Żeby nie zapominać o swojej tożsamości – święto kaniuckie

2 godzin temu
Zdjęcie: Żeby nie zapominać o swojej tożsamości – święto kaniuckie


Jesteśmy winni to naszym rodzicom – tym, którzy to zapoczątkowali, którzy podtrzymywali tradycję choćby w ciężkich czasach, gdzie modlić się to był problem, bo były naciski władzy. Jan Paweł II mówił, iż każdy człowiek ma prawo do wiary. I my tę wiarę i tradycję szanujemy i kultywujemy” – podkreśla pan Mirosław Turowski, sołtys wsi Kaniuki (woj. podlaskie). Tradycyjnie, w pierwszą niedzielę po prawosławnym święcie Eliasza, mieszkańcy nadnarwiańskiej miejscowości dumnie świętowali tzw. obchód wsi.

Po prostu „święto kaniuckie”

Okoliczne wsie mówią, iż jest to po prostu „święto kaniuckie”. Kiedy byłem mały, ludzie opowiadali, iż był wielki pożar wsi. Budynki były kryte słomą, a wiatr powodował, iż wszystko po kolei się paliło. Pewna babcia wzięła ikonę proroka Eliasza, obeszła wieś wokoło, wiatr się zawrócił i ogień przestał dalej niszczyć budynki. To taka legenda, ale słyszałem to od swoich rodziców, od babci. I wtedy też zaczęto obchodzić to święto, żeby podziękować świętemu Eliaszowi, gromotwórcy, bo on też na koniach jeździ po niebie, słyszymy nieraz, jak grzmi – opowiada Włodzimierz Naumiuk, mieszkaniec wsi Kaniuki.

Podtrzymać przynależność do cerkwi prawosławnej, którą dali przodkowie i nie zapominać o swojej tożsamości.

Obchodzimy to jako nasze święto i święto świętego Eliasza. Swoje początki bierze jeszcze przed wojną. Odprawiało się mszę w cerkwi, potem brało się ikony, chorągwie i szło się granicami miejscowości. Święciło się pola, potem wracało się do wsi i święciło się podwórka. Po II wojnie światowej ta tradycja była przez cerkiew kultywowana, ale ze względu na to, iż zbierało się bardzo dużo ludzi, władze komunistyczne zabroniły zgromadzeń. Zakazano nam świętowania. Nie pamiętam dokładnie, ale prawdopodobnie jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego mój tato, jako sołtys, postanowił uzyskać pozwolenie w gminie od urzędnika. Ludzie pamiętali, chcieli dalej kultywować ten obchód, brakowało im tego. Tato uzyskał pozwolenie od urzędnika, to pozwolenie było ustne. Usłyszał, iż mogą robić, ale on oficjalnie nic o tym nie wie. I wtedy dumnie Kaniuki jako pierwsze zaczęły kontynuować ten tak zwany obchód – wspomina sołtys Kaniuk. – Jesteśmy z tego bardzo dumni – dodaje.

Ludzie przygotowują swoje podwórka. Wieś, na co dzień i tak piękna, nabiera świątecznego charakteru.

Zaczyna się od mszy w naszej cerkwi. Póżniej idziemy z procesją. Bierzemy chorągwie, bierzemy ikony i idziemy w koniec wioski. I stamtąd zaczynamy. Nasz baciuszka, proboszcz zaprosza jeszcze kilku baciuszków i po kolei idą i święcą każde podwórko.Ludzie wystawiają stół, na stole powinna być woda święcona, chleb, sól, „zapiska” za zdrowie. Baciuszka modli się i święci – opowiada pan Mirosław Turowski.

W dniu obchodów Kaniuki ożywają – by wspólnie świętować przyjeżdżają rodziny z innych miejscowości, znajomi, przyjaciele.

Był taki moment, iż ta tradycja zanikała, już coraz mniej ludzi przyjeżdżało, bo wieś się wyludniała, wszyscy uciekali do miasta, aczkolwiek teraz właśnie historia zatacza koło i ludzie wracają. Stałych mieszkańców jest niewielu, ale na weekendy, od wczesnej wiosny do późnej jesienie, wieś kwitnie. Kaniuki przeobraziły się z miejscowości rolniczej, w taką wczasowo-wypoczynkową, turystyczną. Ludzie powyjeżdżali, ponieważ były tu słabe ziemie, ciężko było gospodarzyć. Wyjeżdżali za chlebem do miasta. Tutaj choćby pastwiska i łąki były zalewane. Teraz jednak ludzie wracają – jak są renciści, emeryci, to przyjeżdżają odpoczywają – mówi sołtys.

Obchody wsi to okazja do spotkań. Przyjeżdżają całe rodziny – z dziećmi, wnukami, prawnukami. To jest już taka tradycja i dzięki Bogu ona będzie przekazana dla tych małych, których my tutaj widzimy wokół. Oni też będą przekazywać ją swoim dzieciom, wnukom, prawnukom i jeszcze sporo, sporo lat będą świętować w Kaniukach święto świętego Eliasza, gromotwórcy – zauważa pan Włodzimierz Naumiuk.

Idź do oryginalnego materiału