Portal X vel Twitter czeka kolejna wojna prawna. Tym razem z australijskimi urzędnikami, którzy chcą decydować o tym, co wolno publikować na Twitterze. Portal uważa, iż uzurpują sobie oni prawa, których nie mają, i zapowiada walkę.
W ostatni poniedziałek doszło do zamachu na biskupa Mar Mari Emmanuela z Asyryjskiego Kościoła Aramejskiego w zachodnim Sydney. Zasztyletować biskupa próbował radykalny islamista, którego „wrażliwość” rozjątrzył fakt krytyki islamu przez duchownego. Zamachowiec, notabene niepełnoletni, został od tego czasu oskarżony o morderstwo.
Niewiele zresztą brakowało, aby obeszło się bez żadnego formalnego procesu. Mieszkańcy okolicy niemal zlinczowali bowiem zainteresowanego, którego uratowała dopiero policja. Która zresztą, zdaniem krytyków, znacznie energiczniej dbała o bezpieczeństwo terrorysty niż jego faktycznych oraz potencjalnych ofiar.
Wybuchły z tego powodu zamieszki, które uspokoiły się dopiero po wielu godzinach. I po tym, gdy bp. Emmanuel poprosił swoich zwolenników o uspokojenie nastrojów. Nagrania z próby zamachu na biskupa od razu rozeszły się po infosferze. Było to o tyle łatwe, iż atak islamistycznego nożownika nastąpił w trakcie transmitowanej na żywo mszy, którą odprawiał biskup.
Stąd też odbiły się one szerokim echem po Internecie. Źródłem, gdzie najszybciej i w największej ilości pojawiały się treści dokumentujące zamach były oczywiście media społecznościowe. W tym przede wszystkim portal X vel Twitter. Już jednak w poniedziałek można było także zaobserwować trudności z dostępem do wcześniej wyświetlanych materiałów. Jak się okazuje, nie był to przypadek.
Władze australijskie zaczęły bowiem cenzurować treści dotyczące ataku. Nie tylko nagrania i zdjęcia, ale również i komentarze i opinie. Pod jakim kątem i z jaką motywacją w myślach ową uruchomiono – nikt nie wie (ale się domyśla). Być może zresztą miało to miejsce nie tylko w Australii, bardziej „wybredne” w udostępnianiu materiałów gwałtownie stały się także media w innych krajach. O nich jednak oficjalnie nie wiadomo. O australijskich natomiast – tak
Twitter bowiem, którego użytkowników owa cenzorska czystka dotknęła, poinformował o tym publicznie. Jak twierdzi, Australijski Komisarz e-Bezpieczeństwa wysłał żądanie usunięcia „niektórych” materiałów i opinii. Twitter dodał przy tym, iż jego zdaniem urząd uzurpuje sobie w ten sposób uprawnienia, których nie posiada, zaś żądanie to jest nielegalne w świetle australijskiego prawa.
Wielmożny organ zagroził jednak rujnującymi grzywnami za każdy dzień widoczności materiałów na portalu (co skądinąd zaczyna być coraz częstszą praktyką instytucji rządowych, sądowniczych i biurokratycznych, gdy zapragną nałożyć blokadę informacyjną na dowolny niepasujący sobie pogląd, informację czy postać).
Co logiczne, X vel Twitter szykuje się na sądową walkę z nakazem Komisarza. Może ona mieć o tyle duże znaczenie, iż jej pozytywny dla portalu wynik trwale ograniczy władzę instytucji rządowych nad nim. Z kolei zwycięstwo organu zwiastowałoby podtrzymanie urzędniczej uznaniowości w decydowaniu o tym, co wolno pisać i jakie opinie wyrażać na Twitterze.