Wiedza finansowa a trading – dlaczego wykształcenie nie musi przekładać się na zyski

10 godzin temu

W świecie finansów panuje powszechne przekonanie, iż rozległa wiedza ekonomiczna i wysokie wykształcenie automatycznie przełożą się na sukces na giełdzie. W końcu trading kojarzy się z potrzebą dogłębnej analizy czy rozumienia modeli finansowych i złożonych danych. Czy jednak dyplom z finansów lub ekonomii gwarantuje ponadprzeciętne wyniki inwestycyjne? Przykłady z historii i praktyki pokazują, iż formalna edukacja nie jest ani warunkiem koniecznym, ani wystarczającym do osiągnięcia sukcesu w tradingu.

Co zatem tak naprawdę decyduje o powodzeniu na rynkach? W poniższym artykule przeanalizujemy, dlaczego choćby najwyższe wykształcenie finansowe nie musi iść w parze z wynikami, oraz co poza wiedzą książkową wpływa na sukces w handlu giełdowym. Przytoczymy też przykłady bardzo dobrze wykształconych osób, które poniosły spektakularne porażki giełdowe, a także samouków bez tytułów naukowych, którzy zdobyli majątki na giełdzie i do dziś pozostają legendami Wall Street.

Teoria kontra praktyka rynku

Wiedza finansowa, zdobyta na uczelni czy z książek, z pewnością pomaga zrozumieć mechanizmy rynkowe, takie jak zależności makroekonomiczne, wycena aktywów czy działanie instrumentów pochodnych. Jednak rynek finansowy często zachowuje się w sposób nieprzewidywalny i “irracjonalny”, wymykając się teoretycznym modelom z podręczników. Teoria uczy nas założeń o “racjonalnych inwestorach” i “efektywnym rynku”, podczas gdy w praktyce ceny akcji i walut potrafią podlegać gwałtownym wahaniom pod wpływem najróżniejszych emocji, paniki lub euforii.

Jeden z przykładów “anomalii” rynkowych – kurs wówczas największej spółki świata spadł ponad – 40% w trzy miesiące i to pomimo faktu, iż Nvidia systematycznie biła swoje wyniki sprzedażowe. Jakim modelem czy regułą wytłumaczyć takie zachowanie rynku. Źródło: tradingview.com

Osoba po studiach ekonomicznych może znać wzory i wskaźniki, ale prawdziwy sprawdzian następuje dopiero podczas inwestowania realnych pieniędzy, gdy do gry wchodzą stres i presja. choćby mając rozległą wiedzę, inwestor może nie być w stanie przewidzieć wyjątkowych sytuacji rynkowych czy swoich reakcji na nie, może brakować mu dyscypliny, może być arogancki, może nie rozumieć (świadomie lub podświadomie) podstawowych konceptów dotyczących ryzyka czy prawdopodobieństwa itd. – a rynek bardzo gwałtownie obnaża owe słabości.

Psychologia i temperament w tradingu

Często podkreśla się, iż psychologia odgrywa kluczową rolę w tradingu. Kontrola emocji, dyscyplina i odporność na stres są cechami, których nie gwarantuje żaden dyplom. choćby bardzo inteligentni i wykształceni (gdzie wykształcenie rzecz jasna nie implikuje inteligencji) ludzie mogą ulegać chciwości, strachowi czy instynktowi stadnemu, podejmując nieprzemyślane decyzje inwestycyjne.

Inwestor może doskonale znać teorię portfelową czy wyceny spółek, ale jeżeli w obliczu strat wpadnie w panikę i sprzeda aktywa w najgorszym momencie, to poniesie porażkę. Podobnie nadmierna pewność siebie, którą nierzadko przejawiają eksperci z tytułami naukowymi, bywa zgubna. Wykształcony analityk może uwierzyć, iż “wie lepiej niż rynek” i zignorować sygnały ostrzegawcze, podejmując zbyt duże ryzyko.

Obszar psychologii inwestowania jest podejmowany na niektórych kierunkach akademickich, ale praktyka inwestycyjna wymaga spersonalizowanego podejścia do zarządzania emocjami w tradingu. Dzieje się tak, ponieważ każdy z nas ma inne cele i pragnienia, inny rodzaj presji, inną sytuację życiową i materialną, inną tolerancję ryzyka itp., a co za tym idzie, remedium na wahania emocji, w które potrafi wprawić tradingu, również jest kwestią indywidualną.

Dość łatwo jest zaobserwować powyższe zjawisko w praktyce na przykładzie tzw. “copy-tradingu”, gdzie mniej doświadczeni inwestorzy mogą posiłkować się strategią osób, które udostępniają swoje ruchy w internecie. Wówczas mimo, iż w teorii wszystkie zagrania dostępne są do wglądu, w praktyce niewielu inwestorów osiąga podobne wyniki co autor owych zagrań/strategii. Dzieje się tak między innymi dlatego, iż strategie dyskrecjonalne trudno się kopiuje, ze względu właśnie na kwestię psychologii i indywidualnego podejścia do kwestii ryzyka.

Głośne porażki świetnie wykształconych finansistów

Na poparcie tezy, iż dyplomy i tytuły nie gwarantują sukcesu, warto przypomnieć spektakularne fiaska na rynkach, których autorami byli ludzie o imponujących CV. Jednym z najbardziej znanych przykładów jest upadek funduszu hedgingowego Long-Term Capital Management (LTCM) w 1998 roku. Fundusz ten został założony i prowadzony przez elitarne grono, w którego skład wchodzili laureaci Nagrody Nobla z ekonomii i wybitni traderzy z Wall Street – John Meriwether, Robert Merton czy Myron Scholes. Mimo to LTCM zanotował katastrofalne straty i stanął na progu bankructwa, co “zmusiło” bank centralny USA do organizacji planu ratunkowego dla osób i instytucji zaangażowanych w inwestycję w ten projekt. Był to fundusz zarządzany przez “finansowych geniuszy”, który jednak upadł spektakularnie. Przypadek LTCM pokazał jednocześnie, iż najwyższe tytuły naukowe nie chronią przed błędami – w tym przypadku model finansowy uznawany przez twórców za niemal pewny zawiódł w starciu z rzeczywistością, a nadmierna dźwignia finansowa i wiara we własne analizy doprowadziły do załamania portfela.

Również przykład Paula Krugmana, laureata Nagrody Nobla i profesora Princeton, doskonale pokazuje, iż tytuły i wiedza akademicka nie gwarantują trafnych ocen rzeczywistości. W 1998 roku Krugman prorokował, iż internet nie wywrze większego wpływu na gospodarkę niż faks – tymczasem sieć stała się fundamentem współczesnego świata. Kilkanaście lat później ostrzegał, iż rosnący dług USA doprowadzi do paniki na rynku obligacji, podczas gdy rentowności amerykańskich papierów dłużnych spadły do rekordowych minimów. Po zwycięstwie Donalda Trumpa w 2016 roku zapowiadał katastrofę giełdową i długotrwałą recesję, a rynek… rozpoczął jedną z najsilniejszych hoss w historii.

Krugman, w mainstreamie jest uważany za jednego z najwybitniejszych ekonomistów swoich czasów, ale jego nietrafione prognozy pokazują, iż rozległa wiedza teoretyczna nie musi się przekładać na praktykę zarówno gospodarczą, jak i rynkową. Teoria, logika i modele często przegrywają z chaotyczną naturą rynków, które jak widać, nie uznają żadnych tytułów czy autorytetów.

Przewidywania Paula Krugmana dotyczące internetu, które absolutnie nie sprawdziły się. Źródło: businessinsider.com

Oczywiście, nie chodzi o to, aby śmiać się z tego, iż komuś nie udało przewidzieć się przyszłości. Bardziej chodzi o zwrócenie uwagi na to, iż ogromne wykształcenie ekonomiczne nie dość, iż nie musi przekładać się na lepsze wyniki na rynku, to często jest także czynnikiem przeszkadzającym, ponieważ pozwala zbytnio i arogancko wierzyć w swoje własne zdolności.

Przykładów jest więcej. Victor Niederhoffer, absolwent Harvardu i uznany ekonomista, zasłynął jako świetny spekulant – do czasu, gdy zbytnią pewność siebie przypłacił bankructwem funduszu. W 1997 roku, podczas kryzysu azjatyckiego, jego fundusz stracił cały kapitał przez ryzykowne zakłady, mimo iż Niederhoffer doskonale rozumiał teorię rynku i sposoby zarządzania ryzykiem.

Przykłady ludzi bardzo dobrze wykształconych, dla których rynek okazał się bezlitosny, można rzecz jasna mnożyć. Profesjonalni ekonomiści i laureaci Nobla często również doradzali funduszom inwestycyjnym, które poniosły klęskę. Z kolei wielu wysoko wykształconych menedżerów z Wall Street nie przewidziało kryzysu 2008 roku, choć w teorii to właśnie oni “powinni” najlepiej rozumieć złożone instrumenty finansowe oraz mechanizmy finansowo-polityczno-gospodarcze, które do niego doprowadziły. Na tej podstawie można śmiało stwierdzić, iż rynki potrafią upokorzyć choćby najbystrzejsze umysły, jeżeli brakuje im pokory lub praktycznego instynktu.

Sukces tradingowy samouków i praktyków bez dyplomu

Skoro wykształcenie nie gwarantuje sukcesu, to czy możliwy jest odwrotny scenariusz – spektakularne osiągnięcia w tradingu mimo braku formalnej edukacji finansowej? Historia giełdowa zna wielu wybitnych traderów i inwestorów, którzy nie posiadali dyplomów z ekonomii, a nieraz choćby żadnych studiów wyższych, a mimo to osiągnęli znakomite wyniki.

Już na początku XX wieku błyskotliwą karierę zrobił Jesse Livermore, legendarny spekulant, znany również z książki “Wspomnienia gracza giełdowego”. Livermore pochodził z biednej rodziny i zakończył formalną edukację w wieku 14 lat, gdy ojciec zabrał go ze szkoły do pracy na farmie. Młody Jesse uciekł jednak do Bostonu i zaczął uczyć się giełdy w praktyce – najpierw notując kwotowania, a potem jako gracz w tzw. bucket shopach. Bez dyplomu i wykształcenia akademickiego gwałtownie odkrył w sobie talent do spekulacji. W wieku dwudziestu paru lat zarobił pierwsze miliony, a jego słynne zagrania (np. gra na spadki przed krachem 1929) przeszły do historii. Choć Livermore ostatecznie zakończył życie tragicznie i kilkakrotnie bankrutował, w szczytowym momencie był zaliczany do najbogatszych ludzi świata. Jego historia pokazuje dwie rzeczy: ogromny sukces na rynku jest możliwy bez formalnego wykształcenia, ale też utrzymanie tego sukcesu wymaga czegoś więcej niż “wyłącznie” znakomitego operowania na rynku. Livermoore’a zgubiły między innymi złe nawyki poza parkietem giełdowym, a więc rzecz, która przytrafić może się tak osobie z formalnym wykształceniem, jak i bez niego.

Współcześni inwestorzy również dostarczają licznych przykładów samouków, którzy “pokonali rynki”. Richard Dennis, zaczynał jako nastolatek pracujący za grosze na giełdzie towarowej w Chicago. Nie miał on tytułu MBA ani doktoratu z ekonomii – studiował wprawdzie filozofię, ale prawdziwą wiedzę o tradingu zdobył samodzielnie, handlując kontraktami futures. W latach 70-tych pożyczył 1600 dolarów i w ciągu dekady zamienił je w około 200 milionów dolarów kapitału. Jego sukces był tak niezwykły, iż postanowił przeprowadzić eksperyment, w ramach któego zwerbował grupę ludzi bez doświadczenia giełdowego i nauczył ich swoich strategii. Wynik? Udowodnił, iż odpowiednio szkoleni ludzie, niezależnie od wykształcenia, mogą skutecznie tradować i generować zyski, jeżeli trzymają się określonych zasad. Ta historia jasno wskazuje, iż praktyczna nauka i talent mogą z nawiązką zastąpić formalne wykształcenie w tradingu.

Rynek jest w pewnym sensie wyrównanym polem gry. Nie pyta, kto ma jaki dyplom, tylko weryfikuje wszystkich tak samo, poprzez zyski i straty na rachunku inwestycyjnym. Innymi słowy nie potrzebujesz dyplomu z renomowanej uczelni, by odnieść sukces w tradingu. Wiedza i umiejętności potrzebne do zarabiania na rynku nie znajdują się na salach uniwersyteckich czy w podręcznikach. Możesz za to samemu zdobyć ją w praktyce rynkowej, a połączona z wytrwałością, determinacją i dyscypliną (które jednak wymagane są do osiągnięcia sukcesu w jakiejkolwiek dziedzinie), mogą doprowadzić Cię do sukcesu. Na giełdzie każdy dostaje szansę i choć absolwent prestiżowej szkoły oraz samouk zaczynający “z garażu” startują teoretycznie z innego pułapu wiedzy, ostatecznie obaj muszą udowodnić swoje umiejętności w realnej grze na rynku.

Edukacja jako pomoc, nie panaceum

Warto jednak podkreślić, iż w powyższej argumentacji nie chodzi o całkowitą deprecjację wiedzy finansowej czy akademickiej. Rzetelna edukacja może być ogromnym atutem: pomaga zrozumieć, jak działają różne instrumenty, uczy analitycznego myślenia i interpretacji danych. Ponadto wiedza teoretyczna może ustrzec przed pewnymi błędami – np. absolwent finansów będzie świadomy znaczenia (lub chociaż istnienia) dywersyfikacji czy zagrożeń wynikających z nieumiejętnego użycia dźwigni finansowej, podczas gdy nowicjusz bez przygotowania mógłby te ryzyka początkowo zignorować. Warto też zauważyć, iż wielu wybitnych traderów bez formalnego wykształcenia i tak poświęcało czas na samodzielną edukację i czytali klasyczne książki o inwestowaniu, studiowali strategie innych graczy, a choćby korzystali z kursów czy mentorów.

Kluczem jest jednak to, iż edukacja formalna sama w sobie nie zapewnia sukcesu. Może dać narzędzia, ale to od inwestora zależy, jak je wykorzysta. Umiejętność zastosowania wiedzy w praktyce, zwłaszcza pod presją, jest zupełnie inną kompetencją, której nie sposób wyuczyć się wyłącznie z książek. Dlatego programy szkoleń tradingowych często kładą nacisk na praktykę, budowę systemu i planu inwestycyjnego, a nie tylko na teorię. W tradingu trzeba umieć gwałtownie adaptować się do zmieniających się warunków rynkowych. Podręcznikowe prawdy bywają punktem wyjścia, ale elastyczność i doświadczenie często stanowią o przewadze.

Warto też wspomnieć, iż formalne wykształcenie bywa mniej przydatne, gdy w grę wchodzą innowacje. Nowe rynki, jak np. kryptowaluty dekadę temu, nie były przedmiotem uniwersyteckich wykładów (dziś przez cały czas rzadko są), więc ci, którzy osiągnęli na nich sukces, musieli uczyć się sami od zera, metodą prób i błędów. Inwestorzy z tytułami naukowymi i dekadami doświadczenia na giełdzie tradycyjnej często początkowo ignorowali lub nie rozumieli nowych zjawisk, podczas gdy młodzi amatorzy bez „bagażu” teoretycznego szybciej się w nich odnaleźli. To kolejny dowód na to, iż ciekawość, zdolność uczenia się i adaptacja mogą być ważniejsze niż posiadanie formalnej wiedzy wyniesionej sprzed lat.

Podsumowanie

Czy wiedza finansowa i wykształcenie są nieistotne w tradingu? Zdecydowanie nie, a solidne podstawy merytoryczne pomagają unikać wielu pułapek. Jednak sama wiedza teoretyczna to za mało, by zapewnić znakomite wyniki tradingowe. Rynki wymagają od inwestora czegoś więcej: odporności psychicznej, dyscypliny, zarządzania ryzykiem, intuicji rozwijanej praktyką i doświadczeniem oraz umiejętności wyciągania wniosków z porażek. Formalne wykształcenie nie musi przekładać się na sukces, bo giełda to żywioł, w którym teoretyczne reguły często mieszają się z ludzkimi emocjami i nieprzewidywalnymi zdarzeniami. Można być profesorem ekonomii i ponieść porażkę, a można też – jak pokazuje wiele historii – nie mieć dyplomu, a wypracować fortunę na rynkach.

Wykształcenie pomaga, ale nie daje gwarancji sukcesu, a rynek gwałtownie weryfikuje każdego. Kto ma solidne zaplecze teoretyczne, warto, aby pamiętał, iż żadne studia nie zastąpią doświadczenia i umiejętności radzenia sobie z emocjami. Z kolei samouk dobrze zrobi, jeżeli sięgnie po literaturę i spróbuje zrozumieć mechanizmy, które stoją za wykresami. Na końcu i tak liczy się to samo: wynik. Giełda nie pyta, kto ma dyplom, tylko kto potrafi zarabiać.

Sukces rodzi się na styku wiedzy, doświadczenia i charakteru. Dlatego na giełdzie często wygrywają nie ci, którzy wiedzą najwięcej z książek, ale ci, którzy potrafią najlepiej wykorzystać posiadaną wiedzę w realnej grze, zachowując zimną krew i konsekwencję w działaniu. W tradingu profesor może uczyć się od samouka (i odwrotnie), bo rynki uczą pokory wszystkich, niezależnie od tytułów. Najważniejsze jest nieustanne doskonalenie się i adaptacja, bo to one w połączeniu z wiedzą (formalną bądź zdobytą samodzielnie), zwykle przekładają się na znakomite wyniki tradingowe.

Idź do oryginalnego materiału