Wybory połówkowe 2022 – nowy krajobraz amerykańskiej polityki

1 rok temu
  • Wyniki wyborów połówkowych w 2022 r. oznaczają podzieloną władzę federalną w Stanach Zjednoczonych.
  • Wyborcy z mniejszości etnicznych i rasowych, jak Latynosi czy czarni coraz częściej przenoszą swoje poparcie na Partię Republikańską jako tą, która lepiej reprezentuje ich wizję świata i interesy. Oznacza to konieczność zmiany polityki Partii Demokratycznej, jeżeli chce ona przez cały czas mieć większość w tych grupach.
  • Zwycięzcami wyborów są Ron De Santis, Marco Rubio czy Glenn Youngkin wśród Republikanów oraz Joe Biden wśród Demokratów ze względu na uzyskane poparcie. Donald Trump poniósł porażkę wizerunkową, ponieważ większość wspieranych przez niego kandydatów przegrała w swoich wyścigach. Osłabia to jego pozycję w prawyborach przed wyborami prezydenckimi w 2024 r.
  • Podzielony Kongres nie oznacza znaczącej zmiany w polityce zagranicznej Stanów Zjednoczonych, wobec ponad partyjnego porozumienia w kwestii polityki wobec Chin i raczej niewielkie korekty w polityce wobec Rosji.

Wybory w połowie kadencji prezydenckiej w USA przeważnie są plebiscytem nad urzędującym prezydentem i jego partią. Przeważnie wyborcy amerykańscy głosują na partię opozycyjną, której wielokrotnie udawało się uzyskać większość w Kongresie. W 2022 r. Demokratom udało się utrzymać większość w Senacie, ale utracili ją w Izbie Reprezentantów, w której Republikanie będą mieli niewielką większość. Oznacza to, iż oprócz konieczności przekonywania własnych członków, jak w przypadku senatorów umiarkowanych (Joe Manchina i Krysten Synema) Partii Demokratycznej, konieczne będzie też objęcie wspólnego stanowiska z republikańską większością w niższej izbie parlamentu. Utrudni to realizację agendy prezydenta Joe Bidena, zwłaszcza w części promowanej przez progresywne skrzydło Demokratów.

Kampania wyborcza była podobnie jak wszystkie w ostatnich latach intensywna i brutalna. Podziały w amerykańskim społeczeństwie są bardzo duże i w zasadzie większość tematów podejmowanych w dyskusjach, dzieli Amerykanów. Dotyczy to: moralności, kultury, tradycji, gospodarki, polityki zagranicznej czy ochrony granic. Kwestią dodatkowo dzielącą wyborców obu partii są rzucane zresztą przez obie strony oskarżenia o nieprawidłowości w przeprowadzaniu wyborów. Problemy z wyznaczaniem granic okręgów wyborczych czy liczeniem głosów nie są niczym nowym w amerykańskiej polityce; choćby samo określenie Gerrymanderyzm oznaczające wytyczanie granic okręgów wyborczych i faworyzujące jedną z partii powstało już w XIX w. w tej chwili jednak w silnie spolaryzowanej polityce amerykańskiej problemy te nabierają dodatkowego ciężaru. Z kolei kwestią sprzyjającą w pewnych okręgach Partii Demokratycznej było orzeczenie Sądu Najwyższego przywracające do poziomu stanów prawo regulowania aborcji. Wykorzystano je do mobilizacji części elektoratu tej partii, dla którego jest to ważna kwestia polityczna.

Trudna sytuacja gospodarcza spowodowana wysoką inflacją, wysokimi cenami energii i kosztami życia codziennego oraz rosnącą przestępczością zwiększały szansę na zwycięstwo znajdującej się w opozycji partii republikańskiej. Jednak zapowiadana przez jej polityków tzw. czerwona fala, nie miała miejsca. Przyczyną takiego stanu rzeczy była m.in. jakość kandydatów wystawionych przez Republikanów. Na fali swojej popularności były prezydent Donald Trump miał duży wpływ na te nominacje. Według części obserwatorów jednak to właśnie ci kandydaci, często nowicjusze w polityce, nie byli w stanie przyciągnąć do siebie wyborców spoza republikańskiej bazy. Stąd zwycięstwo Demokratów wśród wyborców niezależnych, czyli nieafiliowanych przy żadnej z głównych partii w USA. Powodem tego było m.in. skupienie się tychże polityków na tezie o sfałszowaniu wyników wyborów prezydenckich na niekorzyść Trumpa w 2020 r. Dotyczyło to też kandydatów Demokratów próbujących podważać wyniki wyborów. Mimo braku większości w Senacie pojawiły się pozytywne trendy dla Republikanów w tych wyborach. Pierwszy z nich to duża grupa młodszego pokolenia polityków, którzy koncertując się na agendzie konserwatywnej, odnieśli zdecydowane zwycięstwa. Do tej grupy zaliczyć można gubernatora Florydy Rona De Santisa, który zdecydowanie wygrał reelekcję oraz Marco Rubio, który w podobny sposób obronił swoje miejsce w Senacie. Udało się też przejąć kilka miejsc w Izbie Reprezentantów z tzw. stanów niebieskich tj. Kalifornia i Nowy York o elektoracie w większości popierającym Partię Demokratyczną. Drugim znaczącym osiągnięciem było przyciągnięcie przez Partię Republikańską kolejnych wyborców latynoskich, czarnych i białych kobiet. Są to te grupy, które do niedawna stanowiły „bazę” dla Demokratów. Zgodnie z badaniem przeprowadzonym przez AP VoteCast widać niekorzystny trend dla Partii Demokratycznej we wszystkich wymienionych grupach wyborców. Latynosi, tradycyjnie, w większości zagłosowali na Demokratów, ale od 2018 r. różnica między nimi a Partią Republikańską zmniejszyła się z 34 proc. w 2018 r. i 28 proc. w 2020 r. do 17 proc. w 2022 r. Podobnie wśród czarnych wyborów 14 proc. zagłosowało na kandydatów republikańskich w tegorocznych wyborach w porównaniu do 8 proc., dwa i cztery lata wcześniej. jeżeli chodzi o białe kobiety z wyższym wykształceniem, to Republikanie zmniejszyli przewagę Demokratów do 6 proc. w tych wyborach. W latach 2018 i 2020 kobiety z tej grupy oddały 19 proc. i 21 proc. głosów więcej na Partię Joe Bidena. Republikanom udało się wygrać w grupie białych kobiet pochodzących z przedmieść o 6 proc., a wśród kobiet jako grupy Demokraci wygrali tylko 1 procentem głosów. Trend ten – obok przejmowania głosów tzw. niebieskich kołnierzyków, czyli robotników – osłabia tradycyjny elektorat Partii Demokratycznej. Dotąd przewidywano, iż zmiany demograficzne w społeczeństwie USA, związane z rosnącą liczbą wyborców z mniejszości rasowych i etnicznych, mogą doprowadzić do znacznego wzmocnienia Demokratów, prowadząc wręcz do ich dominacji w amerykańskiej polityce. Jednak to badanie, jak i wyniki kolejnych wyborów pokazują zmianę nastawienia rosnących liczebnie grup wyborców jak Latynosi, którzy coraz częściej wybierają Republikanów. Wskazuje się, iż w większości przypadków fasadowe poparcie udzielane przez Demokratów mniejszościom etnicznym oraz pomijanie ich realnych problemów, jak wysoka przestępczość w kampaniach kandydatów tej partii wraz z traktowaniem ich głosów jako pewnych dla Partii Demokratycznej spowodowało stopniowy odpływ tego elektoratu. Dodatkowo progresywne hasła dotyczące rodziny, kultury czy religie dominujące w ostatnich latach w programach amerykańskiej lewicy odpychają przeważnie konserwatywnych światopoglądowo wyborców latynoskich. W pewnym stopniu dotyczy to też czarnych wyborców.

Rosnąca migracja ze stanów zarządzanych przez Demokratów (gdzie koszty życia są większe, poziom przestępczości wysoki, a stan usług publicznych pozostawia wiele do życzenia) do stanów pod zarządem Republikanów, również nie przyczyniła się w tegorocznych wyborach do zmiany poparcia w poszczególnych stanach. Na Florydzie, która ze stanu obrotowego (swing state) w wyborach zmieniła się w stan zdominowany przez Partię Republikańską i w Teksasie, gdzie osiedla się wielu dawnych mieszkańców Nowego Yorku czy Kalifornii, zwycięstwo odnieśli kandydaci republikańscy. Oznacza to, iż nowi mieszkańcy tych stanów poparli raczej urzędujących polityków z Partii Republikańskiej, a nie ich konkurentów. To też niezbyt korzystny dla Partii Demokratycznej obrót wydarzeń, ponieważ osoby przenoszące się do „republikańskich” stanów, to zwykle najbardziej przedsiębiorczy mieszkańcy, poszukujący możliwości prowadzenia w nowym miejscu swoich interesów.

Rezultatem takich wyników wyborów połówkowych jest zmiana układu sił w amerykańskich partiach politycznych w kontekście wyborów prezydenckich w 2024 r. W Partii Republikańskiej swoją kandydaturę ogłosił już Donald Trump, ale jego notowania są znacznie słabsze niż jeszcze przed głosowaniem. Większość popieranych przez niego kandydatów przegrała z konkurentami z Partii Demokratycznej. Wobec kolejnej porażki, a za taką uważa się brak przejęcia obu izb Kongresu, w Partii Republikańskiej coraz większa grupa polityków oraz sponsorów zaczęła domagać się zmiany kursu i odejścia od Trumpa jako lidera partii. Stąd duża liczba potencjalnych kandydatów w prawyborach prezydenckich w Partii Republikańskiej. Ponieważ coraz więcej sponsorów, szczególnie tych największych, deklaruje poparcie dla innych kandydatów, to Trump będzie miał niełatwe zadanie przekonania kierownictwa Republikanów, iż może przynieść tej partii zwycięstwo w kolejnych wyborach. Zwłaszcza iż tacy politycy jak De Santis, Ted Cruz czy Glenn Youngkin potrafili przedstawić konserwatywną alternatywę dla progresywnego programu Demokratów w sposób atrakcyjny i przyciągnąć do siebie wyborców niezależnych oraz część niezadowolonych z tego, w jakim kierunku idzie partia Demokratów. Są też znacznie mniej kontrowersyjni w swoich wypowiedziach, przez co nie dzielą tak silnie społeczeństwa jak były prezydent. Problemem może być jego duża wiara w siebie, często wyrażana w narcystyczny sposób. Stąd też poważne obawy o możliwość wygrania następnych wyborów przy założeniu, iż to Trump będzie kandydatem Republikanów. Zwłaszcza jeżeli Demokraci zdecydują się na wystawienie umiarkowanego kandydata jak Joe Manchin, senator z West Virginii, który w mijającej kadencji Kongresu potrafił sprzeciwić się większości progresywnych postulatów zgłaszanych przez administrację Joe Bidena. Wobec słabych wyników polityków promowanych przez Trumpa choćby jego byli współpracownicy, jak Mike Pence, Mike Pompeo czy Niki Haley rozważają poważnie wystawienie swojej kandydatury w republikańskich prawyborach.

Podobne problemy ma też Partia Demokratyczna, w której po utrzymaniu Senatu i lepszych niż oczekiwano wynikach w Izbie Reprezentantów, Joe Biden skłania się do walki o drugą kadencję. Jednak jego szanse rosną jedynie w przypadku ponownego starcia z Trumpem. Pozostali ewentualni kandydaci republikańscy, zwłaszcza Ron De Santis w sondażach przeprowadzanych w ostatnim czasie, wygrywają ewentualne starcie z Bidenem. Oczywiście do samej kampanii pozostało czas, ale nie działa on na jego korzyść, ponieważ kryzys gospodarczy i coraz bardziej widoczne problemy ze zdrowiem obecnego prezydenta będą się nasilać. w tej chwili Biden ma bardzo niskie poparcie wśród wyborców (w okolicach 40 proc. pozytywnych ocen). To powoduje niepokój kierownictwa Partii Demokratycznej. Jednak problem stanowi brak alternatywy dla obecnego lidera partii. Większość kandydatów w prawyborach z 2020 r. ma zbyt progresywne poglądy, żeby zostać wybranymi w wyborach ogólnokrajowych. Szansę daje jedynie wystawienie, podobnie jak w wyborach połówkowych, kandydata umiarkowanego. Jednak biorąc pod uwagę przez cały czas duże wpływy progresywnego skrzydła Demokratów, może być o to bardzo trudno. Z kolei Kamala Harris, jako wiceprezydent, naturalny kandydat w następnych wyborach prezydenckich, ma jeszcze gorsze notowania wśród wyborców niż Biden. Zatem jeżeli obecny prezydent zdecyduje się walczyć o reelekcję, a wiele na to wskazuje, Partia Demokratyczna stanie przed poważnym wyzwaniem, jeżeli będzie chciała utrzymać najwyższe amerykańskie stanowisko.

Warte odnotowania jest też wystawienie przez Demokratów do niższej Izby Kongresu w większości umiarkowanych polityków, zdolnych przyciągnąć nie tylko ich żelazny elektorat, ale też wyborców niezależnych. Progresywni politycy będą mieli w nowym Kongresie mniejszy wpływ na prowadzone działania niż w poprzedniej kadencji. To też wynik zmiany struktury Partii Demokratycznej po tych wyborach. Takie podejście oraz przegrana większości kandydatów wskazanych przez Trumpa po stronie Republikanów wskazuje, iż przez cały czas większość amerykańskich wyborców ma poglądy centrowe, dalekie od obu skrajnych frakcji partii politycznych.

Znamienne jest też przeznaczenie w tym cyklu wyborczym przez firmy Big Tech minimalnie większych funduszy na wsparcie partii republikańskiej niż demokratycznej, pomimo iż ta ostatnia przez ostatnie dwa lata kontrolowała całość władzy federalnej. Działanie te mają przygotować grunt pod rozwiązania prawne sprzyjające utrzymaniu przez firmy Big Tech dominującej pozycji na rynku cyfrowym. Oznacza to, iż potrzeba ochrony zysków staje się w kierownictwie tych firm większa niż ideologiczne postawy do tej pory kształtujące ich podejście do poparcia dla partii politycznych. Z drugiej strony wprowadzona przez te korporacje cenzura, uderzająca w konserwatywnych użytkowników może odbić się na nich w postaci zniesienia sekcji 230 ustawy z 1996 r. regulującej zasady ich działania. Korporacje będą więc mogły być pociągane do odpowiedzialności za zawartość informacji zamieszczanych przez użytkowników, jednocześnie pozwalając dowolnie kształtować zawartość swoich stron, co przełożyło się na cenzurowanie poglądów niezgodnych z popieranymi przez szefów i część pracowników Big Tech. Z drugiej strony możliwe będzie dzięki republikańskiej większości wstrzymanie zastosowania prawa antytrustowego wobec cyfrowych gigantów. Partia Republikańska ma mieć rozwiązania pozwalające na rozwiązanie problemu dominacji na rynku reklamowym Google i Apple bez uciekania się do tych przepisów. Z kolei firmy z branży wydobywczej również mogą odnieść korzyści ze zmiany układu sił w Kongresie. Republikanie popierają ułatwienia dotyczące prowadzenia wydobycia na gruntach federalnych, projekt tej ustawy zyskał poparcie nie tylko Partii Republikańskiej, ale też umiarkowanych demokratów jak Joe Manchin. Zmniejszona będzie też presja na wprowadzanie rozwiązań związanych z transformacją energetyczną i tzw. zielonymi technologiami. Bardziej ambitne projekty z tego obszaru mogą być blokowane w Izbie Reprezentantów przez większość republikańską.

Jeśli chodzi o politykę zagraniczną, to w USA największe uprawnienia w tym zakresie posiada prezydent. Oznacza to, iż niezależnie od wyniku wyborów jej dotychczasowa linia się nie zmieni, w efekcie wspieranie Ukrainy materialnie i sprzętowo oraz polityka konfrontacji z Chinami będzie utrzymana. Dla Polski ważne jest, iż dotychczas w obu partiach przeważa pogląd o konieczności wspierania Ukrainy oraz państw wschodniej flanki NATO, gdyż jest to w amerykańskim interesie. choćby zapowiadane przez Republikanów sprawdzenie wydatkowania środków na pomoc dla Kijowa ma raczej na celu wykazanie należytego nadzoru nad tymi działaniami, a nie całkowite wstrzymanie tej pomocy. Niestety w obu partiach są grupy izolacjonistów nawołujące do szybkiego zakończenia konfliktu i skupienia się na problemach wewnętrznych USA oraz rywalizacji z Chinami. Zagrożeniem dla dotychczasowej linii amerykańskiej polityki wobec Ukrainy mogą być rozmowy o kolejnych pakietach pomocy do rozgrywek między obiema partiami w czasie negocjacji budżetowych. Na razie panuje ponadpartyjne porozumienie w sprawie dalszego wspierania Ukrainy. Podobne stanowisko jest zajmowane wobec Chin jako głównego oponenta USA w rywalizacji o wiodące miejsce w światowej polityce. Tradycyjnie Partia Republikańska może domagać się zwiększenia nakładów na obronność. Kongres choćby w poprzednim składzie zwiększył środki przeznaczone na armię zaplanowane przez administrację Bidena. Będzie to oznaczało też większe zamówienia w firmach zbrojeniowych, które od wielu lat mają duży wpływ na politykę amerykańską poprzez kompleks wojskowo-przemysłowy. w tej chwili mogą argumentować, iż doświadczenia wojny w Ukrainie pokazują konieczność rozbudowania zdolności produkcyjnych, aby móc prowadzić intensywną wojnę. Ponieważ obie partie głosowały w większości za zwiększeniem budżetu proponowanego przez administrację Bidena, to można oczekiwać, iż podobne propozycje będą miały też pozytywny wydźwięk wśród kongresmenów w przyszłości.

Wyniki ostatnich wyborów przyniosły z jednej strony podział władzy na szczeblu centralnym, a z drugiej wskazówkę, jaki rodzaj kandydatów oraz programu jest najbardziej oczekiwany przez wyborców w Stanach Zjednoczonych. Skupienie się na aktualnych problemach związanych z kryzysem gospodarczym czy wyraźne przeciwstawienie się skrajnej progresywnej agendzie przyniosło Republikanom sukces w większości okręgów wyborczych. Porażka większości kandydatów wspieranych przez Donalda Trumpa oznacza trudniejszą drogę do wygrania nominacji tej partii przez byłego prezydenta w 2024 r., jednocześnie wielu polityków republikańskich nie ukrywa swoich zamiarów kandydowania w prawyborach w tej kampanii. Wobec słabego wyniku osób popieranych przez Trumpa ich szanse na pokonanie go rosną. Dla Demokratów ta kampania także pokazała, iż nominowanie progresywnych kandydatów nie przynosi, oprócz kilku wielkomiejskich okręgów wyborczych, pozytywnych rezultatów. To właśnie umiarkowani kandydaci przyczynili się do lepszego, niż oczekiwano wyniku tej partii w wyborach połówkowych. Daje to szansę na zachowanie umiejętności porozumienia między obiema partiami w sprawach szczególnie ważnych dla USA, jak rywalizacja z Chinami czy Rosją. W obu tych obszarach panuje ponadpartyjne porozumienie, co do kierunku amerykańskiej polityki, a większa grupa umiarkowanych posłów z obu partii powinna tę tendencję wzmocnić. Dla Polski ważne jest, aby nowy Kongres utrzymał dotychczasowy poziom poparcia dla polityki wspierania Ukrainy przez obecną administrację. o ile wewnętrzne spory zakłócą ten kierunek polityki, to zagrożone będą interesy nie tylko USA, ale też ich sojuszników jak Polska. Możliwe wzmocnienie przemysłu wydobywczego w Stanach Zjednoczonych i zwiększenie eksportu ropy naftowej oraz gazu ziemnego może też przynieść efekt w postaci obniżenia cen tych surowców na rynkach światowych. Z drugiej strony zapowiadane śledztwa republikańskie, jeżeli zostanie utrzymana jedność jej przedstawicieli, mogą oznaczać jeszcze większe napięcia w amerykańskiej polityce wewnętrznej. Należy oczekiwać, iż im bliżej będzie do wyborów prezydenckich, tym większe będzie znaczenie polityki wewnętrznej dla obu partii. Polityka zagraniczna nie powinna ulec znaczącym zmianom – raczej należy oczekiwać korekt w jej sposobie uprawiania niż odejścia od podstawowych założeń.

Idź do oryginalnego materiału