YTO. Ciągniki, które wypełnią lukę po Ursusie?

2 dni temu

Choć wielu wciąż liczy na wznowienie produkcji ciągników w Ursusie, rynek cechuje brak sentymentów i emocji oraz całkowity brak akceptacji dla pustki. Dlatego też nie dziwi, iż do Polski wchodzi coraz więcej firm, głównie z Chin oraz Indii, w tym YTO.

Pytanie jest o tyle zasadne, iż to właśnie jeden z dilerów marki Ursus – SuperTraktor.pl, postanowił włączyć do swojej dość bogatej już oferty ciągniki marki YTO. Firma oczywiście wciąż zajmuje się dystrybucją produktów z logo Ursusa wytwarzanych w Dobrym Mieście, a więc przyczep, pras oraz zgrabiarek. Oprócz tego, w ofercie znajdziemy ciągniki tureckiej marki Basak, ładowarki Hornet oraz wiele innych ciekawych sprzętów, ale tym razem skupimy się na YTO, bowiem taki właśnie ciągnik pojawił się na stoisku firmy na Agrotechu. Firma YTO jest również obecna w Polsce poprzez YTO Polska z Białegostoku.

YTO – Chiński New Holland/John Deere

Skąd takie porównania? Pierwsze wynika z charakteru firmy YTO (Sinomach) – można by przetłumaczyć jako „Pierwszy Ciągnik” i de facto jest to firma, która powstała w Chinach, by zając się budową ciągników jako pierwsza. Oczywiście początkowo na licencji radzieckiej, jednak w tej chwili nie ma po tym śladu. Ślad, a raczej kreska, jest za to po John Deere, z którym firma nie ma nic wspólnego, aczkolwiek można powiedzieć, iż wzornictwo zielonych ciągników mocno podeszło stylistom z YTO w przypadku serii od 45 do 165 KM.

Porzucili dla niego stylistykę zaczerpniętą z pierwszy serii New Hollanda T5, jaka była obowiązująca wcześniej, a w tej chwili widoczna jest w maszynach 25-90 KM oferowanych na rynkach azjatyckich. Dość jednak uszczypliwości. Wszyscy wiemy, iż Chińczycy mają swoje zdanie na temat inspiracji, w Chinach jest ona uważana za formę uwielbienia oryginału i na tym poprzestańmy. Dodać warto, iż YTO już pod koniec lat 90. bardzo intensywnie zabiegało o pozyskanie różnych licencji i patentów, co w końcu zaowocowało zakupem praw do przekładni powershift od McCormicka, gdy ten był w tarapatach (zaczynał być). A zatem, chiński przodownik pracy na roli, wcale nie musi być taki prosty jak by się to wydawało.

Ten ryjek jakby znajomy, tylko kolor nie ten, fot. GS

Z drugiej zaś strony pamiętam mój pierwszy kontakt z ciągnikami YTO w roku 2017 podczas targów Agritechnika. Dwa lata wcześniej cała hala była wypełniona maszynami z Chin, zaś Zoomlion, miał stoisko nie mniej imponujące niż Claas czy Fendt. Przynajmniej o ile chodzi o powierzchnię, rozmach oraz ilość maszyn. Na kolejnej edycji, po Zoomlionie nie było śladu, zaś YTO miało dość skromną premierę w jednej z mniejszych hal. Co nie daje spokoju, to fakt, iż mimo upływu 8 lat ciągniki YTO kilka się zmieniły. Naturalnie pojawiły się nowe silniki, co umożliwiło w końcu wejście na rynek UE z normą Stage V, jednak cała reszta pozostała bez zmian. Tutaj jednak, trzeba przyznać, iż jak na maszyny z Chin choćby te 8 lat temu ciągniki YTO imponowały.

Kabina jest prosta ale nie prostacka, wszystko ma swoje miejsce a całość jest nieźle spasowana fot. GS

W tamtym czasie, przeciętny dostępny na naszym rynku chiński ciągnik miał silnik zupełnie nieznanej marki, niezsynchronizowaną skrzynię o 8 przełożeniach, często bez rewersu i był wykonany w sposób urągający wszelkim obowiązującym standardom. Konkurować mógł jedynie z używanymi konstrukcjami typu C-360/C-330/T25/MTZ52, a iż te można było w jakim takim stanie kupić choćby poniżej 10 tys. zł, nie to co dziś, to nie znajdowały one zbyt wielu nabywców. Na tym tle ciągniki YTO z normalnymi przekładniami, paletą silników od 25 do ponad 250 koni i EHR-em, to było coś. Niestety, zabrakło jeszcze tego czegoś. Czego? Chyba odwagi. A czy teraz się uda?

Ciągnik YTO NMF704C. Ile kosztuje?

Zaczniemy od ceny, bowiem nie jest ona tajemnicą, a to podejście, które nam się bardzo podoba. A zatem model NMF704C kosztuje 108 tys. zł netto, w tej kwocie zawiera się ciągnik z zainstalowaną instalacją pneumatyczną oraz klimatyzowaną kabiną. Ciągnik rzecz jasna o mocy 70 KM krzesanych z koreańskiego silnika Doosan DM02-MFA22 czyli 2,4 litra i czterech cylindrów.

Z jednej strony cieszy parzystość tak zwanych garów, z drugiej martwi pojemność, która nie jest opisana liczbą z trójką na przedzie. Podobnymi parametrami cechuje się silnik w TAFE 7515, indyjski Simpson ma 2,6 litra, ale tylko trzy cylindry, za to 4KM więcej, co jednak wymaga ponad 40 tys. zł dopłaty, a wciąż nie mamy pneumatyki. Taki bajer (a także klimatyzacja) dopiero od 150-160 tys. A zatem już na starcie jest ciężko. Jak ciężko może być zatem na podnośniku w YTO? Nie tak ciężko jakby się można było tego spodziewać. Z deklaracji producenta wynika, iż tylny podnośnik (kat. 2) podniesie zaledwie 1325 kg, przy masie ciągnika 2770 kg. Na tym polu TAFE ma przewagę, 2400 kg przy 3720 kg. Widać więc, iż YTO to nie do końca ciągnik, który można brać pod uwagę zamiennie z TAFE czy innymi o mocach 70-80 KM.

Nie jest to wzornictwo pierwszej świeżości, ale nie można również powiedzieć, iż jest źle; jest normalnie lub neutralnie, fot. GS

Skrzynia i kabina

Spójrzmy jednak dalej, przekładnia 12×12 z mechanicznym rewersem, zwolnicami planetarnymi oraz blokadami mostów, sprzęgło niestety jednotarczowe. Prędkość maksymalna około 30 km/h. Wałek odbioru mocy 540/1000 załączany elektrohydraulicznie. Pompa, jak można było się spodziewać, o skromnym wydatku 35 l/min oraz 2 pary wyjść hydrauliki z tyłu. Ciągnik mierzy 4070 mm długości, 1820 mm szerokości oraz 2530 mm wysokości i ma prześwit 360 mm, fabryczne podstawowe ogumienie to 8,3×20 z przodu i 14,9×24 z tyłu. Co ciekawe, opcjonalnie można zażyczyć sobie skrzynię 16×8 z biegami pełzającymi i to już jest coś.

Ten panel tutaj nie pasuje, w ogóle nigdzie nie pasuje i nigdy nie pasował. Od kiedy zaczęto robić plastikowe drewno w pojazdach, stało się to synonimem tandety, niestety takie właśnie smaczki są/były w Chinach bardzo lubiane, fot. GS

Jeżeli chodzi o kabinę, to tu, podobnie jak w przypadku stylistyki, nie zadziało się zbyt wiele od dawnych czasów. Z tym iż kilka lat temu YTO robiło efekt wow na tle całej swojej chińskiej konkurencji. w tej chwili jest poprawnie, Hanwo czy Lovol poszły o krok dalej, choć małej 704C z serii NMF nie można nic specjalnego zarzucić. Kabina jest przestronna jak na tą klasę, dobrze przeszklona, zaś wnętrze obite plastikami, które nie budzą zastrzeżeń. Dźwignie są pod ręką, zadbano tutaj o ergonomię, choć uwadze nie może umknąć uroczy panelik z okleiną drewnopodobną. Chińczycy kochali takie detale, jednak ta moda już się skończyła przynajmniej w produktach oferowanych na rynki zachodnie.

W tej „wajchologii” odnajdzie się każdy traktorzysta starszej daty; biegi, zakresy oraz podnośnik, prosto i czytelnie, fot. GS

Będzie sukces?

Jaki więc z tego wniosek? Tak jak wchodząc do kabiny, pierwszy w oczy rzuca się niepasujący do niczego brązowy panel, tak oglądając YTO, od razu odnosi się wrażenie, iż firma upojona przewagą nad krajową konkurencją zwyczajnie przespała ostatnie lata. Choć z drugiej strony YTO pozostaje niekwestionowanym liderem w Chinach właśnie, klienci doceniają przede wszystkim trwałość, niskie zużycie paliwa, prostotę konstrukcji oraz łatwość napraw. Być może właśnie dlatego YTO nie eksperymentuje z ozdobnikami oraz przesadnym przepychem funkcji. Pytanie, czy zatem Europa w ogóle jest w kręgu zainteresowań tego producenta?

Idź do oryginalnego materiału