Złota moneta NBP za piętnaście tysięcy. To nie pieniądz, to inwestycja

1 dzień temu
Zdjęcie: INTERIA.PL


NBP wypuszcza nowe monety. Formalnie to środek płatniczy, ale lepiej ich nie wyciągać przy kasie. Złota kosztuje ponad 15 tys. zł, srebrna blisko 400 zł. Dla większości to nie pieniądz do wydawania, ale do podziwiania - i to tylko z bliska, jeżeli zdążysz je kupić. Liczba dostępnych sztuk jest mocno ograniczona.


Narodowy Bank Polski lada chwila wprowadzi zupełnie nowe monety. Polacy nie muszą się jednak obawiać, iż następuje jakakolwiek zmiana w kwestii tego, czym płacimy w sklepach. W obiegu pojawią się bowiem nowe monety kolekcjonerskie. Ich cena sprawia, iż zwykły Kowalski będzie mógł o nich tylko pomarzyć.


Pieniądze, które lepiej zostawić w sejfie


Już 12 czerwca 2025 roku Narodowy Bank Polski wprowadzi do obiegu dwie kolekcjonerskie monety - złotą o nominale 500 zł oraz srebrną o nominale 10 zł. Dla niektórych może to brzmieć jak wiadomość z kategorii "drobne zmiany w portfelu", ale w praktyce mamy do czynienia z egzemplarzami, których realna wartość kilkunastokrotnie przewyższa widoczny na nich nominał. Złota moneta kosztuje 15 500 zł, a srebrna - 360 zł. Formalnie można nimi zapłacić, ale byłoby to finansowym nieporozumieniem.


To nie są monety stworzone z myślą o obiegu, a raczej o kolekcjonerach, inwestorach i pasjonatach historii. Chociaż mają status prawnego środka płatniczego, w praktyce funkcjonują na zupełnie innym rynku - numizmatycznym. Ich miejsce to nie portfel ani kasa fiskalna, tylko sejf, kolekcja lub katalog aukcyjny.Reklama


Nowe monety wyglądają znajomo, ale kosztują fortunę


Na pierwszy rzut oka mogą przypominać zwykłe monety - na awersie widnieje napis "Rzeczpospolita Polska", godło państwowe i rok emisji. NBP wyjaśnia jednak, iż w rzeczywistości jednak są to precyzyjnie wykonane dzieła mennicze, stworzone z metali szlachetnych najwyższej próby - złota Au 999,9 oraz srebra Ag 999. Obie monety mają identyczne wymiary: średnicę 32 mm i wagę 31,1 g.
To jednak nie ich waga robi największe wrażenie - a cena. Za złotą monetę trzeba zapłacić 15 500 zł, czyli ponad trzydziestokrotność jej nominału. Srebrna wyceniona została na 360 zł, co również znacząco przekracza jej wartość nominalną. Są to kwoty zaporowe dla przeciętnego klienta sklepu spożywczego - ale całkowicie uzasadnione z punktu widzenia kolekcjonera.


Limitowana emisja, ograniczony dostęp


Tym, co dodatkowo winduje wartość monet, jest ich ograniczony nakład. Złotych monet powstanie maksymalnie 1000 sztuk, a srebrnych - do 8000. Oznacza to, iż ich dostępność będzie ściśle limitowana, a zakup - tylko dla najszybszych (i najlepiej przygotowanych finansowo) zainteresowanych.
Warto przy tym zaznaczyć, iż Narodowy Bank Polski nie prowadzi rezerwacji ani zapisów - monety będą dostępne w oficjalnym sklepie internetowym NBP, aż do wyczerpania nakładu. Doświadczenie pokazuje, iż takie emisje znikają w ciągu godzin - a niekiedy minut - od momentu startu sprzedaży. Kto nie zdąży, pozostaje mu rynek wtórny, gdzie ceny mogą być jeszcze wyższe.


Dlaczego lepiej ich nie używać do płacenia?


Chociaż zgodnie z prawem monety kolekcjonerskie NBP są legalnym środkiem płatniczym, użycie ich do codziennych transakcji byłoby - mówiąc wprost - bardzo kosztownym błędem. Wydanie w sklepie złotej monety o wartości rynkowej 15 500 zł, tylko dlatego, iż widnieje na niej "500 zł", oznaczałoby stratę kilku tysięcy złotych już w momencie zakupu.
Podobnie z monetą srebrną - jej nominał 10 zł to czysta formalność, skoro zapłacono za nią 360 zł. Różnica ta wynika nie tylko z materiału, z jakiego zostały wykonane, ale również z walorów artystycznych, precyzji wykonania i wartości kolekcjonerskiej. Te monety mają zupełnie inny cel niż codzienny obrót i powinny pozostać poza kasą sklepową.


Żółkiewski w metalicznym wydaniu


Obie monety należą do kontynuowanej serii "Hetmani Rzeczypospolitej" i w tym roku upamiętniają postać Stanisława Żółkiewskiego - hetmana wielkiego koronnego, który w XVII wieku wsławił się zwycięstwem pod Kłuszynem i triumfalnym wejściem do Moskwy.
Jego życiorys to materiał na podręcznik i epopeję jednocześnie: lojalny dowódca, strateg, autor pism politycznych, a zarazem postać, która poniosła rycerską śmierć w bitwie pod Cecorą w 1620 roku. Na rewersie monet znalazł się jego wizerunek, a także herb Lubicz i buława - symbol jego hetmańskiej władzy.


Pieniądz kolekcjonerski - czyli jaki?


Emisje kolekcjonerskie NBP nie są nowością - bank centralny regularnie wprowadza na rynek monety upamiętniające ważne rocznice, postacie i wydarzenia historyczne. Mają one zarówno walor edukacyjny, jak i inwestycyjny. Są też jednym z niewielu przypadków, gdy środek płatniczy zyskuje wartość odwrotnie proporcjonalną do częstotliwości użycia - im rzadziej się go używa, tym więcej może być wart.
W tym przypadku mówimy o pieniądzu, który nie ma krążyć, ale trwać - jako nośnik pamięci, element dziedzictwa kulturowego i przedmiot inwestycji. A to oznacza jedno: lepiej trzymać te monety z dala od sklepowej kasy i traktować je z należytą ostrożnością.
Agata Jaroszewska
Idź do oryginalnego materiału