Według danych podanych przez organizatora, na EIMI-e w Bolonii można spotkać się ze 1531 wystawcami z całego świata, choć prawdopodobnie około 1500 stanowią firmy włoskie. Wśród reszty był za to jeden wystawca, który być może będzie miał coś do powiedzenia w tym temacie.
Żarty na bok, choć faktycznie przechadzając się po kolejnych halach targów EIMA w Bolonii można zadać sobie pytanie, czy jest coś, czego włoskie firmy nie robią i to przynajmniej w dwóch lub trzech wariantach? Choć w przypadku chociażby kosiarek bijakowych firm mających je w ofercie było nie dwie-trzy, a raczej dwadzieścia czy trzydzieści.
Podobnie miały się sprawy opryskiwaczy, dla których jedna hala to było stanowczo za mało czy też wszelakich narzędzi uprawowych, ale o tym kiedy indziej. Z zadumy podczas przemierzania kolejnej ekspozycji wyrwał nietypowy widok. Ciągnik pośród maszyn i nie jakiś tam ciągnik stanowiący element ekspozycji, na którym wystawca prezentuje swój ładowacz czy system wspomagający jazdę, a de facto ciągnik będący centrum ekspozycji, ciągnik, który dopiero co zagościł w Europie a całkiem możliwe, iż już w 2025 roku będziemy mogli zobaczyć go, ba, a choćby kupić w Polsce. I słowo kupić, jest tutaj kluczowe.
1 KM za 1000 złotych?
Tak sprawy mają się w ojczyźnie traktora, o którym mowa, a którego nazwa brzmi nieco mistycznie – Kartar, a będąc dokładniejszym Kartar 7536 Globetrac, czyli modelu przygotowanego do sprzedaży na całym świecie.
W Indiach na przykład w stanie Pendżabu, skąd wywodzi się firma Kartar, model 7536 kosztuje brutto około 15 Lakh rupii, co odpowiada kwocie nieco ponad 71 tys. zł. Jest to oczywiście maszyna, która przyprawiłaby o zawał przeciętnego urzędnika z Brukseli, niemniej jak dowiedzieliśmy się od przedstawicieli firmy, to wcale nie oznacza, iż “światowe przygotowanie” tego ciągnika do sprzedaży sprowadza się również do rynków wschodzących.
Wręcz przeciwnie, jest on także dostępny w wariancie silnikowym, w którym spełnia normę Stage V, nie ma natomiast jeszcze pełnej homologacji umożliwiającej sprzedaż na terenie UE. Czyli koniec? Znów kaczka dziennikarska i tak zwany „clikbait”? Nie do końca, bo ciągnik nie ma jeszcze homologacji, badania i prace mające mu ją nadać właśnie trwają, a firma swoją obecnością na EIMI-e przygotowuje się do wejścia na rynek europejski. Jak widać, pustka po ciągnikach z Białorusi kusi i przyciąga nowych graczy.
Nowy gracz z Indii zaskakuje jeszcze jednym aspektem – planem wejścia na rynek. Zamiast standardowego rozpoczęcia sprzedaży w Niemczech i próby ekspansji dookoła, co jak pokazuje praktyka, nie zawsze się sprawdza, Kartar chce zacząć od północy Europy, a więc Skandynawii i Polski właśnie, by później stopniowo schodzić w dół w kierunku Bałkanów i Zachodu. Co zatem firma z Bhadson w Pendżabu będzie chciała nam zaoferować?
Globetrac 7536. Made in India
Firma Kartar to Indyjski lider produkcji kombajnów zbożowych z własnym napędem. Tak, bowiem w Indiach kombajny dzielimy na takie w guście Bizona oraz takie, do których trzeba doczepić traktor, aby zyskać napęd i miejsce pracy operatora. Niemniej w traktorach też sobie nieźle poczynają nijako goniąc konkurencję. Trudno się dziwić, firma jest sąsiadem Sonaliki, która na traktorach zjadła zęby, przynajmniej w Indiach i krajach ościennych.
Zaprezentowany podczas targów w Bolonii egzemplarz, nie ma co ukrywać, jest żywcem wyjęty z dystrybucji na kraje rozwijające się, o czym niech świadczą chociażby klasyczne halogenowe lampy zarówno robocze jak i do jazdy po drodze czy też “fotele dla pasażerów” na obydwu błotnikach. Choć trzeba przyznać, iż wysokie barierki miałyby szanse zapewnić nienajgorsze trzymanie. Nie ma jednak szans, by coś takiego przeszło w Europie. Szkoda, iż w ferworze przygotowywania maszyny do pokazu, zapomniano je wymienić. Na szczęście nie popełniono tego błędu o ile chodzi o felgi i opony; na nowoczesnych oponach BKT 11.2×24 i 16.9×30 model o mocy 75 koni prezentował się dobrze.
Trochę to dziwne, iż po tylu debitach firm wszelakich z Azji nikt nie pokusił się o refleksję związaną z tym, jak ów debiut został przyjęty i skomentowany i kolejne firmy przybywające do Europy robią to popełniając dokładnie takie same błędy. O ile ciekawszy byłyby to widok zobaczyć po raz pierwszy indyjski czy chiński ciągnik wyeksponowany w sposób nienaganny z przednim TUZ-em, WOM-em czy ładowaczem, w ładnej kabinie choćby tylko zamontowanej w jednej sztuce na potrzeby targów i z kilkoma ciekawymi detalami i gadżetami jak chociażby lampy od producenta z rynku na który planuje się wejść. Wszak dajmy na to taka Polska lampami LED-owymi stoi, a ich jakość i parametry nie odbiegają od niemiłosiernie drogiej i niezbyt wyróżniającej się zachodniej konkurencji. To byłby niezły punkt zaczepienia do rozmowy.
A skoro o detalach mowa Kartar jak każdy ciągnik o mocy około 75 KM z Indii jest swojego rodzaju zwieńczeniem oferty. Naturalnie na rodzimym rynku firma posiada model o mocy 90 KM, a także pracuje nad przekroczeniem magicznej bariery 100 KM, jednak w istocie będą to ciągniki bazujące na tym, co zobaczyć można w tym modelu.
Oko na pewno cieszą cynkowane na złoto prowadnice fotela, dość standardowego jak na ten segment, czyli skromnie, ale bez wygód. Za to z pasem bezpieczeństwa. Wszystko co pod nami, a więc biegi, rewers, blokady, wałek czy podnośnik są sterowane mechanicznie, tak jak dwa obwody hydrauliki poprowadzone na tył. Traktor został pokazany z zaczepami górnym i dolnym, złączem elektrycznym do przyczep i wspomnianymi dwiema parami wyjść hydrauliki ze skrzyni. Tak należy rozumieć konfigurację za wspomniane 1 KM za 1000 zł, a przynajmniej fabryczną. Być może dealerzy dodadzą coś od siebie, ale o tym za chwilę.
Jako iż jest to ciągnik póki co bez kabiny, to konsola skupiona jest wokół koła kierownicy i składa się z nakładki z czarnego plastiku wieńczącej nieruchomą część pokrywy silnika. Element nieodzowny – przełącznik świateł integrujący wszystkie funkcje świecenia, po przeciwnej stronie ręczny gaz i włoski panel wskaźników firmy COBO, czyli taki jak chociażby w Zetorach.
Zachodnie komponenty
Nie tylko zegary są włoskim elementem w tym ciągniku. Również cała skrzynia biegów 12×12 z blokadą i pełną synchronizacją (prędkości 1,5 – 31 km/h) wraz z przednim mostem pochodzą właśnie od Carraro, a co za tym idzie mamy podwójne sprzęgło – średnica tarczy 310 mm, mokre hamulce i mechaniczny hamulec ręczny.
Jeżeli chodzi o hydraulikę, to tutaj raczej zdziwieniem nie jest, iż również pochodzi ona z tego samego kraju co skrzynia – MITA Oleodinamica odpowiada za pompy, rozdzielacz i podnośnik, efektem czego jest 48,7 l/min z dwóch pomp (część odchodzi na wspomaganie) oraz 2500 kg udźwigu. Raczej słabo i tu wracamy do niewyciągania wniosków z błędów innych.
Słabe jest również to, iż bez przeróbki mocowania separatora wody nie ma szans na dołożenie kolejnej pompy. Całość zamykamy wałkiem niezależnym 540 przy 1938 obr./min lub 540E/1000, gdzie 540E osiągane jest na 1648 obr./min. W pakiecie producent przewiduje jeszcze obciążniki na przód. Kompletacja bardzo podstawowa. Pamiętajmy jednak, iż niemalże gotowy ciągnik już jest wyceniony na niespełna 72 tys. w Indiach. Czy zatem w wariancie UE możemy spodziewać się czegoś w granicy 120-150 tys.? Najbliższym konkurentem dla Kartara będzie TAFE 7515, który jeszcze w starych cennikach na ten rok jest wyceniany na około 147 tys. zł netto w najbardziej okrojonej wersji.
Silnik i cena zadecydują?
Cena na pewno będzie miała najważniejsze znaczenie. Nie ma co się czarować, wszystkie ciągniki jakie pojawiły się po przymusowym wycofaniu się z rynku firmy MTZ Belarus, walczą o jej schedę i klientów, co później może im umożliwić dotarcie na przykład do odbiorców poza rolnictwem.
Ale wpierw ludzie muszą zacząć cię dostrzegać. Specyfikacje Kartara 7536 i Tafe 7515 są niemalże identyczne; na papierze Kartar podniesie 100 kg więcej swoim podnośnikiem, co wciąż nie zachwyca. Nie ma za to wersji z kabiną, choć jak przyznają przedstawiciele Kartar, dostrzegają ten wymóg na naszym rynku i mają być na to przygotowani.
Przygotowany nie jest za to do końca silnik, bowiem w zaprezentowanym modelu znajdował się motor SJV436, a więc czterocylindrowy większy brat jednostki z TAFE, również produkcji Simpsona. Natomiast w modelu oferowanym na rodzimym rynku pozostało większy silnik 4,2 l, który jednak nie spełnia żadnych norm. Jak się dowiedzieliśmy, finalnie na pewno pod maską będzie Simpson. Który dokładnie?
To jeszcze będzie przedmiotem testów i homologacji. Gdyby jednak firmie udało się wdrożyć większą jednostkę o pojemności 3,6 l i czterech zamiast trzech cylindrów, z wtryskiem CR Bosch, to zdecydowanie na polskim rynku byłaby to olbrzymia przewaga nad TAFE. Oczywiście o ile nie zostaniemy rozczarowani ceną.