Kiedy uciekamy z kieratu po ustaleniu naszych aktywów i pasywów trzeba jeszcze określić dochody i wydatki. Oszczędności oszczędnościami, ale przeciętne mogą gwałtownie się skończyć, a ogromne kilka osób posiada. Ponownie wracamy do naszych scenariuszy.
Ucieczka z korpo na wieś pod Siedlce.
Pamiętacie założenia: pieniądze ze mieszkania pójdą na zakup i remont gospodarstwa, auto zmieniamy na bardziej praktyczne, plus dysponujemy 100 tys. zł oszczędności. W pierwszej fazie, której nie przedstawiam, przez cały czas pracujemy w korpo i kończymy studia rolnicze, a szwagier szuka nam ziemi.
Faza druga wymaga właśnie opisania wydatków i dochodów. Zacznijmy od tych pierwszych. Rodzina mieszkająca w mieście, wciśnięta w korpohabitus ma tendencje do:
- egzotycznych wakacji,
- markowych ciuchów,
- jedzenia na mieście,
- płatnej edukacji i służby zdrowia,
- długiej listy rozrywek.
Powiedzmy sobie szczerze – wiejski budżet ich nie udźwignie. Zostanie minimum dla 2+1, o którym wiele pisałem:
Jedzenie+chemia+kosmetyki- 1500 zł, dom 800 zł, auto 700 zł, nauka 500 zł, wydatki własne (ubrania, fryzjer, drobne przyjemności, prezenty i tzw. kieszonkowe) 1500 zł. Razem:5000 zł.
W budżecie nie ma kosztów prowadzenia gospodarstwa rolnego – wybaczcie, ale na tym się nie znam. Tylko wydatki rodzinne.
I teraz te 5000 zł trzeba jakoś zarobić, bo wydatki muszą być niższe niż dochody.
Najpierw – świadczenia państwowe: 1000 zł (800+, wyprawka, świadczenia rodzinne). Zostaje 4000 zł/m-c. I tu wchodzi temat, który męczyłem kilka razy: Z czego żyć na wsi? Albo praca na miejscu, albo zdalna, albo dorywcza, albo jakiś biznes. Teoretycznie gospodarstwo przynosi ok. 5500 zł (GUS)/ha przeliczeniowy/rok. Żeby uzyskać 48.000 zł trzeba mieć ok. 9 ha przeliczeniowych. Na dobrej ziemi – 6 ha fizyczne wystarczą. Nie każdy jednak chce żyć z ziemi.
Pewną siatkę bezpieczeństwa stanowi 100 tys. zł oszczędności, ale nie starczą na wiele. Stąd stronę dochodową trzeba dobrze przemyśleć. W moim przypadku te 4000 zł zarobiłbym z wynajmu lub sprzedaży domu w mieście, wiem iż nie każdy ma taką szansę.
A inna wersja? Kupujemy tylko siedlisko i zakładamy firmę na miejscu. Wtedy wydatki zostaną te same, a dochody z firmy pokryją koszty życia. Przy czym całe oszczędności pójdą pewnie na rozruch firmy.
Partner doskonały.
Rozwód stanowi nie tylko traumę, ale katastrofę ekonomiczną. Dla obojga – bo zostaje jeden dochód i połowa majątku. Dla kobiety – gdyż zostaje jej 30% dochodu i 70% dotychczasowych wydatków. No chyba, iż dostanie alimenty. Dla mężczyzny – cóż on zwykle traci najwięcej: zostaje mu 70% łącznego dochodu, ale wydatki choćby rosną. Przyczyna? Alimenty. W Polsce 1000 zł/dziecko to minimum (w Warszawie 1500 zł), a znam facetów, którzy płacą 2000 zł/dziecko, 3000 zł/dziecko a choćby 7000 zł/dziecko. Przeciętny korpolud z pensją 10k netto, tracąc mieszkanie (dostanie je żona), przy dwójce dzieci dostanie 4k alimentów, plus zapłaci 3,5k za kawalerkę. Na resztę zostanie mu 2,5 tys. zł. Słabo.
Stąd tak wielu rozwodników dorabia. Szczęśliwcy trafią na drugą połówkę i … chyba na ten scenariusz każdy liczy. Niemniej jednak obliczenia trzeba zrobić. Zawsze indywidualnie i raczej zawyżając wydatki i zaniżając dochody. Żeby nie spotkać się z murem.