Trump zapowiedział, iż nowy szef Fed zostanie ogłoszony już na początku 2026 roku, a rynki zareagowały błyskawicznie, bo doskonale wiedzą, iż to nie będzie tylko zmiana stylu. To może być zmiana zasad gry.
To nie jest historia o Jerome Powellu. To choćby nie jest historia o Kevinie Hassecie, bo to jest nowe nazwisko, które powinniście już zapamiętywać. To jest historia o tym, co stanie się z rynkami, jeżeli Rezerwa Federalna przestanie być tym, czym była przez ostatnie dekady.
Stopy procentowe? Jasne, będą istotne. Ale prawdziwe pytanie brzmi czy Fed pozostanie niezależny, czy stanie się przedłużeniem politycznej woli? Bo jeżeli ta druga opcja zacznie przeważać, to inwestorzy zaczną kwestionować nie tylko decyzje, ale też cały system.
W tym materiale pokażę Ci, co naprawdę oznacza potencjalna nominacja Kevina Hassetta,
dlaczego sytuacja wokół Powella jest dużo bardziej złożona niż się wydaje i co to wszystko może znaczyć dla dolara, obligacji i rynku akcji.
Bo rynki potrafią żyć z wysokimi stopami. Potrafią też żyć z niskimi. Ale z jednym nie potrafią sobie poradzić: z chaosem.
Wielkie zmiany w Fed – Powell odejdzie! Kim jest nowy faworyt i dlaczego stawka jest tak ogromna?
Załóż konto na Freedom24 i odbierz choćby 20 darmowych akcji o wartości choćby kilkaset dolarów każda!
Szczegółowy opis promocji znajdziesz na: https://freedom24.club/dnarynkow_welcome
Człowiek, który porusza cały rynek
Szef Fed nie jest zwykłym urzędnikiem. To osoba, która jednym zdaniem potrafi zatrzymać hossę, wywołać krach albo zmienić kierunek globalnych przepływów kapitału.
Formalnie przewodniczący Rezerwy Federalnej stoi na czele całego systemu banku centralnego USA. To on prowadzi posiedzenia FOMC, czyli komitetu decydującego o stopach procentowych. To on wyznacza ton komunikacji. To on staje się twarzą polityki monetarnej w oczach całego świata. I choć głosowania są kolegialne, a decyzje zapadają w grupie, to rynki zawsze patrzą na jedną osobę. Bo szef Fed ma gigantyczny wpływ na to, jak ta grupa myśli, dyskutuje i ostatecznie głosuje.
Wiarygodność jako fundament systemu
Ale pozostało coś ważniejszego. Wiarygodność. Szef Fed to instytucja w instytucji. jeżeli rynek wierzy, iż trzyma on monetarny statek pewną ręką, to dolar jest silniejszy, obligacje stabilniejsze, a zmienność niższa. jeżeli pojawia się choć cień wątpliwości, iż decyzje mogą być polityczne, chaotyczne albo wymuszane, to zaczynają się problemy.
Dlatego w kontekście nadchodzącej zmiany nazwisko nowego przewodniczącego nie jest tylko ciekawostką. To klucz do tego, jak w kolejnych latach będzie wyglądał koszt kapitału, czyli fundament wycen na całej giełdzie. A to dopiero początek, bo sama funkcja Szefa Fed ma dużo szerszy zasięg niż tylko decyzje o stopach. I żeby to dobrze zrozumieć, trzeba spojrzeć na wszystkie mandaty Fed.
Mandaty Fed i gra na kilku fortepianach
Fed ma dwa oficjalne zadania i jedno nieoficjalne, ale równie realne. Oficjalnie chodzi o stabilne ceny oraz maksymalne możliwe zatrudnienie. W praktyce oznacza to walkę z inflacją przy jednoczesnym pilnowaniu, by gospodarka nie zdławiła się z braku pracy i kapitału. Te dwa cele bywają sprzeczne, więc Fed nieustannie balansuje między jedną skrajnością a drugą. Jednego roku musi chłodzić gospodarkę, żeby inflacja nie wymknęła się spod kontroli, a innego ją ratować, żeby bezrobocie nie wywołało recesji.
Fed musi balansować, bo oba wskaźniki są ze sobą w konflikcie. jeżeli gospodarka pędzi, a zatrudnienie rośnie, to bardzo często ceny również zaczynają rosnąć. Natomiast kiedy Fed za bardzo podnosi stopy procentowe, żeby przyhamować inflację, to często dusi potencjał konsumentów i firm do kupowania na kredyt, co spowalnia gospodarkę i prowadzi do zwolnień. W efekcie zadaniem banku centralnego jest utrzymywanie złotego środka.

Drugie zadanie Fed to bezpieczeństwo systemu finansowego. Fed pilnuje płynności i nadzoruje banki komercyjne, a w razie kryzysu bankowego staje się pożyczkodawcą ostatniej instancji. To właśnie wtedy jego decyzje potrafią być najodważniejsze, bo chodzi o to, by system się nie rozsypał. Jest też nieoficjalny trzeci element.
Oczekiwania. Rynek traktuje Fed jak instytucję, która ma zapewniać spokój, przewidywalność i jasny kierunek. Każde słowo, każda konferencja, każda minuta posiedzenia jest analizowana pod mikroskopem i choć Fed nie ma formalnego mandatu do „trzymania nastrojów w ryzach”, to praktycznie nikt nie wyobraża sobie, iż może to ignorować. Wyobraźcie sobie sami, iż szef Fed na konferencji mówi bezpośrednio „no inflacja wystrzeli w kosmos i ogólnie to czekają nas trudne czasy”. Abstrahując już od tego, iż taki styl wypowiedzi jest trochę niepoważny, to jeżeli media zaczęłyby się o tym rozpisywać, to taka wypowiedź sama z siebie podbije inflację, bo ludzie się wystraszą i zaczną kupować wszystkiego na zapas, w efekcie popyt wzrośnie i podbije ceny. Dlatego oczekiwania konsumentów mają czasem mocniejszy wpływ na gospodarkę niż najtwardsze decyzje polityczne. Nieodpowiedzialne słowa użyte przez kogoś na tak kluczowym stanowisku mogą się stać samospełniającą się przepowiednią.
W efekcie Fed musi równocześnie dbać o inflację, zatrudnienie, stabilność finansową i globalną percepcję rynków finansowych, a to wszystko w świecie, w którym każdy tweet polityka potrafi przewrócić rynek do góry nogami.
Dlatego osoba stojąca na czele tej instytucji ma tak potężny wpływ na to, jak funkcjonuje cały system. I dlatego rynki tak nerwowo śledzą każdy ruch Banku Centralnego.

Stopy procentowe jako gospodarczy tlen
Fed ma kilka narzędzi monetarnych, ale najważniejszym i najbardziej medialnym są stopy procentowe. Są dla gospodarki tym, czym tlen dla organizmu. Nie widzisz ich na co dzień, ale kiedy coś pójdzie nie tak, to od razu czujesz skutki. To właśnie przez poziom stóp kapitał płynie szybciej lub wolniej, firmy inwestują albo zamrażają plany, a konsumenci biorą kredyty lub odkładają zakupy na później.
Kiedy Fed podnosi stopy, pieniądz staje się droższy. Kredyty hipoteczne idą w górę, pożyczki firmowe drożeją, a każdy projekt inwestycyjny musi przejść znacznie ostrzejszy test opłacalności. W gospodarce zaczyna się chłodzenie. Firmy ograniczają ekspansję, konsumenci ostrożniej wydają, a inflacja powoli wygasa.
Z kolei, kiedy Fed stopy obniża, efekt jest jak mocny zastrzyk energii. Tanie kredyty zwiększają skłonność do inwestycji, konsumpcja rośnie, a kapitał zaczyna krążyć szybciej. Wtedy gospodarka nabiera tempa, ale jeżeli stopy pójdą zbyt nisko, to do gospodarki znów może zajrzeć podwyższona inflacja.

Rynki finansowe reagują na to natychmiast, bo stopa procentowa to punkt odniesienia dla wszystkich wycen. Gdy koszt kapitału, czyli pośrednio właśnie stopa procentowa rośnie, wyceny akcji spadają. Dlatego choćby pojedyncza sugestia Fed potrafi poruszyć Wall Street tak, jakby ktoś odpalił alarm przeciwlotniczy.
I właśnie dlatego osoba stojąca na czele Fed ma tak ogromną moc. Przesuwa dźwignię, która steruje całym systemem gospodarczym, a kiedy w 2026 roku pojawi się ktoś nowy, będzie musiał natychmiast wejść w rolę człowieka odpowiedzialnego za ten gospodarczy tlen.
Maj 2026 i polityczny kontekst zmiany
Tymczasem Jerome Powell nie odchodzi „kiedyś tam”. Jego kadencja na stanowisku przewodniczącego kończy się w maju 2026 roku. To bardzo konkretny termin, który rynki mają wbity w kalendarz grubym markerem.
Normalnie zmiana szefa Fed wygląda jak eleganckie przekazanie pałeczki w sztafecie. Jedna osoba kończy kadencję, druga wchodzi w istniejący system, kontynuuje ogólny kierunek, delikatnie koryguje styl komunikacji i akcenty. Tym razem w tle mamy coś więcej: mocno upolitycznioną debatę o stopach procentowych, proces nominacyjny kontrolowany przez Trumpa oraz bardzo wyraziste oczekiwania prezydenta co do „niższych stóp, szybciej”.

Ryzyko wewnętrznej dynamiki: Powell może zostać
Do tego dochodzi jeszcze jeden niuans. Powell nie musi całkowicie opuszczać Fed po zakończeniu swojej kadencji jako przewodniczący. Może zostać zwykłym członkiem zarządu i dalej głosować nad stopami. To oznacza, iż nowy szef potencjalnie będzie miał w FOMC przy stole człowieka, którego Trump wielokrotnie publicznie krytykował, a który jednocześnie jest szanowany w Fed. Natomiast nowy szef od początku będzie naznaczony jako „polityczny poplecznik” Trumpa. W efekcie pozostali członkowie FOMC mogą mieć niezły dylemat po czyjej stronie się opowiedzieć. Z perspektywy inwestorów to przepis na ciekawą, ale też nerwową dynamikę w środku samego Fed.
Dlatego ta zmiana nie będzie postrzegana tylko jako podmiana nazwiska w stopce pod komunikatem. To raczej test trzech rzeczy naraz:
- po pierwsze, czy Fed pozostanie realnie niezależny,
- po drugie, jak mocno polityka będzie próbowała sterować kosztami pieniądza,
- po trzecie czy nowy przewodniczący będzie w stanie utrzymać spójność komitetu w sytuacji, gdy część członków może opowiadać się po innej stronie?
W praktyce oznacza to, iż rynki już teraz nie wyceniają tylko ścieżki inflacji i PKB. Zaczynają też wyceniać charakter, kręgosłup i styl zarządzania człowieka, który w 2026 roku przejmie stery po Powellu. Tu na scenę wchodzi faworyt całego wyścigu, Kevin Hassett.
Faworyt wyścigu: Kevin Hassett
Kevin Hassett nie jest anonimowym akademikiem, który nagle wypłynął dzięki politycznym koneksjom. To ekonomista z długim stażem, były szef Rady Doradców Ekonomicznych w pierwszej administracji Trumpa i człowiek, który przez lata budował sobie pozycję nie tyle w gabinetach, co… w telewizji. Jest tam często, głośno i zawsze z przekazem, który idealnie wpisuje się w to, co Trump chce usłyszeć.
To ważne, bo Trump działa bardzo prosto. Lubi ludzi lojalnych. Lubi twarze, które znają jego narrację i potrafią ją sprzedać szerokiej publiczności. Hassett robi to od dawna, regularnie popierając jego politykę, w tym cła i postulaty niższych stóp procentowych. Dla prezydenta to sygnał wygodny. Kiedy widzi kogoś w telewizji co tydzień i słyszy dokładnie te same akcenty, które sam powtarza, to taka osoba błyskawicznie trafia na krótką listę faworytów.
Jest też kwestia bliskości operacyjnej. Biuro Hassetta znajduje się w West Wing, więc ma do Trumpa dostęp nie tylko podczas oficjalnych spotkań. To codzienna polityczna grawitacja. Stąd wszystkie sygnały podczas wystąpień i słynne zdanie Trumpa, iż lista została zawężona do jednej osoby, wskazuje właśnie na Kevina Hassetta. Zresztą wystarczy zobaczyć, jak wystrzeliły zakłady na Hassetta po ostatniej konferencji Trumpa w tej sprawie.

Z ekonomicznego punktu widzenia Hassett reprezentuje podejście bardzo prowzrostowe. Wierzy, iż odpowiednia polityka po stronie podaży potrafi wygenerować solidny wzrost gospodarczy przy niższej inflacji. To łączy go z Trumpem, który od lat powtarza, iż stopy procentowe są zbyt wysokie i hamują gospodarkę.
Hassett jest dziś nie tylko faworytem bukmacherów, ale też symbolem potencjalnej zmiany stylu działania Fed. Nie wiadomo jeszcze, czy ostatecznie dostanie nominację, ale rynki muszą poważnie traktować taką możliwość, bo to oznacza zupełnie nowy układ sił w 2026 roku i w tym miejscu naturalnie pojawia się pytanie: co to może oznaczać?
Punkt startu 2026: makro i bazowy scenariusz stóp
Nowy Szef Fed nie zacznie kadencji z czystą kartką. Wejdzie w świat, w którym inflacja wciąż kręci się bliżej 3% niż celu inflacyjnego, wyznaczonego na 2%.

Chociaż tutaj tak naprawdę sytuacja wygląda coraz lepiej i oczekiwania inflacyjne na rok i dwa lata do przodu coraz mocniej się obniżają z okolicy 3% w okolice 2,5%.

Rynek pracy jednak jest wyraźnie słabszy niż w swoich najlepszych czasach, jednak daleko mu do odczytów z recesji czy kryzysu. Jednocześnie pojawia się wiele sygnałów, iż zaczyna radzić sobie coraz lepiej i to bez drastycznych i dynamicznych cięć stóp procentowych. Przykładem jest liczba pracowników tymczasowych, których w USA zatrudnia się coraz więcej.

W efekcie rynki finansowe, żyją nadzieją na „normalizację” stóp procentowych, czyli ich obniżenie do mniej restrykcyjnych poziomów. w tej chwili poziom stóp w USA jest cały czas najwyższy od 2008 roku i to pomimo serii obniżek zapoczątkowanej w połowie 2024 roku.

W efekcie logiczny scenariusz, który dziś rysuje się przed nami, jest dość prosty. Fed zrobi jeszcze jedną lub maksymalnie dwie obniżki stóp przed końcem obecnej kadencji Powella, a w 2026 roku nowy szef obejmie urząd w środowisku, w którym dane z gospodarki nie krzyczą ani „tnijcie agresywnie”, ani „podnoście stopy z powrotem”. To raczej klimat na ewentualne bardzo powolne i bardzo niewielkie cięcia w ciągu dalszej części przyszłego roku, o ile inflacja rzeczywiście będzie schodzić w stronę celu, a bezrobocie nie wymknie się spod kontroli.
Realnie gospodarka USA radzi sobie dziś dobrze, więc kolejne obniżki nie powinny być kołem ratunkowym, a jedynie dostosowaniem, żeby nie były zbyt wysoko bez powodu.
I tu pojawia się napięcie. Trump bardzo jasno komunikuje, iż chciałby kogoś, kto lubi niskie stopy. Faworyci, w tym Hassett, są generalnie po stronie łagodniejszej polityki. Problem w tym, iż Fed nie może udawać, iż inflacja już nie istnieje, tylko dlatego, iż Biały Dom chciałby tańszego kredytu. jeżeli gospodarka utrzyma tempo, a inflacja przyklei się na stałe do 3%, to nowy Szef Fed będzie miał ciężki orzech do zgryzienia.
W praktyce nowy przewodniczący ma kilka realnych możliwości na 2026 rok.
Po pierwsze, może próbować przepchnąć trochę łagodniejszą interpretację danych. Na przykład uznać, iż inflacja 2 z hakiem jest „wystarczająco blisko” celu oraz iż niższe stopy są uzasadnione w imię wsparcia rynku pracy i inwestycji.
Po drugie, może zmienić ton komunikacji. Bez spektakularnych ruchów w stopach, ale z mocniejszym akcentem na to, iż Fed jest gotów ciąć, jeżeli tylko pojawi się słabość w gospodarce. Same słowa potrafią sporo zrobić z rynkowymi oczekiwaniami, o czym już mówiłem.
Dlatego scenariusz bazowy na 2026 rok wygląda tak: Polityka monetarna stanie się łagodniejsza i cięcia stóp procentowych będą pojawiać się szybciej niż za czasów Powella, ale to dalej będzie ostrożne luzowanie i „dostosowywanie”, a nie dynamiczny zwrot, żeby bezkarnie zafundować rynkowi tani pieniądz w stylu „wszystko w dół i to już”.
Znajdziesz tam więcej wartościowych treści o inwestowani, giełdzie i rynkach.
DNA Rynków – merytorycznie o giełdach i gospodarkach
Dlaczego „miękkie” cięcia są idealne i skąd wchodzi promocja
A teraz odpowiem Wam, dlaczego dla rynku akcji, taki scenariusz będzie wprost idealny.
Jeśli w niego wierzysz, to pierwsze, co powinieneś zrobić, to już planować swoją ekspozycję na rynku, o ile jeszcze jej nie masz.
Dlaczego scenariusz powolnego obniżania stóp, a nie huzia na józia jest lepszy? Po pierwsze szybsze cięcia stóp to szybsza i mocniejsza stymulacja gospodarki i to w sytuacji, kiedy rynek pracy uklepuje dołek i zaczyna podnosić się sam z siebie.
Po drugie brak dynamicznego i szalonego obniżania stóp do zera nie dostarczy rynkom obaw do paniki. Gdyby Fed nagle zaczął obniżać stopy do absurdalnie niskich poziomów w kilku głębokich cięciach, to rynek mógłby się wystraszyć, iż Fed widzi jakieś dane, które ostrzegają o nadchodzącej recesji. Dlatego zbyt szybkie cięcia też nie zawsze są dobre, bo mogą wywołać panikę. No a paniki nikt nie chcę, szczególnie Trump.
W efekcie mamy trzeci wniosek: brak ultraszybkiego luzowania polityki monetarnej i utrzymanie stosunkowo podobnego tępa cięć ale tylko trochę szybszego ostudzi obawy rynków o niezależność rezerwy federalnej. Nie wymaże ich całkowicie, ale może je uspokoić i schować gdzieś do szuflady.
Gra o zaufanie: dolar, obligacje i widmo chaosu
Warto powiedzieć w tym temacie trochę więcej, bo właśnie tu zaczyna się prawdziwa gra o zaufanie. jeżeli ten scenariusz bazowy się nie sprawdzi i nowy przewodniczący spróbuje iść o krok za daleko, niż pozwalają dane, to rynki gwałtownie uznają, iż stopy są już nie tyle „narzędziem polityki monetarnej”, co „narzędziem polityki Trumpa”, a wtedy konsekwencje wychodzą daleko poza same decyzje o stopach.
Gdyby chodziło wyłącznie o to, czy nowy Szef Fed zetnie stopy o ćwierć punktu więcej lub mniej, rynki przyjęłyby tę zmianę ze spokojem. Prawdziwy strach dotyczy czegoś znacznie większego. Chodzi o to, czy Rezerwa Federalna pozostanie instytucją niezależną, czy stanie się kolejnym narzędziem politycznej presji, a tego inwestorzy boją się jak ognia.
Fed zbudował swoją potęgę na fundamencie zaufaniu. Rynki muszą wierzyć, iż decyzje o stopach wynikają z analizy danych, a nie z tego, kto akurat siedzi w Gabinecie Owalnym i ile procent poparcia pokazują sondaże. jeżeli ten fundament zacznie się kruszyć, to choćby najlepsze modele makroekonomiczne przestają mieć znaczenie, bo inwestorzy zaczynają działać nie na podstawie danych, tylko intuicji i lęku.
W kontekście Trumpa obawy są bardzo konkretne, bo to on wielokrotnie mówił wprost, iż stopy powinny być niższe i iż Fed hamuje gospodarkę. Teraz będzie mieć swoich ludzi, realną kontrolę nad procesem nominacyjnym i ma jasne oczekiwania. jeżeli nowy przewodniczący będzie zbyt blisko Białego Domu, to rynki odczytają to jako sygnał, iż polityka monetarna przestaje być „technicznym procesem”, a zaczyna przypominać zamówienie z politycznej kuchni. To może odbić się na dwóch frontach naraz.
Po pierwsze, na dolarze. jeżeli globalni inwestorzy uznają, iż Fed jest mniej przewidywalny i bardziej podatny na presję polityczną, to część kapitału zacznie szukać bezpieczniejszych walut. Nie chodzi o katastrofę, ale o systematyczne osłabienie atrakcyjności dolara. Tu akurat Trumpowi byłoby to na rękę, bo tańszy dolar wpiera reindustrializację i eksport Stanów Zjednoczonych.

Po drugie, wpłynie na obligacje USA. Wiarygodność Fed jest jednym z powodów, dla których amerykański dług jest uznawany za najpewniejszy instrument na świecie. jeżeli pojawi się wątpliwość, iż stopy są ustawiane „pod politykę”, to inwestorzy zażądają wyższej premii za ryzyko. To oznacza wyższe rentowności długoterminowych obligacji, a więc wyższy koszt kapitału, czyli paradoksalnie przeciwny efekt do obniżek stóp procentowych.
Jak to działa? To właśnie rentowności obligacji mają bezpośredni wpływ na koszt kapitału i kredyty, a więc też inwestycje i konsumpcje. Stopy procentowe tylko pośrednio wpływają na rentowności obligacji i niektóre krótkoterminowe kredyty. Czyli obniżki stóp mogą nie przynieść oczekiwanych efektów, bo choćby jeżeli one same wywołają presję na rentowności, to co z tego, skoro premia za brak zaufania będzie oddziaływać na rentowności w drugą stronę. Efekt? Trumpowi też powinno zależeć na tym, żeby rynki nie podważały niezależności rezerwy federalnej.

To właśnie dlatego wybór nowego szefa Fed nie jest dla rynku tylko zmianą nazwiska, ale testem instytucji.
I dlatego potencjalny wybór Hassetta rynki analizują nie tylko przez pryzmat jego poglądów na gospodarkę, ale przez to, czy w razie potrzeby będzie potrafił powiedzieć „nie” prezydentowi.
Jednak, jak już mówiłem, obecna sytuacja makro nie generuje potencjału do wielkich konfliktów. Powell już rozpoczął cykl luzowania monetarnego, a oczekiwania inflacyjne powoli osuwają się w dół. W efekcie nowy przewodniczący może lekko podkręcić tempo luzowania monetarnego, a jednocześnie udawać, iż idzie drogą obraną przez swojego poprzednika, tylko lekko ją zmodyfikował.
To sprawia, iż ryzyko podważania niezależności Fed nie powinno zbyt mocno wychodzić na pierwszy plan, ale jednocześnie daje przestrzeń do trochę mocniejszego stymulowania gospodarki oraz rynku akcji.
Największe ryzyko całej sytuacji to fakt, iż Jerome Powell ma pełne prawo pozostać w Rezerwie Federalnej i głosować w FOMC po wygaśnięciu jego kadencji jako przewodniczącego w maju 2026 roku. Wynika to ze specyficznej konstrukcji nominacji w Fed. Powell pełni dwie funkcje jednocześnie: Przewodniczącego (kadencja 4-letnia) oraz Członka Rady Gubernatorów (kadencja 14-letnia). Jego obecna kadencja jako zwykłego członka Rady (Gubernatora) wygasa dopiero 31 stycznia 2028 roku. Oznacza to, iż jeżeli Powell automatycznie wraca do roli szeregowego Gubernatora. Jako ten Gubernator posiada prawo głosu podczas każdego posiedzenia Federalnego Komitetu Otwartego Rynku (FOMC), co teoretycznie pozwala mu wpływać na stopy procentowe jeszcze przez prawie dwa lata po utracie fotela przewodniczącego.
Mimo iż prawo na to pozwala, to pozostanie Powella w strukturach Fed byłoby wydarzeniem bez precedensu w nowoczesnej historii amerykańskiej bankowości centralnej. Niepisana tradycja instytucjonalna nakazuje, aby ustępujący przewodniczący zrzekł się również mandatu Gubernatora i całkowicie opuścił Fed, choćby jeżeli jego kadencja członkowska jeszcze trwa.
Tak postąpili Janet Yellen, Ben Bernanke czy Alan Greenspan. Celem tego zwyczaju jest zapewnienie nowemu przewodniczącemu „czystego pola” do działania i uniknięcie sytuacji, w której autorytet poprzednika podważa pozycję następcy. Jednak biorąc pod uwagę obecną polaryzację polityczną w USA oraz fakt, iż Powell wielokrotnie podkreślał niezależność Fed i swoją misję „dokończenia pracy” w walce z inflacją, analitycy nie wykluczają całkowicie scenariusza, w którym postanawia on zostać, aby „bronić instytucji” przed potencjalnym upolitycznieniem przez nowego nominata.
Gdyby Powell zdecydował się pozostać, stworzyłoby to ogromne ryzyko wizerunkowe i operacyjne dla nowego przewodniczącego, określane często mianem problemu „dwóch ośrodków władzy”. Jerome Powell posiada gigantyczny autorytet na rynkach finansowych. jeżeli nowy szef Fed, mianowany np. przez Donalda Trumpa, próbowałby narzucić nową narrację, rynki mogłyby ignorować jego komunikaty, wsłuchując się zamiast tego w opinie Powella. Inwestorzy mogliby traktować Powella jako „głos rozsądku” lub „strażnika wiarygodności”, co w praktyce sparaliżowałoby skuteczność komunikacyjną nowego lidera. Nowy przewodniczący musiałby walczyć o uwagę mediów i rynków z człowiekiem, który kierował tą instytucją przez niemal dekadę.
W efekcie choćby gdyby nowy przewodniczący realnie był niezależny, to ten podział autorytetu i wewnętrzne spory mogłyby doprowadzić do sytuacji, gdzie nowy szef jest postrzegany, jak polityczny poplecznik, choćby jeżeli jego decyzje by tego nie potwierdzały.
Osobiście nie sądzę, żeby Powell pozostał w Fed, ale… na wykluczanie tego jest zdecydowanie za wcześnie.
Zmiana na stanowisku szefa Fed zawsze jest ważna, ale tym razem mamy do czynienia z czymś znacznie większym niż typowa rotacja.
Z ogromnym prawdopodobieństw nowym przewodniczącym zostanie Kevin Hassett, czyli osoba o bardzo zbliżonych poglądach monetarnych do obecnego prezydenta Donalda Trumpa.
Dostaniemy więc prawdopodobnie człowieka o gołębich poglądach, który będzie sprzyjał wycenom na rynku akcji, ale w całej tej układance jest spory czynnik ryzyka, a mianowicie konflikt z Powellem, który może zechcieć zostać z FOMC i podważać autorytet nowego szefa.
Tymczasem rynki potrafią żyć z wysokimi stopami i potrafią żyć z niskimi stopami. Nie potrafią jednak żyć w chaosie. Dlatego to, jak rozwinie się cała sytuacja, jest najważniejsze dla inwestorów i całego rynku kapitałowego.
Załóż konto na Freedom24 i odbierz choćby 20 darmowych akcji o wartości choćby kilkaset dolarów każda!
Szczegółowy opis promocji znajdziesz na: https://freedom24.club/dnarynkow_welcome
Do zarobienia,
Piotr Cymcyk

1 dzień temu




