Wojna na pełnej? Atak Izraela, zemsta Iranu i nuklearny miecz Damoklesa nad Bliskim Wschodem oraz światowymi rynkami

1 miesiąc temu
  • Czy na Bliskim Wschodzie wybuchnie kolejna wojna na pełną skalę? Pytanie to zadają sobie nader liczni obserwatorzy po kolejnych akcjach Izraela, których celem był Iran – a na które ten z różnych przyczyn musi odpowiedzieć. I to widowiskowo.
  • Region ten dotąd znany jest z ciągłych konfliktów, przeważnie mają one jednak nieregularny charakter. Istnieją jednak czynniki, które mogą wpłynąć na przewartościowanie bliskowschodniej architektury (nie)bezpieczeństwa.

Śmierć Ismaila Hanija w Teheranie w wyniku izraelskiego zamachu uruchomiła kolejne błędne koło wojny na Bliskim Wschodzie. Ładunek wybuchowy, który zabił szefa biura politycznego Hamasu przybyłego na inaugurację nowego prezydenta Iranu, zabił nie tylko jego. Był także ogromnym ciosem wizerunkowym.

Co więcej, w wyniku izraelskiej akcji dzień wcześniej zginął także drugi w hierarchii członek Hezbollahu, Fuad Szukr. Na te ataki Iran, biorąc pod uwagę realia polityki na Bliskim Wschodzie, po prostu musi odpowiedzieć. I to najlepiej krwawo i widowiskowo – nic tak nie naprawia nadszarpniętego autorytetu jak odpowiedni „headcount”…

Iran wyraźnie to zresztą zapowiedział. Ajatollah Ali Chamenei, rahbar i faktyczny władca Iranu, ogłosił, iż siły irańskie uderzą bezpośrednio w terytorium Izraela. Także nowy prezydent Iranu, Masud Pezeszkian, a także przedstawiciele Hezbollahu składali podobne obietnice. Zemsta, widowiskowa, wybuchowa i wystrzałowa, musi nastąpić.

Tyle, iż do podobnych incydentów dochodziło w przeszłości już wielokroć – i wszystko dotąd rozchodziło się po kościach. Zaledwie niedawno, na wiosnę tego roku, Iran po raz pierwszy bezpośrednio zaatakował Izrael pociskami rakietowymi. Miało to miejsce w odpowiedzi na izraelskie bombardowanie irańskiego konsulatu w Damaszku.

Atak, tyleż widowiskowy, co mało skuteczny, wówczas i owszem nastąpił. Wielkie ilości użytkowników mediów społecznościowych z Bliskiego Wschodu radowało się i wiwatowało, ciesząc się symboliką. kilka jednak prócz symboliki (i polityki) z tego uderzenia wypłynęło. A i w dalszej przeszłości wielokrotnie dochodziło do izraelskich nalotów – na cele w Libanie, Syrii, Iraku. I tyle. Nic w istocie to nie zmieniło.

Warto bowiem zauważyć, iż zmiana status quo żadnemu z politycznych graczy nie jest tam na rękę. Izrael nie ma wystarczających rezerw demograficznych, by prowadzić długie i wyczerpujące wojny. Z kolei Iran (a niegdyś kraje arabskie) nie dysponuje stosownymi zasobami technologicznymi, by pokonać Izraelczyków w symetrycznym konflikcie. Graczom zewnętrznym – jak USA czy Chinom – pomimo odmiennej retoryki zależy przede wszystkim na spokoju w regionie.

Czy zatem i tym razem wszystko będzie jak zwykle? Izrael będzie prowadził swoje operacje spod znaku płaszcza i szpady (i ukrytej bomby), a Iran i jego sprzymierzeńcy z „Osi Oporu” (Hezbollah, jemeńscy Huti, szyickie milicje z Iraku i Syrii etc.) będą odpowiadać atakami pocisków rakietowych, dronów i tym podobnych środków asymetrycznych – ale wszystko to nie będzie naruszać względnej stabilności układu sił na Bliskim Wschodzie?

Być może niekoniecznie. Długofalowe działania Irańczyków prowadzą bowiem do zasadniczego przewartościowania układu bezpieczeństwa w tamtym regionie świata. Efekt taki może mieć już sama strategia „Osi Oporu”. Zakłada ona wciągnięcie Izrael w przewlekły, nękający i wyczerpujący konflikt bez wyraźnego rozstrzygnięcia.

Celem nie jest tutaj pokonanie państwa żydowskiego, ale samo podtrzymywanie konfliktu. To bowiem angażuje – i wyczerpuje – zasoby, siły i energię izraelskiego społeczeństwa, których to może po prostu nie mieć. Warto bowiem pamiętać, iż populacja Izraela, pomimo całego zaawansowania jego gospodarki i technologii, to zaledwie niecałe 10 milionów ludzi. W skali ludności regionu – kropla w morzu.

To jednak może zejść na dalszy plan wobec doniesień, jakie poczynają się pojawiać. Oto bowiem amerykańskie służby wywiadowcze w swych raportach (i to choćby tych upublicznionych) stwierdzać mają, iż Iran znacząco zbliżył się do perspektywy pozyskania broni jądrowej. Izrael wielokroć odgrażał się co prawda, iż do tego nie dopuści, to samo czyniło też wielu amerykańskich polityków.

Faktem jest jednak, iż poświęcając odpowiednie zasoby, czas i wysiłek, Iran jest w stanie tego dokonać. Jak zresztą większość uprzemysłowionych państw na świecie – które nie czynią tego ze względów ekonomicznych lub politycznych. Nie zaś dlatego, iż militarna technologia nuklearna jest zupełnie nieosiągalna.

Pytanie, które jest tu bardziej zasadne, brzmi raczej – jakie byłby skutki nuklearnego Iranu? Broń atomowa, prócz swojej oczywistej i niepodważalnej siły destrukcyjnej, jest bowiem orężem w równej mierze psychologicznym co bojowym.

Idź do oryginalnego materiału