Zwykle opisujemy wam problemy techniczne z jakimi się do nas zgłaszacie, ale tym razem awaria dotknęła naszego redakcyjnego Ursusa C-330. Silnik padł i to jego koniec, ale co tu się wydarzyło? I dlaczego?
O Ursusie C-330 słyszał każdy z nas. Ta rdzennie polska i genialna konstrukcja stała się na lata wyznacznikiem naszej mechanizacji rolnictwa. Ten ciągnik do dziś pracuje w tysiącach gospodarstw, a jego legenda chyba nigdy nie zgaśnie.
Jednak jak każda maszyna i trzydziestka ma swoje wady. No może nie są one dokuczliwe, bo technicznie nie ma się tu co psuć, a dziś głównym problemem okazuje się po prostu wypracowanie podzespołów. Mimo szeregu ewidentnych zalet Ursus C-330 po prostu się starzeje. Jak i ten.
Awaria Ursusa C-330 – tak dobrze żarło i zdechło
Nasza trzydziestka jest od kilkudziesięciu lat ciągle w użyciu. Każdego roku i w każdym sezonie ma coś do roboty. Także i teraz, gdy weekend majowy to i nasz czas na prace polowe. Ale do czasu, bo jak to w życiu bywa, jak coś dobrze idzie i choćby pogoda dopisuje, to zawsze coś musi się s… przepraszam – schrzanić.
W pewnej chwili, w czasie lekkich prac polowych w naszym “ciapku” dało się odczuć szarpnięcie spowodowane gwałtownym spadkiem mocy. Spod maski uniósł się lekki siwy dym i dało się wyczuć intensywny zapach oleju.

Mimo brakujących koni mechanicznych ciągnik o własnych siłach dojechał do gospodarstwa. Kiedy podnieśliśmy maskę w górę z naszych ust wydobyło się ciepłe, choć mało cenzuralne słowo.
Koniec silnika trzydziestki
Obraz jaki zobaczyliśmy oznaczał jedno: to koniec pracy. Koniec silnika naszej trzydziestki. Definitywny koniec. Amen.
Spod korka odmy na pokrywie zaworów dosłownie się lało. W czasie pracy silnika w regularnych odstępach wydobywał się z niego świszczący, jakby astmatyczny “oddech” ubarwiony dymem przepalonego oleju.
Co tu się wydarzyło???
Skutki awarii Ursusa C-330 widzicie na zdjęciach, ale co tu się mogło wydarzyć – natychmiast zaczęliśmy się zastanawiać nad przyczyną awarii. To, iż jakiekolwiek dalsze prace ciągnikiem są niemożliwe, widać było gołym okiem. I słychać, bo silnik dosłownie stracił życie, a jego dźwięk pracy nie przypominał już charakterystycznego pyrkania, ale bardziej dyszenie.
Po wyciągnięciu bagnetu stanu oleju niemal trysła na nas fontanna olejowego dymu i spalin. No tak, w tej jednej chwili wszystko stało się jasne i mamy przyczynę nagłej awarii. Domyślacie się już jaką?

Oczywiście chodzi o pierścienie tłokowe silnika, które nagle zakończyły swój żywot. To “nagle” nie zdarza się zbyt często i tak spektakularnie jak w naszym przypadku, ale nie jest to jakaś bardzo rzadka awaria. Niestety najczęściej dochodzi do niej właśnie podczas pracy pod obciążeniem.
Dlaczego tak się stało?
Dlaczego jesteśmy na 100% pewni, iż chodzi o pierścienie tłokowe? Bo to bardzo charakterystyczna awaria. Gdy pękają, a jest w tym przypadku to niemal pewne, to silnik natychmiast traci sprężanie i moc. Całe ciśnienie wytwarzane w czasie pracy tłoka ucieka przez nieszczelne połączenie tłok – cylinder do wnętrza komory korbowodów.
Tu powoduje w niej potężne, pulsujące wraz z pracą cylindrów silnika nadciśnienie. Spaliny przedostające się do komory silnikowej z cylindra mieszane są z mgłą olejową wytwarzając charakterystyczną maź. W mniej drastycznych przypadkach, jak ten nasz, tego typu awarię można przewidzieć po zapachu sadzy wydobywającej się spod korka olejowego.

Co dalej z uszkodzonym silnikiem naszego Ursusa C-330?
Na razie zabieramy się do pracy nad demontażem osprzętu silnika, bo od czegoś trzeba zacząć. Po tego typu awarii, silnik musi być całkowicie rozebrany i dokładnie wewnątrz umyty ze spalinowo-olejowej mazi. To, czy będziemy go naprawiać i przejdzie całkowity remont generalny, czy też wymienimy go na nowy jeszcze zobaczymy.
Przeliczymy koszty remontu i bądźcie pewni, iż damy wam znać.
Teraz do pracy, bo czas nas goni.