Koncern Disney uważa, iż jednemu z akcjonariuszy nie należą się miejsca w radzie nadzorczej firmy. Akcjonariusz ów krytykuje bowiem polityczne zaangażowanie firmy i poprawność polityczną, która w kolejnych produkcjach filmowych koncernu okazuje się ważniejsza niż ich popularność pośród odbiorców.
Inwestor Nelson Peltz, założyciel funduszu hedgingowego Trian Partners, ubiega się o dwa miejsca w radzie nadzorczej Disney’a. w tej chwili ciało to „nadzorcze” jest głównie z nazwy – jest bowiem zdominowane przez apologetów i entuzjastów prezesa Boba Igera.
Iger, długoletni prezes firmy, uchodzi za autorytet, wizjonera, etc. Rzecz jednak w tym, iż to w toku jego rządów Disney notuje coraz gorsze wyniki finansowe i rynkowe – a zarazem coraz głębiej angażuje się w lewicujący aktywizm ideowy, nadając swoim produkcjom wydźwięk polityczny i kierując się w decyzjach biznesowych przesłankami politycznymi.
Get woke, go broke
I te zjawiska Peltz w toku swej publicznej kampanii ostro punktuje. Zarzuca zarządowi, iż Disney zatracił niegdyś dominującą pozycję w filmografii. Zadaje też obrazoburcze pytania o to, dlaczego obsady filmów dobierane są z klucza rasowego i płciowego? Zaś w ramach promowania „róznorodności”, czemu dobiera się absolutnie nie-różnorodne ekipy złożone wyłącznie z czarnoskórych (jak w przypadku Black Pather) czy kobiet (The Marvels)?
Nelson Peltz przyznał, iż nie ma nic przeciwko zróżnicowanym obsadom, jednak nie widzi powodu, dla którego określone grupy miałyby być w szczególności promowane – a inne nie. Działania takie mają być, jego zdaniem, nie tylko bezpodstawne, ale i szkodliwe dla firmy.
Szkodliwe ma być też upolitycznienie filmów. Jak stwierdził założyciel Trian Partners, ludzie decydują się wybrać na film dla rozrywki. Nie zaś po to, aby wysłuchiwać przesłania ideologicznego suflowanego przez reżysera czy firmę. Dodał przy tym, iż nie jest jego planem próba zwolnienia prezesa, ale raczej pomoc w korekcie „głupiego” kursu firmy.
Świeckie świętokradztwo
Rzecz jednak w tym, iż powyżej opisana polityka personalna i korporacyjny aktywizm polityczny są bezpośrednio wiązane z Igerem. Peltz zaś, formułując (i to jeszcze publicznie) powyższe kwestie, poważył się na akt uchodzący w Disney’u za niedopuszczalny, czyli krytykę wszechwładnego prezesa.
Ten ostatni sam przyznał w swojej autobiografii, jak ważne jest dla niego wykorzystanie swojej pozycji by „zdywersyfikować” grono disneyowskich bohaterów. Były one bowiem „zdominowane przez białych mężczyzn”, co – w przeciwieństwie do stuprocentowo czarnych lub mniejszościowych obsad – jest dla pana prezesa absolutnie niedopuszczalne.
Nie zaskoczył wobec tego fakt, iż uwagi inwestora zostały przez rzecznika firmy szorstko i niemal nieuprzejmie zbyte. Pytany o podnoszone przez inwestora pytania i problemy, stwierdził, iż „właśnie z ich powodu Nelson Peltz nie powinien być [dopuszczony] w pobliżu kreatywnie kierowanej firmy”.
Disney w ponurym cieniu tęczy
Kontrowersje wokół Disney’a najpewniej zaostrzy najnowsza decyzja personalna. Reżyserię kolejnego filmu z uniwersum Gwiezdnych Wojen powierzono bowiem niejakiej Leslie Headland. Pani Headland swoją pozycję w Hollywood budowała zaś jako asystentka niesławnego Harvey’a Weinsteina.
Co więcej, opublikowany niedawno trailer jej filmu został „zmasakrowany” opiniami fanów. Headland jest jednak queerową aktywistką, zaś do Gwiezdnych Wojen chce wprowadzić intersekcjonalną wrażliwość. I to dla zarządu Disney’a okazuje się ważniejsze.
Założyciel Trian Partners ani myśli ustępować. Zdobył on publiczne poparcie grona akcjonariuszy Disney’a, którzy przed głosowaniem podpisali popierający go list. Równie liczne jest grono tych, którzy zapewniają o swoim niewzruszonym poparciu dla Igera i żądają, aby miejsca w radzie obsadzić nominatami prezesa.
Walne zebranie akcjonariuszy, które ma zdecydować o obsadzie stanowisk w radzie nadzorczej, ma się odbyć 3. kwietnia tego roku.