Woda i ogień. Wrze między Indiami a Pakistanem

1 tydzień temu

W nocy z 6 na 7 maja 2025 roku świat wstrzymał oddech. Indie przeprowadziły serię precyzyjnych ataków rakietowych na dziewięć celów w Pakistanie i kontrolowanej przez niego części Kaszmiru w ramach operacji „Sindoor”. Oficjalnie celem była infrastruktura terrorystyczna, która – według Indii – wykorzystywana była przez zbrojne oddziały wspierane przez Pakistan, dokonujące ataków na terenie indyjskiej prowincji Dżammu i Kaszmir. Do ostatniego z zamachów doszło 22 kwietnia br. w Pahalgam, gdzie zginęło 26 indyjskich i nepalskich turystów. W odpowiedzi na atak rakietowy Pakistan odpowiedział ogniem artyleryjskim oraz twierdzi, iż zestrzelił pięć indyjskich samolotów, choć Indie tego nie potwierdzają.

To najpoważniejsza eskalacja od 2019 roku, choć tym razem konflikt nie ogranicza się do wymiany ognia. Jeszcze przed atakiem Indie zawiesiły Traktat o Wodach Indusu z 1960 roku, który przez dekady, mimo wojen, puczów i wzajemnych zbrodni, regulował podział wód sześciu rzek między oba kraje. Problem w tym, iż źródła wszystkich sześciu są w Indiach. To, co wygląda jak administracyjna formalność, jest w istocie aktem egzystencjalnym. Pakistan w ponad 80% zależy od wód Indusu. Bez tej rzeki i jej dopływów – nie ma rolnictwa, nie ma energii, nie ma gospodarki. W ostatnim czasie Indie przyspieszyły także budowę czterech elektrowni wodnych w Kaszmirze, co może jeszcze bardziej ograniczyć przepływ wody do Pakistanu. Choć formalnie nie narusza to traktatu, Pakistan już odczuwa skutki zmniejszonego przepływu wody. I nie chodzi tutaj choćby o same tamy, ale o wyraźny sygnał polityczny, iż teraz bezpieczeństwo żywnościowe Pakistanu zależy od dobrej woli Indii. Islamabad zapowiada, iż odcięcie wody potraktuje jako „casus belli”. I trudno się dziwić. W regionie, w którym temperatura osiąga 50 stopni, a susze realizowane są miesiącami, woda staje się nie tylko zasobem strategicznym, ale też instrumentem szantażu.

Dzisiaj ta gra weszła w nowy etap. O ile dotychczasowe potyczki miały charakter raczej „prestiżowo-medialny”, o tyle obecna konfrontacja dotyczy infrastruktury krytycznej. Nie chodzi już o terytoria, ale o zasoby. Nie o dumę narodową, ale o biologiczne przetrwanie. A to wiele zmienia. Oba kraje dysponują bronią jądrową, a eskalacja konfliktu może mieć katastrofalne skutki nie tylko dla regionu, ale i dla całego świata. Według najnowszych danych Global Firepower Indie dysponują ponad 1,4 mln aktywnego personelu wojskowego, w porównaniu do 654 tys. po stronie pakistańskiej. Budżet obronny Indii jest niemal siedmiokrotnie większy. To asymetria nie do zignorowania, choćby jeżeli Islamabad szermuje nuklearną retoryką.

Ale przewaga militarna nie zawsze gwarantuje stabilność. Wręcz przeciwnie — może prowokować desperację. Właśnie dlatego przyszłość konfliktu nie zależy dziś wyłącznie od zdolności bojowych, ale od gotowości obu stron do przyjęcia nowego modelu współistnienia. Albo będzie to model brutalnej dominacji i kontrolowanego odwodnienia przeciwnika, albo trudny, nieidealny, ale jednak kompromis — być może pod auspicjami zewnętrznych graczy, takich jak Chiny czy Turcja, które coraz śmielej wchodzą w azjatycką dyplomację.

Woda będzie w XXI wieku tym, czym była ropa w wieku XX. A Indus, najważniejszy dopływ życia dla Pakistanu, już teraz zamienia się w narzędzie presji, dominacji i ryzyka nuklearnego. jeżeli świat nie zareaguje teraz, może się obudzić dopiero wtedy, gdy po drugiej stronie globu naprawdę coś wybuchnie. I wówczas nie będzie to już tylko konflikt regionalny, ale globalne tsunami skutków — energetycznych, migracyjnych, geopolitycznych.

Idź do oryginalnego materiału