie po kwitnieniu, co kolidowało z innymi pracami i wprowadzało nerwową atmosferę. Co więcej, ci sami ludzie pracują przy cięciu od kilku lat, więc nie ma też mowy o różnych „przyzwyczajeniach”, które zdarzają się w przypadku wynajmowanych ekip – opowiada Marcin Piesiewicz, który na dużą skalę uprawia zarówno jabłonie, jak i grusze.
Brak stresu wiosną, wszystkie prace na czas
Sadowników, którzy odwlekają cięcie zbyt długo, nierzadko zaskakuje wczesna wiosna. Wtedy liczba pilnych zadań rośnie lawinowo.
– Od czterech lat zaczynam cięcie zaraz po zbiorach i kontynuuję je przez całą zimę. Sukcesywnie usuwam gałęzie i utrzymuję porządek w sadzie. choćby gdy wykonuję zimowe zabiegi, na przykład przeciw chorobom kory i drewna w styczniu, nie utrudniają ich leżące gałęzie. Takie planowe podejście pozwala też spokojnie rozpocząć wiosenne sortowanie owoców – dodaje M. Piesiewicz.
Ten sam argument dotyczy nawożenia posypowego, na przykład azotowego. Gałęzie leżące w międzyrzędziach utrudniają równomierne rozsiewanie nawozu – to po pierwsze. Po drugie, jeżeli zaczniemy wygrabiać gałęzie w sadzie, gdzie nawożenie zostało już wykonane, może się okazać, iż razem z nimi „wymieciemy” również granulki nawozu. Dla przykładu, Marcin Piesiewicz stara się nawozić choćby starsze kwatery podłożem popieczarkowym raz na trzy lata, rozrzucając około 50–60 mł na hektar. Gdy cięcie rozpoczyna się odpowiednio wcześnie, nawożenie można w wielu kwaterach przeprowadzić już w lutym lub marcu.

2 godzin temu















