Największym zagrożeniem dla ludzkości nie są wojna, pandemia ani zmiany klimatu. Jest nim cyfrowa dyktatura.
Brexit miał miejsce ponad pięć lat temu, ale wyspiarscy przeciwnicy Unii Europejskiej wciąż otrzymują nowe powody, by jej nienawidzić. W dzienniku „The Telegraph” z 29 lipca czytamy, iż nowe auta w Wielkiej Brytanii „mogą zostać wyposażone w alkomaty i czarne skrzynki zgodnie z planami Partii Pracy, aby dostosować się do unijnych przepisów”. Według zwolenników brexitu jest to część spisku mającego na celu ponowne zbliżenie Wielkiej Brytanii do UE i odebranie im wolności.
Zaproponowane zmiany regulacyjne nie idą tak daleko, jak sugerują rozgorączkowani komentatorzy. Nie będzie obowiązkowych blokad alkoholowych, ale tylko konieczność wyposażania aut w interfejs, który umożliwia ich instalację. Za to nowe samochody rzeczywiście będą musiały być wyposażone w skrzynki rejestrujące dane o prędkości czy hamowaniu.
Ta druga kwestia jest frapująca. Obawiam się, iż kierując się dobrymi intencjami, budujemy świat jak z mokrego snu dyktatora, a czarne skrzynki w autach to tylko kolejna z tysięcy cegiełek.
Kontrola społeczeństwa w erze analogowej – historia i przykłady
W UE przepisy o czarnych skrzynkach w pełni obowiązują od lipca 2024 r. Zgodnie z nimi nowo rejestrowany samochód musi mieć system EDR (Event Data Recorder). Gromadzone w nim dane mogą być wykorzystywane wyłącznie do badania przyczyn wypadków. W rejestratorach nie ma informacji osobistych, lokalizacyjnych ani dźwięku. EDR mają pomóc zapobiegać wypadkom bez zagrażania naszej prywatności. Brzmi sensownie.
Jednak o ile wierzę, iż Unia Europejska nie będzie dzisiaj naruszać mojej prywatności, o tyle nie mam gwarancji, iż to się nie zmieni w przyszłości. Przeciwnie – obserwując ewolucję polityk publicznych i ich ideologicznej oprawy, mam obawy, iż prędzej czy później każde narzędzie, którym można by kontrolować obywateli, zostanie w ten sposób użyte.
Wystarczy, iż demokracja liberalna upadnie. To niemożliwe? Przecież system ten jest zaledwie epizodem w długim cyklu monarchicznych rządów, a choćby dzisiaj nie dominuje globalnie. Według OurWorldinData.org na świecie jest 77 „pełnych” demokracji, w których obywatele mają prawo wybierać głowę państwa i władzę ustawodawczą oraz cieszą się wolnością słowa, zgromadzeń i zrzeszania się. Reszta to kulawe demokracje, autorytaryzmy, monarchie absolutne albo despocje.
Gdyby kraje Zachodu przekształciły się w despocje, ich liderzy uzyskaliby dostęp do instrumentów nadzoru, o których Mao, Hitler i Stalin mogliby pomarzyć. W dyktaturze ery analogowej, żeby kontrolować człowieka, trzeba było stworzyć rozbudowany aparat policji politycznej nastawiony na pozyskiwanie i analizowanie informacji. Pion operacyjny NKWD w czasach wielkiej czystki liczył „tylko” 25–30 tys. osób, ale nadzorowały one sieć ok. 400 tys. „cywilnych” informatorów. Służba Bezpieczeństwa w stalinowskiej Polsce miała 35 tys. funkcjonariuszy pozyskujących dane od ok. 85 tys. informatorów.
Analogowe aparaty kontroli miały wiele słabości. Pracujący w nich ludzie popełniali błędy, byli przekupni, nie potrafili odsiewać plotek i zmyśleń od wiarygodnych informacji. Nadzór i surowe sankcje za nieprawomyślność budziły u części społeczeństwa bunt. Reżimy totalitarne umiały zapobiec tworzeniu się trwałych struktur opozycyjnych, ale nie potrafiły wyeliminować lokalnych, spontanicznych wybuchów niezadowolenia. choćby w Korei Północnej, która w dużej mierze pozostaje analogową despocją, zdarzają się przejawy buntu: próby zbiorowych ucieczek z więzienia, sabotowanie działania zakładów pracy, przemyt zachodnich treści medialnych.
Jak inwigilacja wpływa na demokrację i wolność obywatelską
Technologie to zwykle błogosławieństwo. Z historycznego punktu widzenia ocaliły dużo więcej istnień, niż odebrały. choćby technologia jądrowa ma bilans dodatni: dzięki energii jądrowej rokrocznie unikamy tysięcy zgonów z wyziębienia, a radioizotopy umożliwiają skuteczniejsze leczenie nowotworów.
To samo dotyczy wciąż technologii informacyjnych, ale wraz z nastaniem dyktatury koszty znacząco przewyższą korzyści. Czarne skrzynki będą wykorzystane do śledzenia i podsłuchiwania obywateli. Wyposażenie ich w dodatkowe zabezpieczenia będzie niewielką przeszkodą techniczną. Podobnie będzie z innymi technologiami używanymi przez służby: kamery monitoringu miejskiego, systemy rozpoznawania twarzy, inteligentne liczniki energii, systemy ANPR (automatyczne rozpoznawanie tablic), drony monitorujące przestrzeń publiczną, oprogramowanie do śledzenia lokalizacji w telefonach, elektroniczne bramki graniczne z biometrią, platformy zdrowotne, płatności bezgotówkowe, narzędzia do wideokonferencji z centralnym logowaniem, systemy smart city, aplikacje typu mObywatel… Dzięki tym technologiom informacje w rękach władzy autorytarnej będą precyzyjniejsze, bogatsze i – z pomocą AI – lepiej przeanalizowane.
Dyktator 2.0 będzie mógł nie tylko kontrolować i śledzić obywateli, ale także kreować ich świat – przedstawiać nam wydarzenia, które nie miały miejsca po to, by manipulować naszą reakcją. Dyktator 1.0 mógł ograniczać nam dostęp do informacji i nas okłamywać, ale tylko w pewnym zakresie. Dyktator 2.0 uzyska władzę nad tym, co dociera do naszych zmysłów i umysłów. jeżeli dopuści się masowych zbrodni, to nigdy się o tym nie dowiemy. A choćby jeśli, to będziemy żyć w przekonaniu, iż egzekucje były samoobroną. Totalitarny metaverse rodem z „Matrixa”? To już możliwe.
Niektórzy czytelnicy pewnie uznają, iż zaczynam brzmieć jak Alex Jones, słynny mitoman z serwisu InfoWars, który wszędzie wietrzy spiski. Nie twierdzę jednak, iż technologie zainstalowano celowo, by nas zniewolić. Geneza ewentualnej dyktatury przyszłości będzie bardziej niewinna.
Przymus w życiu codziennym – skutki i rozwiązania
Przekonanie, iż współczesny świat zmierza w stronę tyranii, nie jest tylko moją fobią. Podzielają je zarówno lewicowi, jak i prawicowi intelektualiści. Od Yuvala Noaha Harariego i Shoshany Zuboff po Friedricha Hayeka i Johana Norberga. Łączy ich obawa przed nadużyciami władzy, monopolizacją, marginalizowaniem głosu obywateli i cenzurą. Dzieli – sposób wyjaśniania źródeł zagrożenia. Libertarianie upatrują ich w państwie, które kusi graczy gospodarczych aliansami i wspólnym ograniczaniem wolności społeczeństwa. Lewicowcy uważają, iż wielkie korporacje uzależniają od siebie państwo i wykorzystują aparat władzy do zabezpieczania własnych interesów.
W obu tych perspektywach system opresji nie powstaje w wyniku złowrogiego planu czy spisku. W takim razie czego? Nagłego wstrząsu. W okresie trwogi wywołanej wojną, pandemią czy katastrofą naturalną społeczny zwrot ku dyktaturze wydaje się bardzo prawdopodobny.
Historyk gospodarki Robert Higgs w „Kryzysie i Lewiatanie” opisuje, jak na skutek kryzysu obywatele domagają się od rządu działania, co prowadzi do kosztownych interwencji finansowanych inflacją. W efekcie następuje rozrost państwa. Gdy kryzys się kończy, nowa normalność utrwala większą władzę rządu. Teoria Higgsa odnosi się do rosnących wydatków państwa, a nie jego kompetencji. Nie odzwierciedla też w pełni zachowania rządów w trakcie kryzysów. Weźmy II wojnę światową. Władze wprowadzały wtedy kontrolę cen i reglamentację towarów. Po nastaniu pokoju z tego rezygnowały. Podczas pandemii rządy ustanawiały lockdowny, które niektóre sądy uznały potem za nielegalne.
Dyktatura 2.0 może się wyłonić niepostrzeżenie z działań istniejących instytucji, przy wsparciu ideologii państwowego paternalizmu. adekwatnie każdy polityk jest dzisiaj przekonany, iż obywateli należy chronić nie tylko przed przemocą, ale także przed ich własną nieracjonalnością. Coraz bardziej rozbudowany korpus prawa pozwala wykorzystywać w tym celu najnowsze technologie.
Skupmy się na przykładzie UE. Europejski akt o wolności mediów, Akt o usługach cyfrowych (DSA), rozporządzenie eIDAS 2.0, Akt o sztucznej inteligencji, rozporządzenie o systemie eCall, projekt rozporządzenia ChatControl 2.0… Wszystkie te regulacje przewidują rozwiązania, które potencjalnie mogą być wykorzystane do ograniczania praw obywatelskich. Na mocy DSA można nakazać platformom masowe filtrowanie i usuwanie treści. W rękach władzy autorytarnej może to posłużyć do cenzurowania opozycji. eIDAS 2.0 wprowadza europejską tożsamość cyfrową, która – powiązana z logowaniem do usług – pozwalałaby śledzić każdy ruch obywatela w sieci. AI Act dopuszcza stosowanie systemów rozpoznawania twarzy w czasie rzeczywistym w „szczególnych okolicznościach” (chodzi np. o zapobieganie poważnym przestępstwom i zagrożeniom terrorystycznym). Projekt ChatControl 2.0 zakłada możliwość skanowania prywatnej korespondencji na potrzeby wykrywania przestępstw. Granice tego, co wolno władzy, są powoli przesuwane.
Jeśli sprawy potoczą się w złym kierunku, nikt nie ogłosi oficjalnego końca demokracji liberalnej. Ale w rzeczywistości stanie się ona fikcją. Obudzimy się w świecie, w którym przyciski, przełączniki i algorytmy sterujące naszym życiem będą w obcych rękach. Nowi władcy nie będą się uważać za tyranów. Wizja ograniczania naszej wolności będzie budzić ich odrazę. Zmusi ich jednak do tego logika systemu. My zaś będziemy mieć świadomość, iż przestaliśmy być autorami naszego życia, ale utkniemy w martwym punkcie. Dlaczego? Dlatego iż nie będziemy sobie ufać.
(…)
Cały artykuł dostępny jest TUTAJ.