Albert Edwards, londyński strateg w banku Societe Generale, zyskał sławę przed ćwierć wiekiem dzięki wczesnemu ostrzeganiu przed krachem na giełdzie w 2000 roku. Kryzys zwany bańką internetową, był okresem gwałtownego spadku cen akcji firm technologicznych, szczególnie tych związanych z internetem (tzw. dot-comy).
Krach nastąpił na przełomie 1999 r. i 2000 r., po okresie intensywnego wzrostu i spekulacji na akcjach tych firm. Ogromny spadek zanotował wtedy NASDAQ - indeks, w skład którego wchodzi 100 spośród największych spółek notowanych na amerykańskiej giełdzie. Ceny akcji niektórych z nich spadły choćby o 95 proc. w ciągu roku.Reklama
Edwards ostrzega inwestorów. Uzasadnia dlaczego
Teraz, kiedy Wall Street z dnia na dzień osiąga nowe maksima, strateg Societe Generale znów zaczął ostrzegać inwestorów. Twierdzi, iż giełda Stanów Zjednoczonych może być na skraju dużych korekt i problemów. Nie wyklucza spadków amerykańskich indeksów, a choćby załamania amerykańskiej gospodarki. "Euforia na rynkach rzadko kończy się po cichu" - twierdzi.
Strateg podtrzymuje swoje negatywne nastawienie do rynków. W swojej ostatniej notatce, jaką rozesłał klientom, Edwards ostrzegł, iż ceny akcji i nieruchomości w USA znajdują się w "wyraźnej bańce wszystkiego, która może niedługo pęknąć". Podkreślił, iż wyceny akcji są zbyt wysokie.
Analityk argumentuje, iż na jednym z najwyższych poziomów w historii (38) znajduje się indeks Schillera służący do oceny, czy dany rynek akcji jest przewartościowany, niedowartościowany, czy prawidłowo wyceniony. Na historycznie wysokich poziomach znajdują się też wskaźniki ceny/zysku (P/E) dla indeksu S&P 500 skupiającego najdroższe spółki nowojorskiej giełdy.
Edwards przepowiada krach. Wskazuje na obligacje
Dla Edwardsa jest to sprzeczne z faktem, iż mimo sytuacji na giełdzie rosną długoterminowe stopy procentowe papierów wartościowych. "Rosnące rentowności długoterminowych obligacji rządowych zwykle obciążają wyceny giełdowe, ponieważ inwestorzy mogą znaleźć atrakcyjne zyski bez podejmowania wysokiego ryzyka giełdowego" – zauważył.
Tymczasem amerykańskie akcje odnotowały w ostatnich latach solidny wzrost, zyskując 78 proc. wartości od najniższego poziomu z października 2022 roku. Edwards się dziwi, jak udało im się utrzymać zawrotnie wysokie wyceny pomimo ciągłego wzrostu rentowności obligacji długoterminowych. "Nie sądzę jednak, żeby udało im się to utrzymać dłużej" - ostrzega Edwards.
Z niepokojem wskazuje też na rynek nieruchomości, który - twierdzi - pozostaje wyjątkowo odporny na korekty. Wyraża zdziwienie, iż przez ostatnich kilka lat, po wzroście cen spowodowanym pandemią, wskaźnik cen domów w porównaniu do dochodów pozostał w USA praktycznie bez zmian. Inaczej zachowały się nieruchomości innych rynków rozwiniętych. Zwraca uwagę, iż w Wielkiej Brytanii i Francji wskaźnik ten spadł.
USA czeka korekta. Problemem może być Tokio
Katalizatorem kryzysu gospodarczego w USA może być Japonia - prognozuje Edwards. Niepewność polityczna i zaostrzenie polityki pieniężnej przez Bank Japonii podsyciły obawy o inflację i niestabilność fiskalną trzeciej gospodarki świata. Prawdziwe zagrożenie - twierdzi Edwards - tkwi w potencjalnym wycofaniu się japońskich inwestorów z transakcji – długoletniej strategii, w ramach której inwestorzy pożyczają tanio jeny, aby inwestować w amerykańskie aktywa o wyższej rentowności.
Jeżeli sytuacja Japonii się pogorszy (inflacja bazowa w czerwcu wyniosła 3,3 proc.), może to spowodować zaniepokojenie tamtejszych inwestorów i masowe wyprzedaże amerykańskich akcji i obligacji. "Inwestorzy będą chcieli ograniczyć ryzyko i repatriować kapitał" - prognozuje strateg.