Krwawy zamach w Moskwie pociągnął za sobą nader szybką reakcję w wymiarze medialnym. Rosja oskarżyła o udział państwa trzecie (zwłaszcza Ukrainę). Obserwatorzy zewnętrzni wskazują natomiast na możliwą odpowiedzialność samych rosyjskich władz.
Rosyjskie czynniki rządowe gwałtownie – a zdaniem niektórych obserwatorów, wręcz zdumiewająco gwałtownie – wydały serię oświadczeń, sugerujących udział w zamachu Ukrainy. Ta ostatnia stanowczo się od tego odżegnała, podobnie jak państwa zachodnie.
Niektóre ze wspomnianych miały zresztą przekazać Rosji nieoficjalne sygnały ostrzegające o możliwości przeprowadzenia ataku. Nie wiadomo jednak, jakie to były sygnały ani czy zostały one w jakikolwiek sposób spożytkowane.
Amerykańska ambasada ostrzegała swoich obywateli o możliwym niebezpieczeństwie w Moskwie już ponad dwa tygodnie temu. Nie wiadomo, czy chodziło wówczas o zamach na podobną skalę, i czy spodziewane wtedy niebezpieczeństwo miało coś wspólnego z dzisiejszą tragedią.
Wszystko to nie tonuje agresywnej retoryki przedstawicieli rosyjskich władz, która – w zestawieniu z zastanawiającym terminem ataku (przypadkowo tuż po wyborach) – bywa interpretowana jako próba wyzyskania ataku jako środka mobilizującego rosyjskie społeczeństwo.
W imię Allaha
Oświadczenie przypisujące sobie odpowiedzialność za zamach wydało natomiast Państwo Islamskie, które w ostatnich dniach przeprowadziło zamachy również w Afganistanie oraz Nigerii (przynajmniej deklaratywnie – nie sposób zweryfikować, czy to faktycznie ta organizacja bezpośrednio za nimi stała).
„Agencja” Al-Amaq, propagandowa tuba Państwa Islamskiego, miała ogłosić, iż bojownicy tej organizacji zaatakowali „skupisko Chrześcijan” w pobliżu Moskwy, a następnie wycofali się bez strat.
Wiarygodność tego typu oświadczeń pozostaje pod bardzo dużym znakiem zapytania. Państwo Islamskie w celu poprawy swojego PR-u przyznawało się już bowiem do zamachów, z którymi nie miało zgoła nic wspólnego.
Niewykluczone natomiast jest, iż zamachowcy faktycznie mogli działać z inspiracji IS, obok Al-Kaidy najbardziej wpływowej „intelektualnie” (jakkolwiek by to nie brzmiało) grupy terrorystycznej w świecie muzułmańskim.
Tytułem formalności – rosyjskie źródła propagandowe rozpowszechniają informacje, iż powyższe oświadczenie jest fałszywe. Zostało jednak umieszczone na oficjalnym kanale komunikacyjnym Państwa Islamskiego, twierdzenia zaś rzeczonych źródeł nie są poparte żadnymi wiarygodnymi (ani jakimikolwiek innymi) dowodami.
Ludiej u nas mnogo
Wreszcie, równie podejrzliwa, co niepokojąca hipoteza zakłada, iż zamach ten był pośrednio dziełem samych rosyjskich służb specjalnych. Niektórzy obserwatorzy podkreślają zaskakujące podobieństwo wczorajszego ataku do słynnego zamachu terrorystycznego na teatr na Dubrowce, ataku na szkołę w Biesłanie czy serii eksplozji bloków mieszkalnych w 1997 roku, tuż przed II wojną czeczeńską.
O wszystkie wspomniane wyżej tragedie, dziwnym trafem kierujące uwagę oraz odruch społecznej mobilizacji zgodnie z interesem Kremla, oskarżano rosyjskie specsłużby. W niektórych z nich chodziło wprost o wywołanie przyzwolenia na następujące potem, agresywne posunięcia władz, realizowane jakoby „w odwecie” za krwawe ataki.
Dokładnie ten sam scenariusz sugerują teraz źródła ukraińskie.
Z tezą tą koresponduje retoryka władz rosyjskich.
Notabene właśnie dzisiaj przyznały one – po dwóch latach od rozpętanej przez siebie agresji – iż faktycznie Rosja faktycznie znajduje się w stanie wojny. Nie jednak ze swojej winy, ale jakoby „Zachodu”.
Co ci powie ryba
Na sobotę przełożone zostało planowane wcześniej przemówienie Władimira Putina. W zależności od tego, co – korzystając okazji szoku i żałoby – będzie chciał on „sprzedać” rosyjskiej publice, będzie można wedle zasady is fecit, cui prodest formułować wnioski, czy faktycznie prawdopodobne jest, iż rosyjskie służby specjalne faktycznie ponoszą odpowiedzialność za piątkowy zamach.
Czy to po prostu nie zapobiegając wykrytej zawczasu akcji islamistów, czy też przyczyniając się doń bardziej bezpośrednio.
Oczywiście – w kontekście spodziewanego wzmożenia i potencjalnego zaostrzenia skali agresywności wojny przeciw Ukrainie, może mieć to już wówczas znacznie mniejsze znaczenie niż konsekwencje kolejnych posunięć Kremla wobec zaatakowanego sąsiada.