Sieć marketów hurtowych Costco została przytłoczona falą zainteresowania odbiorców po tym, gdy wprowadziła do oferty – jako zwykły towar „z półki” – sztabki złota. Klienci rzucili się na nie, zwabieni konkurencyjną ceną, przez co firma musiała wprowadzić limit do dwóch sztuk na osobę.
Costco to ogromna sieć handlowa operująca w modelu quasi-hurtowym, nastawiona na sprzedaż dużych ilości wszelkich możliwych rodzajów dóbr. Jej podobne do magazynów sklepy dostępne są dla klientów jedynie po wykupieniu przez nich rocznego członkostwa.
Z drugiej strony wystawione w nich towary sieć oferuje po relatywnie korzystnych cenach, z niewielkimi marżami własnymi (rzędu ~15%, w porównaniu do przeciętnej wynoszącej 25% i wyżej). Costco oszczędza przy tym na marketingu, wychodząc z założenia, iż niższa cena przemawia lepiej niż reklama.
I może z z uwagi na ten brak reklam, których nie sposób uświadczyć, dopiero niedawno szerszy rozgłos zyskał jeden z jej towarów.
Okazja czyni entuzjastę
Costco oferuje, jak się rzekło, sztabki złota w dwóch odmianach, obydwie o wadze jednej uncji. Są to produkty szwajcarskiej rafinerii PAMP Suisse oraz południowoafrykańskiej Rand Refinery. Ich ceny się wahają, ogółem oscylując wokół 1900 dolarów lub nieco powyżej – co w porównaniu do spotykanych w USA cen detalicznych okazało się czynnikiem wystarczającym, by pobudzić entuzjazm nabywców.
Jak przyznała firma, zainteresowanie oferowanymi przez nią sztabkami złota było takie, iż musiała ona wprowadzić ograniczenia ilościowe. Jak stwierdził w czasie kwartalnego spotkania z inwestorami Richard Galanti, wiceprezes i dyrektor finansowy firmy:
„Otrzymałem kilka sygnałów, iż ludzie dostrzegli w internecie, iż sprzedajemy jednouncjowe sztabki złota, owszem, jednak kiedy zamieszczamy je na stronie, zwykle znikają w ciągu kilku godzin, i [przez to ] wprowadziliśmy limit do dwóch na członka”.
Pojawiają się jednak sygnały – m.in. w poświęconych kruszcowi wątkach Reddit-a – iż niektórzy nabywcy, którzy lekce sobie ważą ograniczenia, i tak kupują sztabki w większej ilości. Ograniczenie ma bowiem dotyczyć w praktyce ilości nabywanej tygodniowo. Za większy problem uchodzi w ogóle znalezienie towaru, który w momencie wystawienia na sprzedaż znika na tyle szybko, iż najczęściej jest niedostępny – aż do kolejnej dostawy.