Przestrzeń wokół Ziemi jeszcze kilkanaście lat temu kojarzyła się z pustką. Dziś coraz bardziej przypomina zatłoczone skrzyżowanie, z tą różnicą, iż zamiast samochodów mamy tysiące satelitów pędzących z prędkością blisko 28 tys. km/h. Najnowsze badania naukowców pokazują, iż margines bezpieczeństwa dramatycznie się kurczy. jeżeli coś pójdzie nie tak, katastrofa na orbicie może wydarzyć się w ciągu 2,8 dnia.
O włos od zderzenia
Kilka dni temu chiński statek kosmiczny minął satelitę Starlink w odległości około 200 metrów. W realiach kosmicznych to niebezpiecznie blisko. Co gorsza, takie „bliskie spotkania” przestają być wyjątkiem – według naukowców zdarzają się na niskiej orbicie okołoziemskiej praktycznie bez przerwy.
To właśnie te obserwacje skłoniły Sarah Thiele, badaczkę z Uniwersytetu Princeton, i innych ekspertów w dziedzinie środowiska kosmicznego do stworzenia nowego wskaźnika ryzyka: CRASH Clock (Collision Realization and Significant Harm). Nie jest to zegar odliczający do konkretnej daty, ale miara pokazująca, jak długo zajęłoby doprowadzenie do katastrofalnej kolizji, gdyby satelity nagle straciły zdolność wykonywania manewrów unikowych.
Wynik jest alarmujący: 2,8 dnia.
Jeden błąd, reakcja łańcuchowa
Jak podaje portal New Scientist, wystarczy silna burza słoneczna, zdolna zakłócić elektronikę i łączność, albo poważny błąd oprogramowania, który tymczasowo unieruchomi systemy manewrowania satelitów. W takim przypadku w ciągu kilkudziesięciu godzin mogłoby dojść do pierwszego dużego zderzenia.
A jedno zderzenie w kosmosie to setki tysięcy odłamków pędzących z ogromną prędkością. Każdy z nich staje się potencjalnym pociskiem, zdolnym zniszczyć kolejne obiekty. Tak zaczyna się efekt domina znany jako syndrom Kesslera – proces, w którym liczba kosmicznych śmieci rośnie wykładniczo, aż niska orbita staje się praktycznie bezużyteczna.
Choć pełne rozwinięcie syndromu Kesslera zajęłoby dekady, wielu ekspertów ostrzega, iż niebezpieczny proces mógł już się rozpocząć.
Orbita pęka w szwach
Skąd tak dramatyczna zmiana? W 2018 roku, jeszcze przed erą megakonstelacji, CRASH Clock wskazywał około 121 dni względnego bezpieczeństwa. Dziś to niespełna trzy doby.
W 2019 roku na niskiej orbicie znajdowało się około 13 700 obiektów. W 2025 roku jest ich już blisko 24 200. Satelity megakonstelacji mijają się w odległości mniejszej niż 1 km średnio co 22 sekundy.
Starlink w centrum uwagi
Największym graczem na orbicie jest SpaceX. Konstelacja Starlink liczy już około 9 300 aktywnych satelitów i stanowi większość wszystkich działających satelitów wokół Ziemi. A to jeszcze nie koniec – firma Elona Muska regularnie wysyła w kosmos kolejne tysiące urządzeń.
W najgęstszych rejonach konstelacji satelity Starlink zbliżają się do innych obiektów na mniej niż kilometr średnio co 11 minut. Aby uniknąć kolizji, każdy satelita wykonuje przeciętnie 41 manewrów unikowych rocznie, co w skali całej floty oznacza jeden manewr co 1,8 minuty. Co więcej, liczba takich manewrów podwaja się co sześć miesięcy.
Autorzy badania stwierdzają, iż obecny model masowego rozmieszczania satelitów jest skrajnie ryzykowny. CRASH Clock ma być sygnałem alarmowym dla regulatorów i firm kosmicznych. Ostrzeżeniem, iż dalsze ignorowanie problemu może doprowadzić do nieodwracalnych konsekwencji.

14 godzin temu










