Narracje kulturowe celebrujące indywidualne osiągnięcia lub konsumpcję mogą zmniejszyć płodność choćby w społecznościach bogatych w zasoby.
Z Ronaldem D. Lee rozmawia Sebastian Stodolak
Co perspektywa ewolucyjna wnosi w rozumienie procesów demograficznych?
Wpływ ewolucji na płodność ukształtował się dziesiątki tysięcy lat temu. Na tle innych gatunków ludzie wyróżniają się niską płodnością. W tradycyjnych populacjach, tj. wśród łowców zbieraczy, dzietność wynosiła 4- 5 dziecina kobietę.
To mało?
Inne gatunki miewają dziesiątki czy setki potomstwa. To dość łatwo wyjaśnić: dzieci pozostają zależne od dorosłych przez 18- 20 lat, czyli znacznie dłużej niż w przypadku innych naczelnych. Ludzkiemu potomstwu trzeba dostarczać duże ilości energii ze względu na rozwój mózgu. Badania współczesnych populacji łowiecko-zbierackich pokazują, iż kobieta nie była w stanie samotnie wychowywać wielu dzieci w trudnych warunkach. Dlatego polegano na systemie kooperatywnym, obejmującym nie tylko matki, ale także ojców, dziadków, ciotki, wujków, starsze rodzeństwo, a nawet- niespokrewnionych członków grupy, którzy dzielili się jedzeniem i obowiązkami.
„Potrzeba wioski, by wychować dziecko…”
A wówczas plemienia czy stada. System ten skrócił odstępy między kolejnymi ciążami do 3- 4 lat. U szympansów lub bonobo sięgają one 5- 6 lat, a u orangutanów 8- 9 lat. W społeczeństwach łowiecko-zbierackich szczególną rolę w procesie wychowania pełniły babcie, czyli kobiety po menopauzie, które poświęcały pozostałe 15- 20 lat życia na pomoc córkom w opiece nad wnukami i poszukiwaniu pożywienia. Taki układ wspierał stabilną płodność mimo intensywnych inwestycji w każde dziecko.
Jeszcze do niedawna babcie odgrywały istotną rolę wychowawczą. Zmieniło się to od czasu urbanizacji połączonej z migracją do miast. Dziadkowie zostawali na wsi, więc nie mogli się zbytnio angażować w opiekę nad wnukami. Czy to zjawisko ogranicza dzietność?
Jako młody adiunkt na Uniwersytecie Michigan doświadczyłem tego na własnej skórze. Moja żona i ja wychowywaliśmy trójkę dzieci w domu jednorodzinnym. Zrozumieliśmy wtedy, iż pogodzenie dwóch karier jest niezwykle trudne. Jak ja zazdrościłem absolwentom mieszkającym w mieszkaniach komunalnych!
Dlaczego?
Ich mieszkania były rozmieszczone wokół dziedzińca. Dzięki temu pary mogły w naturalny sposób dzielić się obowiązkami związanymi z opieką nad dziećmi. Przypominało to spółdzielcze układy łowców zbieraczy. Dzieci bawiły się bezpiecznie razem, a rodzice wymieniali się obowiązkami. To, w jakim stopniu migracje izolują młode rodziny od dziadków i zwiększają koszty opieki nad dziećmi, zależy od kraju. W Stanach Zjednoczonych około połowa rodzin mieszka w odległości 10 mil od dziadków, co ułatwia rodzinne wsparcie. W Europie sytuacja może być trudniejsza. Ale pańska obserwacja podpowiada, iż można by wprowadzić rozwiązania łagodzące ten problem.
Jakie?
System wspólnej opieki nad dziećmi lub polityki zachęcające do wielopokoleniowej bliskości. Niestety, odtworzenie wspierających sieci, które w przeszłości umożliwiały wyższą płodność, wymagałoby głębokiej transformacji kulturowej i strukturalnej.
Ludzka dzietność ewoluowała na przestrzeni tysiącleci. Czy w czasach zbieracko-łowieckich była najwyższa?
Nie. Była zaledwie wystarczająca do przetrwania populacji. Dzietność wzrosła dopiero po ewolucji neolitycznej – do ok. sześciu urodzeń na kobietę. Jednocześnie w osiadłych społecznościach zwiększyła się gęstość zaludnienia, a z nią śmiertelność, np. z powodu chorób zakaźnych. W przedindustrialnej Europie współczynnik dzietności wynosił średnio 4-5 urodzeń na kobietę, czyli blisko poziomu z okresu zbieracko-łowieckiego. Miało to związek m.in. z późnym wiekiem zawierania małżeństw – w niektórych społeczeństwach wynosił on choćby 25- 28 lat. W porównaniu ze współczesnymi wskaźnikami dzietności – często poniżej dwóch urodzeń – te historyczne wydają się wysokie. Dobór naturalny faworyzował nie maksymalizację płodności, ale jej optymalizację, czyli gwarantował, iż wystarczająca liczba potomstwa przeżyje do dorosłości, aby przedłużyć linię. Niektóre gatunki wyewoluowały tak, by produkować nieliczne potomstwo przydużych inwestycjach, w innych rodzą się setki dzieci, z których tylko kilkoro przeżywa i ma minimalną opiekę rodzicielską.
Czy istnieje wskaźnik płodności „preferowany” przez ewolucję?
Zbyt mała liczba potomstwa grozi wyginięciem linii. Zbyt duża liczba potomstwa obciąża zasoby, zmniejszając wskaźniki przeżywalności i reprezentację genetyczną. Łowcy zbieracze zarządzali tą równowagą z niezwykłą precyzją. jeżeli kobieta zaszła w ciążę, gdy jeszcze karmiła piersią pierwsze dziecko, często praktykowała dzieciobójstwo. Nie miała wystarczająco zasobów, by opiekować się dwójką dzieci urodzonych w bliskich odstępach czasu. Podobnie było, jak umierał ojciec: grupa zwykle 15-20 osób w trzech lub czterech gospodarstwach domowych – również mogła wybrać dzieciobójstwo, nadając priorytet zasobom. Odzwierciedla to zachowania obserwowane u ptaków: optymalna wielkość lęgów maksymalizuje przeżycie piskląt, a nadmiar jaj jest czasami odrzucany.
Czy dobrze rozumiem, iż w społeczeństwach łowiecko-zbierackich dzieci były uznawane za ciężar ze względu na ich długotrwałą zależność od rodziców?
Dzieci były przede wszystkim konsumentami zasobów, do których pozyskania nie mogły się przyczynić. Środowisko było niebezpieczne, a polowanie wymagało umiejętności, w których biegłość osiągało się po czterdziestce. Dziewczęta mogły pomagać w zbieractwie, ale ich wydajność sięgała może jednej trzeciej czy połowy wydajności dorosłego. W przypadku dzieci szczyt konsumpcji netto przypadał w wieku 10- 12 lat. Malała ona wraz ze zbliżaniem się 18- 20 lat. Dzieci zaczynały wtedy wnosić coraz większy wkład w zasoby grupy. Kontrastuje to ze społeczeństwami rolniczymi, w których można było pracować od wczesnych lat. Łowcy zbieracze stosowali przemyślane strategie reprodukcyjne. Byli wyczuleni na punkcie kosztów i dokonywali świadomych wyborów, biorących pod uwagę dostępność zasobów.
Śmiertelność to jedyny czynnik, który uległ zmianie w kontekście reprodukcji wraz z przejściem na osiadły tryb życia?
Oczywiście, iż nie. Wraz z nadejściem rolnictwa ziemia stała się cennym zasobem, regulowanym przez prawa własności, które często przysługiwały osobom starszym. Zmieniło to role ekonomiczne. O ile w społeczeństwie zbieraczy starsi pracowali adekwatnie do końca życia, o tyle w świecie rolniczym ludzie pracowali z wiekiem coraz mniej, a coraz bardziej polegali na pracy swoich dzieci. Osoby starsze mogły pełnić funkcje nadzorcze lub zapewniać opiekę nad potomstwem, ale ich wkład ekonomiczny malał. Dzieci stały się cennymi pracownikami w rolnictwie: pielęgnowały uprawy, zajmowały się zwierzętami gospodarskimi, które nie wymagały specjalistycznych umiejętności. Dzięki bezpieczniejszym dostawom żywności odstępy między narodzinami uległy skróceniu, a płodność wzrosła i pozostała wysoka do czasu rewolucji przemysłowej.
Dlaczego rewolucja przemysłowa obniżyła dzietność? Czy to zgodne z logiką ewolucyjną?
Industrializacja obniżyła wiek zawierania małżeństw, ale pary zaczęły stosować antykoncepcję – stosunek przerywany czy wczesne formy prezerwatyw. To doprowadziło do obniżenia liczby potomstwa pod koniec XIX w. w dużej części Europy. Spadek ten jest trudny do pogodzenia z logiką ewolucyjną. Jedna z hipotez sugeruje, iż myśliwi zbieracze ewoluowali w celu optymalizacji płodności, równoważąc inwestycje na dziecko, aby zapewnić grupie przetrwanie. W społeczeństwach uprzemysłowionych zyski z inwestowania w dzieci – np. z edukacji – stale rosły, co skłoniło rodziców do wybierania mniejszej liczby potomstwa, ale o „wyższej jakości”. Innym czynnikiem jest kultura. Wraz z rozwojem środków masowego przekazu i komunikacji nastąpiło przesunięcie wartości: od sukcesu reprodukcyjnego do uznania społecznego. Na przykład w Brazylii rozpowszechnienie telenowel przedstawiających bezdzietne rodziny korelowało ze spadkiem dzietności. Ludzie naśladowali te modele do tego stopnia, iż nadawali dzieciom imiona bohaterów. Dzietność spadała szczególnie w regionach, w których dostęp do telewizji był większy.
Czy narracje kulturowe mogą być silniejsze niż gatunkowy instynkt przetrwania?
Mają one duży wpływ na płodność, czasami przeważają nad presją ewolucyjną. Narracje się zmieniają – np. sprzyjająca dzietności narracja religijna słabnie. Z drugiej strony – współczynnik urodzeń w Iranie gwałtownie spadł, mimo iż islam jest tam oficjalną religią, a katolicka Francja w XVIII i XIX w. notowała największe spadki dzietności w Europie. W Stanach Zjednoczonych różnice płodności między różnymi wyznaniami też się zmniejszyły. Mormoni i amisze mają nieco wyższe wskaźniki, ale jak długo tak pozostanie? Amisze to mała grupa, która mierzy się z problemami związanymi z niedoborem ziemi i dziedziczeniem. Dalszy wzrost populacji oznacza deficyt zasobów, więc można oczekiwać, iż nastąpi w tym zakresie samoregulacja.
(…)
Cała rozmowa dostępna jest TUTAJ.