Zmiana reguł w trakcie gry? Wedle sądu, jak najbardziej! Słynna afera dotycząca niklu na wokandzie

11 miesięcy temu

Brytyjski sąd orzekł, iż Londyńska Giełda Metali (LME) nie przekroczyła swoich uprawnień, gdy arbitralnie wstrzymała transakcje dotyczące niklu. Miało to miejsce 7 marca bieżącego roku, gdy ceny niklu w ciągu zaledwie kilku dni wystrzeliły do góry o ponad 250 procent.

Nagłe zawirowanie miało oczywiście związek z rozpoczynającą się wówczas inwazją Rosji na Ukrainę. Losy tej inwazji były wówczas wielką niewiadomą, podobnie jak konsekwencje, jakie miała za to ponieść Rosja. Miało to o tyle duże znaczenie, iż ta ostatnia jest jednym z największych na świecie wydobywców i dostarczycieli niklu.

Na fali olbrzymich wzrostów wielu inwestorów spodziewało się olbrzymich zysków, podczas gdy inni liczyli straty. Jednak szefostwo LME, wbrew zwykłej praktyce, najpierw zawiesiło zawarte kontrakty i możliwość zawierania nowych, a następnie jednostronnie ogłosiło, iż obowiązujące kontrakty, warte ok. 1,2 miliarda dolarów, uznaje za nieważne.

Wzbudziło to, jak się można było spodziewać, wściekłość inwestorów liczących na zyski. Dwoje z nich – fundusz Elliott Investment Management oraz trader-broker Jane Street Global Trading – podjęło przeciwko niej kroki prawne, domagając się co najmniej 370 milionów odszkodowania.

Co wolno wojewodzie

Sąd w Londynie orzekł jednak, iż nie było w tym nic nielegalnego. Stwierdził, ze handlując na giełdzie, inwestorzy „dobrowolnie” zgadzają się na jej warunki. A te jak zwykle napisane były w ten sposób, by w każdej sytuacji i w każdym sporze górą była giełda.

Przedstawiciele funduszu Elliott już zapowiedzieli apelację, określając wyrok jako „budzący fundamentalne wątpliwości” w kwestii „braku efektywnego nadzoru nad [postępowaniem] brytyjskich giełd”.

Opinię tę można oczywiście tłumaczyć frustracją inwestora, okradzionego – jego zdaniem – z wywalczonych przez siebie profitów przez sobiepaństwo zarządu giełdy. W krytyce tej może jednak kryć się coś więcej.

Zdaniem komentatorów, sąd stanął w obronie bytu i statusu giełdy – ważnych z punktu widzenia brytyjskiej gospodarki – narażonych na szwank w przypadku konieczności wypłaty setek milionów dolarów odszkodowań. Pozycja ta może jednak zachwiać się i bez tego. Oczywistością jest bowiem, iż giełda nie mogłaby działać bez zaufania jej klientów. To zaś zostało bardzo poważnie zachwiane, rodząc ryzyko odpływu inwestorów w dłuższym terminie.

Idź do oryginalnego materiału