Gdyby Indiana Jones był mechanizatorem maszyn rolniczych, z pewnością nie szukałby Świętego Graala, tylko gąsienic od radzieckiego Stalińca S-60. A może właśnie tak się stało, bo oto wśród mgieł, niedźwiedzi i połowów łososia, na dalekiej Kamczatce, dokopano się do prawdziwej ikony radzieckiego przemysłu gąsienicowego. I to dosłownie.
Kamczacka ekspedycja ku chwale żelaza i radzieckiej stali rozpoczęła się od telegramu. Nie, nie takiego na papierze – tylko wpisu w aplikacji Telegram. W nim to naczelnik rejonu sobolewskiego na Kamczatce (tak nieco jeszcze na wschód za Syberią i na północ od Japonii), Andriej Worowski, doniósł, iż wyruszają z niemal naukową ekspedycją na poszukiwanie… traktora.
Ekipa odkrywców zabrała ze sobą doktora Zaura Tsokolaeva – najwyraźniej eksperta od prehistorycznych maszyn gąsienicowych – oraz karabin. W końcu na Kamczatce nigdy nie wiadomo, czy zamiast silnika od ciągnika nie znajdziesz głodnego (ale nie rolniczych wrażeń) niedźwiedzia czy innego wilka.
Efekty? Oszałamiające. Wśród traw, mchów i wiecznej zmarzliny spoczywał Staliniec-60 – radziecki bohater pól, maszyna o stalowym sercu i amerykańskim rodowodzie.

Staliniec – czyli CAT w czapce-uszance
Dla niewtajemniczonych kilka słów wyjaśnienia: Staliniec S-60 to swobodna radziecka interpretacja amerykańskiego ciągnika Caterpillar Sixty. Gdy na początku lat 30. ubiegłego wieku Związek Radziecki zapragnął własnego sprzętu do orania stepów i przeciągania haubic, zamiast wymyślać koło od nowa – po prostu je skopiował. I tak zrodził się Staliniec.
Maszyna była potężna, ciężka, niesamowicie paliwożerna i przeraźliwie głośna. Silnik benzynowy o mocy 60 KM potrafił spalić tyle, ile czołg T-34 podczas defilady, ale za to jechał dumnie i równo – niczym kolumna traktorzystów na 1 maja. Gąsienice, szerokie jak łopaty śnieżne, były stworzone do pracy na niekończących się równinach ZSRR i… jak się okazuje – do zakopania się w ziemi na następne 80 lat.
Archeologia rolnicza – nowa nauka radziecka?
Znalezienie Stalińca w stanie spoczynku nieopodal kraterów wulkanicznych to nie tylko sensacja – to narodziny nowej dyscypliny naukowej: archeologii maszyn rolniczych.
Wyobraźmy to sobie: przyszli badacze nie będą szukać kości mamutów, tylko korbowodów z oznaczeniami CzTZ. Zamiast różnych prehistorycznych dzid i kości będą odkopywać przekładnie główne i korpusu skrzyń biegów. Paleomechanika. Paleopługologia. Czyż nie brzmi to dumnie?

Co dalej ze znaleziskiem? Czy wróci na pola?
Naczelnik Worowski już zapowiedział, iż planowana jest operacja „ratowania” eksponatu. Odkopany Staliniec ma trafić do Muzeum Historii i Krajoznawstwa w Sobolewie. Będzie tam towarzyszył innemu bohaterowi pracy – VTZ „Universal”, o którym już wam opowiadaliśmy. Będzie to prawdziwe spotkanie tytanów radzieckiej myśli technicznej.
Jest tylko jeden problem: ktoś wcześniej odkręcił „co lepsze” części. Prawdopodobnie lokalni artyści-samozwańcy uznali, iż pokrywa zaworowa i napinacz gąsienicy to idealny materiał na rzeźbę przedstawiającą Lenina z szyną. Ale jak mówi Worowski – „damy radę”. I nie mamy powodu, by mu nie wierzyć. W końcu to Kamczatka. Tu się nie odpuszcza. choćby niedźwiedziom.
Czy odkopany po latach Staliniec znów zapracuje?
Znając pomysłowość rosyjskich mechaników i lokalnych entuzjastów – jest całkiem możliwe, iż po renowacji ciągnik wróci na pole. Może niekoniecznie w charakterze pracownika sezonowego, ale jako żywa legenda. A gdyby tak zamontować mu nowoczesny diesel, Isobus, nawigację satelitarną, a może choćby i Bluetooth?

Na zakończenie: toast za bohatera
Staliniec-60 to więcej niż ciągnik. To maszyna, która orała historię, dosłownie. Zaczynała jako amerykański wynalazek, by potem jako radziecka kopia dzielnie pracować na kolektywnych polach, ciągnąć armaty, i w końcu spocząć pod mchem i warstwą ziemi jak prawdziwy weteran.
A teraz, po dekadach, znów wychodzi na światło dzienne. Bo w Rosji choćby złom ma duszę i drugie życie.
Jeśli jesteś właścicielem starego ciągnika, który ma zamiar przejść na emeryturę, nie pozbywaj się go pochopnie i nie oddawaj na złomowisko. Po prostu zakop go.
Może za 80 lat twoi wnukowie zostaną pionierami nowej nauki, czyli agromechanicznej archeologii. A na pytanie: „Co to za maszyna?” odpowiedzą z dumą:
– To nasz ciągnik. Dziadek nim orał, ale zakopał, bo miał go dosyć.
Po 80. latach na pewno będzie wart fortunę.